„Zobacz, gdyby takie okno istniało wcześniej, Ilonka by nie siedziała” – usłyszałam, mijając dwie czterdziestolatki, koło wrocławskiego okna życia.
Zgodnie z polskim prawem ten, kto porzucił małoletnią lub nieporadną fizycznie bądź psychicznie osobę, jest karany pozbawieniem wolności do trzech lat. Jeśli w wyniku porzucenia, osoba zmarła – kara więzienia może trwać do ośmiu lat.
Prawo daje dwie możliwości uniknięcia konsekwencji rodzicom (lub matce – gdy ojciec jest nieznany), którzy decydują się nie wychowywać nowo narodzonego dziecka. Mogą pozostawić je w szpitalu, a zrzekając się praw rodzicielskich – umożliwią mu szybkie i sprawne pod względem formalnym przejście do rodziny adopcyjnej. Mogą także pozostawić dziecko w jednym z sześćdziesięciu funkcjonujących w naszym kraju okien życia. Rodzice zachowują wtedy pełną anonimowość: nie są poszukiwani przez policję, a jeśli ktoś poinformowałby organy, że w rodzinie zniknął noworodek – po sprawdzeniu, że został umieszczony w oknie życia, nie wszczyna się sprawy. O gwarancji uniknięcia w ten sposób przez rodziców odpowiedzialności karnej zapewnia m.in. Opinia Kancelarii Senatu z 17 lutego 2009 r. i opinie radców prawnych w urzędach miejskich.
Współdziałanie
Polskie prawo nie przewiduje specjalnego postępowania w przypadku dzieci pozostawionych w oknach życia. Obowiązują te same przepisy co w adopcji w ogóle, a postępowanie w poszczególnych miastach regulują wewnętrzne procedury, ustalone między zaangażowanymi instytucjami. Tych może być sporo. Przykładowo we Wrocławiu przy nadaniu malcowi tożsamości prawnej i przygotowaniu do adopcji współdziała aż jedenaście podmiotów. Od sióstr boromeuszek, w których klasztorze znajduje się okno, po Wydział Zdrowia Urzędu Miejskiego, który koordynuje i od 6 lat (tyle istnieje wrocławskie okno) wciąż usprawnia współpracę. – Na początku pojawiały się trudności choćby z wypisaniem dziecku recepty – ponieważ nie miało numeru PESEL. Krok po kroku rozwiązywaliśmy problemy – mówi s. Dorota Baron, współodpowiedzialna za opiekę nad oknem życia we Wrocławiu. Dzwonek na trzech komórkach wrocławskich boromeuszek (aż trzech – by mieć pewność, że dziecko zostanie niezwłocznie odebrane) odzywa się kilkakrotnie w ciągu doby, także w nocy. Za każdym razem dyżurujące siostry odrywają się od aktualnego zajęcia, w nocy – wstają z łóżka – by zajrzeć do oddalonego o kilkadziesiąt metrów okna życia. Raz znalazły nastolatkę – którą koledzy wepchnęli do środka, nie wiedząc, że po zamknięciu okno automatycznie się blokuje. Dziewięć razy w ciągu sześciu lat alarm był uzasadniony.
Mama anonimowa
Dziecko przebywa u sióstr zaledwie 15–30 minut, do momentu przyjazdu pogotowia.
– Dokonujemy pierwszej prostej diagnozy: czy jest różowe, czy fioletowe z zimna, silne czy wątłe, czy płacze, czy zostawiono przy nim list lub inne rzeczy – s. Ewa Jędrzejak, współodpowiedzialna za okno życia, przekłada kartki w segregatorze, pokazując poszczególnie wpisy. – Zdarzały się nam dzieci, które były ubrane w nowe ciuszki i dzieci, których ubranka pochodziły bodajże z dziesiątego recyklingu i były na przykład przesiąknięte papierosami. W takim wypadku myłyśmy je i przebierałyśmy.
Przy Krystianie mama zostawiła kartkę z informacją o zleconych na porodówce kontrolach: ortopedycznej i słuchu, przy Patrycji – kartkę z jej imieniem, przy Roksance – list wyrażający nadzieję, że jest zdrowa mimo domowego pośladkowego porodu. – Ani u nas, ani w innych oknach życia mamy nie ujawniły swojej tożsamości – dodaje s. Dorota. – Z wyjątkiem Legnicy, gdzie kilka lat temu mama pozostawiła przy dziecku książeczkę zdrowia.
Umieszczenie dziecka w oknie życia oznacza zrzeczenie się wobec niego praw rodzicielskich. Policja, której siostry zgłaszają pojawienie się niemowlęcia, nie poszukuje matki, ale musi sprawdzić, czy dziecko nie zostało np. porwane. Robi to na podstawie ewentualnych zgłoszeń o zaginięciu. Niemowlę zostaje zabrane do szpitala, gdzie przechodzi badania. Zazwyczaj stąd trafia wprost do czekającej na niego rodziny – zastępczej lub preadopcyjnej, która często staje się rodziną docelową maluszka. Przyspieszając procedury, współpracujące ze sobą instytucje: szpital, Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej, ośrodek adopcyjny i sąd, jak tylko mogą, stwarzają warunki sprzyjające bezpieczeństwu malca i jak najszybszemu nadaniu mu tożsamości prawnej. To we Wrocławiu. W niektórych miastach zdarza się, że dziecko przechodzi dłuższą i trudniejszą drogę – także przez ośrodek opiekuńczy. Tak dzieje się wtedy, gdy nie uda się znaleźć dla niego rodziny zastępczej lub sąd nie zdąży skierować do niej dziecka w takim terminie, by trafiło doń prosto ze szpitala.
Próba kontaktu
W ciągu pierwszych 6 tygodni biologiczna mama ma prawo zmienić swoją decyzję. By przywrócono jej dziecko, które oddała anonimowo, musi swoje prawa do niego udowodnić. Dziś może w tym pomóc badanie DNA. W praktyce niektóre mamy podejmują anonimowe próby kontaktu, pytają o dziecko. We Wrocławiu kontakt e-mailowy lub osobisty nawiązała połowa mam. Dwie pytały o możliwość odebrania maleństwa. Starań jednak zaniechały. W Polsce były dwa przypadki, w których dzieci wróciły do matek: w Kielcach i Tarnowie. W Szczecinie kobieta tak długo stała przed oknem życia, wahając się, czy zostawić dziecko – że na sytuację zareagował przechodzący właśnie ksiądz. To było piąte dziecko małżeństwa, które biedowało, a właściciel mieszkania groził im eksmisją. Ksiądz z siostrami zakonnymi pomogli zorganizować mieszkanie socjalne i lepszą pracę, i mała Ania została w rodzinie.
Adopcje
Sandra już po 10 dniach trafiła do swojej nowej rodziny, choć ta nie od razu miała status rodziny adopcyjnej. Zazwyczaj jednak proces trwa dłużej niż dwa miesiące. Przyczyny są różne. Kolejne decyzje sądowe muszą się uprawomocnić. Może się też zdarzyć, że procedury z jakichś powodów są opóźnianie, jak w przypadku Piotrusia znalezionego w oknie życia w Matemblewie na Pomorzu. Na pierwszej rozprawie sąd odłożył wyznaczenie opiekuna prawnego, przez co nie można było rozpocząć procedury adopcyjnej. Później sędzina zachorowała. Piotruś na rozpoczęcie procedury prawnej musiał czekać pięć miesięcy.
Wrocławskie siostry nie śledzą dalej tego, co dzieje się z dziećmi. – Według procedury nasza rola kończy się na przekazaniu dziecka pogotowiu, które przewozi je do szpitala. Jednak przez jakiś czas odwiedzają je w szpitalu, dowożąc to wszystko, co zazwyczaj zapewniają rodzice: czyste ubranka, pieluszki, kosmetyki. – Jeśli nie ma przeciwskazań, spędzamy przy dziecku trochę czasu – mówią. – To dla niego ważne. Potem jednak ustępujemy miejsca wybranej przez ośrodek adopcyjny rodzinie, która dla nas pozostaje anonimowa, chyba że rodzice zadecydują inaczej.
Najlepsze rozwiązania
– Okna życia to rozwiązanie stosunkowo niedrogie – mówią siostry. – W zorganizowaniu go z chęcią pomogli nam sponsorzy. Od tamtej pory my i wolontariusze finansujemy utrzymanie pomieszczenia, serwisowanie systemu alarmowego, ogrzewanie itp. Przez to, że znajduje się przy klasztorze (w innych miastach także przy instytucjach), nie ma potrzeby wynagradzania czuwającego dzień i noc personelu, a to spora oszczędność. Gdyby pokusić się o rachunki, to przy 6-letnim funkcjonowaniu okna życia daje to liczbę okolo 53 tys. godzin wolontariatu, które pewnie dałoby się wycenić na kwotę blisko pół miliona złotych.
Umieszczenie dziecka w oknie życia jest na pewno rozwiązaniem dla niego gorszym niż oficjalne zrzeczenie się praw rodzicielskich i pozostawienie go w szpitalu. Angażuje więcej instytucji, jest bardziej skomplikowana, przez co zdarza się, że dziecko musi czekać na nią nieco dłużej. Daje jednak możliwość życia.
* Imiona dzieci umieszczone w tekście są imionami, które nadały im siostry. Po adopcji rodzice zmienili je na inne.