Logo Przewdonik Katolicki

Duch Święty sobie poradził

ks. Mirosław Tykfer
Jadwiga i Jacek Pulikowscy / fot. PAP

Rozmowa z dr. Jackiem Pulikowskim o kulisach synodu poświęconego rodzinie.

Jak z perspektywy audytora ocenia Pan zakończone XIV Zwyczajne Zgromadzenie Ogólne Synodu Biskupów na temat rodziny?
– To było niesamowite przeżycie. Nie miałem pojęcia o problemach Kościoła w innych częściach świata, nawet tych wynikających z kultury czy tradycji. W Indiach 55 proc. małżeństw katolików to małżeństwa mieszane, a są miejsca, gdzie jest to nawet 90 proc. Spojrzenie na małżeństwo w takich miejscach jest zupełnie inne niż u nas. Widzieliśmy przecudowny Kościół afrykański, bardzo oddany Panu Bogu, który nie zna w ogóle problemów, z jakimi zmaga się świat zachodni. Bardzo dużo pozytywnych rzeczy dowiedzieliśmy się z Azji. Poszerzyło się nasze spojrzenie na Kościół i wzrosło przekonanie, że siły piekielne go nie zwyciężą, bo nawet jeśli powstają w Kościele pomysły, które mogłyby go rozbijać, to są one reprezentowane przez naprawdę nielicznych kardynałów czy biskupów. Byliśmy przekonani, że Duch Święty sobie poradzi z problemami ludzkimi i rzeczywiście tak się stało.
 
W przekazach medialnych dominował język o walczących frakcjach. Czy rzeczywiście tak wyglądało to od środka?
– Obrady odbywały się na najwyższym poziomie, również intelektualnym, ale oczywiście pojawiły się różnice zdań. Nie były to jednak żadne pyskówki. Przykładowo: bardzo zatroskany biskup mówi, że skoro Eucharystia jest tak wielkim darem, tak wielką łaską i takim lekarstwem, to czy można jej komukolwiek odmawiać? I na to pada odpowiedź innego biskupa, że jest to taka świętość, że nie można do niej dopuszczać ludzi niebędących w stanie łaski uświęcającej. Nie było więc tak, jak usiłowali to przedstawiać niektórzy dziennikarze.
 
Nawet w dyskusji o osobach rozwiedzionych, żyjących w kolejnych związkach?
– Ich droga do sakramentów jest otwarta przez powrót do czystości. To droga dla każdego człowieka, który grzeszy. Pan Jezus mówi przecież do jawnogrzesznicy: „Idź i nie grzesz więcej”. Pojawiły się tendencje, żeby pominąć to „nie grzesz więcej”, żeby, jak ja to mówię, „pobłogosławić grzech”. Ale to były naprawdę pojedyncze głosy. Najciekawsze jest to, że pochodziły one z tych części świata, gdzie Kościół jest najbardziej zniszczony. Związane jest to np. z przymykaniem oka na antykoncepcję, gdzieniegdzie na rozwody czy nawet na aborcję. Dla mnie Kościół na Zachodzie przegrał tym, że zaczął obniżać wymagania, dopasowywać się do grzesznej rzeczywistości ludzkiej i przestał mówić jednoznacznym językiem, że grzech jest grzechem. To się zaczęło już wtedy, gdy niemieccy teologowie zaprotestowali przeciwko jasnemu nazwaniu antykoncepcji grzechem w encyklice Humanae vitae. Po 50 latach problem pozostaje aktualny, a jego skutkiem jest jeszcze większy bałagan moralny niż wtedy.
 
Innym bardzo medialnym tematem były związki jednopłciowe.
– W sprawie tych związków, których nikt nie nazywa małżeństwem, pojawiały się marginalne głosy, najczęściej z Niemiec, Austrii czy Francji. Postulowano, by złagodzić ostrość widzenia, żeby  dostrzegać elementy dobra w tych związkach. Moje zdanie jest akurat odwrotne: trzeba bardzo stanowczo grzech nazywać grzechem, pochylać się nad grzesznikiem, ukazywać mu drogi nawrócenia i proponować pomoc. Ale warunkiem powrotu do sakramentów jest odwrócenie się od grzechu. Ostatecznie taka wersja na synodzie zwyciężyła.
 
Na zachodnich portalach bardzo mocno akcentowana jest sprawa tzw. sytuacji nieregularnych czy nieoczywistych. Jak powiedział kard. Christoph Schönborn, stanowisko przedstawione przez synod jakby zawiesza odpowiedź na pytanie o Komunię dla rozwiedzionych.
– Jeśli chodzi o rozeznawanie tych sytuacji, to spójrzmy na adhortację Familiaris consortio Jana Pawła II. Choć papież mówił o indywidualnym podejściu, to tak naprawdę na końcu jest sugestia powrotu do czystości, czyli odwrócenia się od grzechu. Oczywiście duszpasterz może z parą, która jest w związku niesakramentalnym, podjąć pracę, żeby oni dojrzeli i zrozumieli, że żyją w grzechu, że zdradzili swoich poprzednich małżonków i skoro autentycznie nie ma żadnej możliwości powrotu do pierwotnego współmałżonka, co byłoby najszczęśliwszym rozwiązaniem, to mają otwartą drogę do sakramentów. Warunkiem jest rezygnacja ze współżycia, ale takie słowa nie padną z ambony czy w gazecie, tylko w rozmowie z duszpasterzem.
 
Na co starali się Państwo zwrócić szczególną uwagę uczestników obrad?
– Mieliśmy ograniczone możliwości. Nasze wspólne wystąpienie na forum ogólnym trwało trzy minuty. Upomnieliśmy się o skuteczne przeciwstawianie się ideologiom, które niszczą nasze małżeństwa, rodziny i dzieci. Zasugerowaliśmy, że Kościół powinien dostrzec i docenić tych wszystkich małżonków, którzy latami żyją razem mimo trudności, tych, którzy wychowują większą gromadkę dzieci, tych, którzy przez lata nie mogą doczekać się dzieci, porzuconych małżonków, którzy latami trwają w wierności przysiędze, żyjąc samotnie, tych, którzy w czystości przygotowują się do małżeństwa, i wreszcie tych, którzy w samotnym życiu żyją uczciwie, zgodnie z nauką Kościoła. Żeby tych wszystkich Kościół niejako zauważył i pochwalił. Ponadto, żeby jeszcze bardziej nasz ukochany Kościół pochylił się nad ludźmi żyjącymi w kryzysie, a także nad każdym grzesznikiem, ale żeby mówił tak, jak mówił Jezus: nie grzesz więcej. Jesteśmy głęboko przekonani, że jedyną skuteczną pomocą grzesznikowi jest pomoc w odwróceniu się od grzechu.
 
W grupach było zapewne więcej czasu.
– Tam próbowaliśmy przemycać drobne rzeczy i to się udawało: o związkach osób porzuconych, upominaliśmy się o Humanae vitae. Naszą interwencją była np. podmiana całego punktu na temat przygotowania do małżeństwa. Przygotowaliśmy ten tekst, opierając się na Familiaris consortio, i w naszej grupie ten punkt został przyjęty jako całość. Zaznaczyliśmy w nim, że jedynym godnym człowieka podejściem do seksualności jest czystość. Druga interwencja dotyczyła osób o skłonnościach homoseksualnych, wśród których spora liczba prawdziwie cierpi z tego powodu. Większość ludzi z zaburzoną orientacją seksualną wcale nie wychodzi na ulice, tylko po prostu cierpi w ukryciu. Pierwszą ofertą dla nich powinno być terapia i leczenie, dla wszystkich życie w czystości.
Podczas dyskusji na najgorętsze tematy wygłosiłem też oświadczenie, że jeśli ktoś w przygodnych czy jednopłciowych związkach próbuje doszukiwać się jakiegoś dobra, to tak naprawdę utrudnia nawrócenie i w ten sposób staje przeciwko człowiekowi, Kościołowi i Bogu. Dodałem też dość ostro, że staje wtedy po stronie Szatana. Po chwili ciszy biskupi i kardynałowie zaczęli się wypowiadać i wszyscy stanęli po stronie dotychczasowego nauczania Kościoła. Od tego momentu dyskusje i głosowania przebiegały w bardzo szybkim tempie. Relacje naszej grupy były najbardziej jednoznaczne i akceptowalne.
Momentami wyglądało to jednak tak, jakby brakowało ogólnej refleksji. Zostaliśmy zarzuceni ogromem materiałów, prowokujących do zajęcia się szczegółami, przez co traciliśmy spojrzenie ogólne.
 
Z jakich synodalnych doświadczeń może Pan skorzystać w działalności w duszpasterstwie rodzin? 
– Synod utwierdził mnie w przekonaniu, że to, co robię, ma sens. Jan Paweł II mówił, że przyszłość ludzkości idzie przez rodzinę, a ja dopowiadam: przyszłość rodziny zależy od małżeństwa. I kluczowym punktem obrony świata jest ratowanie małżeństw, chcących rodzić i dobrze wychowywać dzieci. Utwierdziłem się w przekonaniu, że troska o małżeństwa i wychowanie młodzieży to najważniejsze rzeczy jakie możemy robić dla ludzi, dla Kościoła i w gruncie rzeczy dla świata.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki