Logo Przewdonik Katolicki

Jak najbliżej słów Chrystusa

Marta Brzezińska-Waleszczyk

O tym, jak ważny dla dobrej komunikacji jest język, którego używamy, nie trzeba nikogo przekonywać. Jasny, prosty, związany z życiem współczesnego człowieka – taki powinien być dziś język w Kościele.

Podczas zakończonego niedawno Synodu Biskupów nt. rodziny ojcowie synodalni zastanawiali się nad rozwiązaniami trudności i wyzwań, przed którymi staje dziś rodzina katolicka. Niektóre propozycje rozwiązań docierające do wiernych budziły konsternację. Ale czy tylko dlatego, że były kontrowersyjne (jak na przykład sugerowane przez niemieckich biskupów), czy może również z powodu barier językowych i wynikających z nich nieporozumień?
Jak ważny jest język, którego Kościół używa do komunikacji z wiernymi, chyba nie trzeba nikogo przekonywać. Przypomniał o tym ostatnio metropolita Filadelfii abp Charles Chaput OFM Cap, który stwierdził, że „język, jakiego używamy, wpływa na nasz sposób myślenia, a nieprecyzyjny język prowadzi do zamętu myślowego, co z kolei może spowodować fatalne skutki”.
 
Błędy komunikacyjne
Abstrahując od synodalnych dyskusji, warto podjąć refleksję nad językiem, jakiego używa dziś Kościół. A tu, jak się okazuje, nadal jest wiele do zrobienia. Podczas kwietniowego sympozjum „Kościół-Komunikacja-Wizerunek” prof. Jan Miodek mówił o komunikacyjnych błędach polskiego duchowieństwa. W wykładzie pt. „Nie obmyślać kazań przy goleniu. O języku współczesnego kaznodziejstwa” wyliczał nieodmienianie nazwisk, hiperpoprawność, monotonny styl głoszonych kazań oraz korzystanie z tzw. gotowców. – Nawet gdyby człowiek się kłuł szpilką, to po dwóch minutach jego myśli są nad Odrą, Bugiem i Wisłą, ale nie w kościele – oceniał gorzko.
Anna Miotk, ekspert ds. PR i blogerka (annamiotk.pl) wylicza trzy inne błędy komunikacyjne Kościoła, wśród których znalazło się używanie zbyt specjalistycznego języka. Kazania powinny być wygłaszane zdecydowanie prostszym językiem – ocenia. Drugi błąd to używanie języka politycznej debaty: nakierowanego na wywołanie emocji, na wzbudzenie kontrowersji, zawierającego liczne skróty myślowe. I wreszcie trzeci błąd – zbyt daleko posunięte uogólnienia.
 
Powściągnąć swoje uwielbienie!
Nieco bardziej optymistyczny jest Eryk Mistewicz, którego zdaniem Kościół popełnia coraz mniej błędów. Co więcej, analizuje bardzo uważnie przeinaczenia kościelnych komunikatów, do których posuwają się media mu nieprzychylne i ogranicza możliwości ataku. A w końcu, podobnie jak Kościół we Francji, zwraca wyjątkową uwagę na komunikowanie, język, dotarcie, rezonans, siłę narracji, wreszcie nowe media w całym procesie kształcenia zarówno duchownych, jak i współpracujących z instytucjami kościelnymi świeckich. – Mam wrażenie, że z każdego potknięcia wyprowadzane są daleko idące wnioski. Wówczas, gdy tylko jest to możliwe, zwracana jest uwaga przełożonym duchownych, aby ci powściągali swoje uwielbienie do zobaczenia siebie samego na ekranie telewizyjnym na rzecz zachowań licujących z powagą i misją Kościoła. Problemem są bowiem księża, którzy poruszają się na cienkiej granicy między byciem celebrytą, ale jeszcze księdzem, a opuszczeniem stanu duchownego i byciem wyłącznie celebrytą. Takich przykładów jest w Polsce chyba więcej niż we Francji. Tamtejszy Kościół łatwiej poradził sobie z tym problemem – ocenia konsultant polityczny, doradca w zakresie marketingu i PR.
 
Siła skojarzeń
Mistewicz ponadto zwraca uwagę, że problemy w komunikacji międzypokoleniowej często wynikają z braku podstawowej bazy skojarzeń młodych ludzi, braku pewnego rodzaju ogłady, przygotowania, zanurzenia w tych skojarzeniach, które dla starszego pokolenia są oczywiste. – Przecież nikt z dzisiejszych 40- czy 50-latków nie użyłby w reklamie wódki zdjęć z manifestacji w stanie wojennym. Ale tu dochodzimy do problemu poważniejszej natury: upadającej edukacji, szkolnictwa wyższego, mediów publicznych czyli elementów skutkujących degeneracją intelektualną społeczności – konstatuje Mistewicz.
Jakie rady mają dla kościelnych hierarchów specjaliści od komunikacji, aby uniknąć błędów i nieporozumień? – Zachować hermetyczny język teologii dla naukowych debat czy naukowych tekstów – tam będzie bardziej odpowiedni. Zrezygnować z chęci budzenia kontrowersji i uogólnień czy tworzenia błyskotliwych, acz kontrowersyjnych sformułowań. Zastanowić się, jak daną wypowiedź odebrałyby osoby, których sprawa dotyczy – czy po jej wysłuchaniu nadal będą miały poczucie, że są traktowane z szacunkiem? Mówić do wiernych takim językiem, jakiego użylibyśmy w rozmowie z innym człowiekiem, tłumaczyć prawdy wiary na sytuacje i przykłady zrozumiałe dla współczesnych, pracować nad swoimi umiejętnościami komunikacyjnymi – wylicza Anna Miotk, jako dobry przykład wskazując dominikanów, którzy zresztą ostatnio uruchomili warsztaty dla kaznodziejów.
 
Blisko Ewangelii i blisko życia
– Ostatnio ksiądz w moim kościele podczas kazania mówił cicho, niezbyt wyraźnie. Trzeba było wysilić słuch, ale i intelekt, aby pojąć świetnie zresztą przygotowane kazanie – wspomina Eryk Mistewicz. – Zobaczmy, co dzieje się wokół nas, jak zdegenerował się język mediów masowych i wystąpień publicznych, jak zanikło piękno języka. Co by się stało, gdyby ksiądz mówił na tym poziomie, bez zdań wielokrotnie złożonych, ze zdaniami zawierającymi maksimum trzy-cztery wyrazy, z wyrazami z grupy maksimum 500 słów, jakimi każdy się posługuje w życiu codziennym? Czy zdołałby przekazać głębię tego, co miał do powiedzenia. Czy zachwyciłby tak, jak mnie zachwycił? Nie wiem, ale mam wrażenie, że zbyt silne zmiany języka kazań mają swoją granicę. Chciałbym, aby Kościół, jak dotąd, kultywował piękny język. Aby kapłani „nie lądowali” tylko dlatego, że będą wówczas lepiej zrozumiani. Charyzmatyczni liderzy społeczności naprawdę mówią czasami zdaniami wielokrotnie złożonymi – przekonuje mój rozmówca.
Zaś ks. Kloch, odwołując się do swoich doświadczeń z 12-letniej pracy rzecznika KEP, podkreśla, że komunikatywny język ułatwia zrozumienie. Sformułowania niejasne, złożone, obcojęzyczne utrudniają odbiór przekazu. – Musimy wrócić do prostego języka, który trafi do współczesnego człowieka. Powinien być blisko Ewangelii i blisko życia – radzi. – Byłoby wspaniale, gdybyśmy wracali do języka Jezusa – języka prostego, ale związanego z życiem, jaśniejszego i bardziej komunikatywnego niż język wielu duchownych – dodaje.
Warto jednak pamiętać, że winą za zaburzenia komunikacyjne nie wolno obciążać jedynie duchownych. Owszem, nadal popełniają oni błędy, ale czy my, wierni, jesteśmy zupełnie bez winy? Jak często zdarza nam się komentować medialne sensacje na temat rzekomo rewolucyjnych zmian, jakie Franciszek zamierza wprowadzić w Kościele, nie sięgając do źródeł, nie odnosząc się do całości wypowiedzi, a jedynie bazując na serwowanych przez rozemocjonowanych publicystów skrawkach prawdy? – Trzeba być jak najbliżej źródeł i dokumentów, a nie ich omówień. Tak jak powinniśmy być jak najbliżej słów Chrystusa – ucina ks. Kloch. I to chyba najlepsze podsumowanie dyskusji o języku i komunikacyjnych błędach w Kościele.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki