Logo Przewdonik Katolicki

Czy chcemy takiej rzeczywistości?

Anna Sosnowska
Dr Paul Cameron / fot. archiwum prywatne

Rozmowa z dr. Paulem Cameronem, psychologiem i prezesem Family Research Institute, o wiarygodności badań na temat homoseksualizmu i poprawności politycznej zawodu.

Dlaczego w swojej działalności skupia się Pan w takiej mierze na problemie homoseksualizmu? W Polsce jest Pan jednoznacznie kojarzony właśnie z tą tematyką.
– Traktuję to jako rodzaj intelektualnej przygody. Obecnie wśród psychologów można dostrzec dużą tendencyjność. Dlatego ja i moi współpracownicy staramy się, żeby nasze oceny były obiektywne i sprawiedliwe.
 
Skąd w takim razie zarzuty pod Pańskim adresem o nadinterpretacje wyników badań i ideologiczne podejście do tematu?
– To wynika z tego, że w Family Research Institute, którego jestem prezesem, zwracamy szczególną uwagę na te dane, które nie są zbyt eksponowane przez inne środowiska psychologiczne. Często pewne wyniki badań są ignorowane lub umniejsza się ich znaczenie.
 
Czy sugeruje Pan, że zawód psychologa padł ofiarą poprawności politycznej?
– Niewątpliwie tak jest. Ale poszedłbym nawet dalej i powiedział, że to psychologowie i psychiatrzy przyczynili się do zjawiska poprawności politycznej. Te dwie profesje koncentrują się przede wszystkim na tym, jak ludzie się czują w różnych trudnych życiowych sytuacjach, więc ich praca polega na szczególnym traktowaniu emocji.
 
Najważniejszym celem jest dobrostan pacjenta.
– To oczywiste, że sposób, w jaki człowiek emocjonalnie ustosunkowuje się do własnego zdrowia, również może wpływać na to zdrowie. Ale podobnie jest z emocjonalnym nastawieniem do otaczającej go rzeczywistości – ono poniekąd także wpływa na tę rzeczywistość. Niektórzy psychologowie i psychiatrzy, idąc tym tropem, uważają, że emocje i uczucia mają determinować rzeczywistość. Ekstremalnym przykładem takiego podejścia są dla mnie operacje zmiany płci. Ktoś np. mówi, że czuje się kobietą zamkniętą w męskim ciele. Wielu psychologów temu przytakuje i ignorując biologiczną konstrukcję tej osoby, stwierdza: tak, masz rację, jesteś kobietą w męskim ciele. Nie mówi się jednak o tym, że często ludzie, którzy przeszli operację zmiany płci, nadal nie czują się ze sobą dobrze, a w ich życiu wciąż panuje bałagan.
 
Z czego to wynika?
– Spora grupa współczesnych psychologów i psychiatrów powie, że winę za złe samopoczucie tych osób ponosi społeczeństwo, które nie traktuje ich z należytą tolerancją. Podobnie rzecz wygląda w przypadku homoseksualizmu. Ktoś mówi, że jest homoseksualistą, bo czuje pociąg do osób tej samej płci, i to ma de facto determinować jego prawdziwą tożsamość.
 
Wspomniał Pan, że w swojej pracy szczególną uwagę zwraca na dane pomijane przez innych badaczy.
– Pracuję z homoseksualistami przez wiele lat i z pełną odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że jest to grupa, która żyje krócej, ma częstsze problemy zdrowotne i częściej dopuszcza się zachowań patologicznych niż osoby heteroseksualne. Czy właśnie takiej rzeczywistości wszyscy chcemy? Nie jestem jedyną osobą, która podnosi te kwestie, ale na pewno jedną z najbardziej wpływowych, ponieważ skłoniłem wielu innych psychologów i psychiatrów do poważnego podejścia do tych danych.
 
A jednak Sąd Najwyższy USA zalegalizował związki homoseksualne.
– Kiedy trwały dyskusje nad tą sprawą, swoją opinię Sądowi Najwyższemu przekazało Amerykańskie Towarzystwo Medyczne (ATM), które potwierdziło to, co ja mówię od lat. Natomiast różnimy się, jeśli chodzi o diagnozę takiego stanu rzeczy. Według ATM, za częstsze problemy zdrowotne homoseksualistów i ich kłopoty z prawem winę ponosi społeczeństwo. Więc stwarzając im możliwość zalegalizowania związków, zapobiegamy tego typu patologiom. Natomiast Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne i Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne nadal twierdzą, że homoseksualizm nie jest związany z żadną patologią. Jak widać, w naszym środowisku istnieje pewien podział, ale zarówno jedna, jak i druga grupa są zgodne co do tego, że należy rozszerzyć zakres praw i przywilejów dla osób homoseksualnych.
 
Jak w tym zamieszaniu mają się odnaleźć laicy? Istnieją np. badania, które udowadniają szkodliwość wychowywania dzieci przez pary homoseksualne, inne badania pokazują, że nie ma to znaczenia, a jeszcze inne – że taki rodzaj opieki wywiera pozytywny wpływ na dziecko. Co jest prawdą?
– Dobre pytanie. Oczywiście socjologowie, psychologowie i psychiatrzy – zwłaszcza z USA – powiedzą, że nie ma żadnej różnicy, czy dziecko jest wychowywane w rodzinie hetero-, czy homoseksualnej. Natomiast kiedy przyjrzymy się badaniom, które oni cytują jako źródła – a ja tak zrobiłem – to wyraźnie widać dwie rzeczy. Po pierwsze, te badania są zazwyczaj przeprowadzane przez osoby homoseksualne.
 
Ale to nie musi o niczym świadczyć.
– A po drugie, one są najczęściej robione na bardzo małej próbie. Na przykład jedno badanie dotyczyło dwudziestu pięciu par lesbijek i ich dzieci oraz dziewiętnastu rodzin heteroseksualnych. Gdy popatrzymy na te dane i zadamy sobie pytanie, które z przebadanych dzieci są bardziej męskie, to okaże się, że te wychowywane przez lesbijki. Na ten argument autorzy badania odpowiedzą, że wynik mieści się w granicy statystycznego błędu, więc tak naprawdę nie ma żadnej różnicy, przez jakie pary dzieci są wychowywane. Jednak zazwyczaj – choć nie zawsze – jest tak, że im większa próba, tym bardziej wzrastają negatywne tendencje.
 
Jakiego rodzaju?
– Jeśli zsumuje się wyniki badań przeprowadzanych ma małych próbach – a to na nie powołuje się większość psychologów i psychiatrów – to okazuje się, że np. dzieci wychowywane przez homoseksualistów mają wyższą tendencję do stawania się w przyszłości także osobami homoseksualnymi. Ktoś może stwierdzić: no i w czym problem? Kłopot w tym, że osoby bezkrytycznie przyjmujące badania najpierw mówią B, a dopiero potem A.
 
Nie rozumiem.
– Czyli najpierw mówią, że nie widać takiej tendencji, a jeżeli im się tę tendencję udowodni, to pytają: no i co w tym złego? Jako instytut przeprowadziliśmy badania na pięciu tysiącach osób. Siedemnaście z nich przyznało, że miało homorodziców. Statystycznie brakuje tu pewnej proporcji, ale zostawmy to. Z tych siedemnastu osób pięć czy sześć miało stosunki seksualne z jednym lub z dwojgiem swoich rodziców, a niemal połowa powiedziała, że jest bi- albo homoseksualna. Badania robione w Australii pod koniec XX i na początku XXI w., badania przeprowadzane na tysiącu dzieci w Christchurch w Nowej Zelandii czy badania prof. Marka Regnerusa na Amerykanach z 2012 r. pokazują, że dzieci wychowywane przez homoseksualnych rodziców mają m.in. gorsze wyniki w nauce, a w przyszłości częstsze zatargi z prawem, większe kłopoty w tworzeniu trwałych relacji, częściej korzystają z zasiłku dla bezrobotnych i częściej miewają myśli samobójcze niż osoby wychowywane w rodzinach heteroseksualnych. 
 
Dzisiaj za takie słowa można być ukaranym. W USA i Anglii wielu psychologów straciło pracę, ponieważ twierdzili, że tradycyjne małżeństwo jest optymalnym środowiskiem dla rozwoju dziecka.
– Jak pani wie, w Polsce też miałem niedawno sprawę.
 
Pozwał Pan Pracownię Różnorodności z Torunia, skupiającą osoby LGBTQ, która na swojej stronie internetowej zarzuciła Panu m.in. naukową hochsztaplerkę.
– I wygrałem.
 
 
Dr Paul Cameron
Amerykański psycholog, prezes Family Research Institute, autor kilkudziesięciu publikacji z zakresu psychologii i nauk społecznych, były doradca do spraw rodziny rządów USA i Kanady.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki