Niemal rok temu opublikowany został polski przekład książki Ubóstwo kard. Gerharda Müllera. Choć książka, w przeciwieństwie do reszty Europy, nie odbiła się w Polsce jeszcze głośnym echem, to jednak może okazać się fundamentalnym dziełem w dyskusji o tzw. opcji Kościoła na rzecz ubogich.
Zwrot Kościoła w kierunku materialnych peryferii społecznych, nazywany opcją preferencyjną na rzecz ubogich, związany jest ściśle z tzw. teologią wyzwolenia. O teologii wyzwolenia polski czytelnik pewnie najwięcej mógł dowiedzieć się z książki Ryszarda Kapuścińskiego Chrystus z karabinem na ramieniu, opisującej skomplikowaną sytuację społeczną w Ameryce Południowej. Przypominając w skrócie, teologia wyzwolenia zrodziła się w latach 70. i była odpowiedzią latynoskiego Kościoła na monopolistyczny system oligarchiczny, opierający się już nie tyle na wyzysku, co realnym niewolnictwie najniższych klas społecznych. Księża Gustavo Gutierrez i Leonardo Boff oraz kilku innych teologów z państw Ameryki Południowej odpowiedziało w sposób bardzo radykalny, głosząc, że Chrystus chce wyzwolić człowieka uciemiężonego poprzez rewolucję społeczną. Trzeba pamiętać, że latynoscy oligarchowie popierani byli w tamtym czasie przez rząd amerykański, co szczególnie wzmocniło się po objęciu władzy przez Ronalda Reagana. Jednocześnie teologia wyzwolenia nawiązując do rewolucji, siłą rzeczy sprowokowała do gry Moskwę, która aktywnie współfinansowała komunistyczną partyzantkę w Ameryce Południowej, a w Europie wspierała idee latynoskich teologów. Teologia wyzwolenia w tamtym okresie jednoznacznie popierała marksizm i koncepcję zbawienia człowieka już na ziemi, dzięki rewolucji i poprawie sytuacji ekonomicznej. I choć ks. Gutierrez nie odnosił się pozytywnie do Sowietów, to skojarzenie z komunizmem ciągnęło się za nim przez lata. Na tym tle teksty i praktyka duszpasterska zwolenników teologii wyzwolenia musiała wywołać sprzeciw tandemu Jan Paweł II–Ratzinger. Dla krakowskiego kardynała doświadczenie realnego marksizmu pozbawione było złudzeń, była to ideologia doprowadzająca do zniewolenia, a nie wyzwolenia człowieka. Natomiast dla Ratzingera, który kilka lat wcześniej, jako profesor w Tybindze obserwował intelektualne konsekwencje rewolucji marksizmu na wydziałach teologii i jego negatywnych efektów na zachodnich uniwersytetach, doktryna łącząca marksizm z teologią również była nie do zaakceptowania. Swoje poglądy o teologii wyzwolenia Ratzinger ogłosił jeszcze w książce Wprowadzenie w chrześcijaństwo. Natomiast ogłoszona przez niego w latach 80. instrukcja Libertatis conscientia, zdecydowanie przeciwstawiająca się temu nurtowi była jedynie konsekwencją wcześniejszych przemyśleń. Tym samym teologia wyzwolenia została zablokowana i w ciągu kilku dziesięcioleci zmarginalizowana w Kościele.
Świadek ubóstwa
Ubóstwo zaskakuje czytelnika w kilku momentach. Po pierwsze odsłania zupełnie inny kontekst tej myśli, nakierowany głównie na solidarność wobec najuboższych. Książka zaskakuje opisem osobistych, kilkudziesięcioletnich doświadczeń kardynała z Kościołem peruwiańskim. Gerhard Müller, jeszcze jako młody teolog, spędzał swoje wakacje w Peru, mieszkając pośród biednych, co było – jak sam stwierdził – najlepszą nauką, czym jest ubóstwo. To świadectwo jest ważne: trudno mówić o Kościele dla ubogich, czerpiąc jedynie z książek lub kawiarnianych i akademickich rozmów. Doświadczenie odsłania autora-świadka, a przez to uwiarygadnia jego wersję. Wizja ubóstwa jest czytelna: nie jest ono ani wzniosłe, ani romantyczne. Przeciwnie, ubóstwo jest czymś trudnym, złym i niechcianym, niesie ze sobą cierpienie i problemy. Drugim zaskoczeniem jest odwaga tej książki. Autor był bliskim współpracownikiem Josepha Ratzingera, który już jako Benedykt XVI powierzył mu swoje dawne stanowisko. Świadczy to o dialogu Ratzingera z teologami wyzwolenia, mimo że sam przyjął usztywnione stanowisko wobec tej doktryny. Pokazuje również ryzyko, jakiego Müller podjął się, broniąc ks. Gutierreza, jednego z czołowych przedstawicieli tego środowiska, w okresie gdy ten pozostawał jeszcze na kościelnym indeksie.
Koszty dla najsłabszych
Książka kard. Müllera powstawała przy współpracy z ks. Gustavo Gutierrezem w 2013 r. Autor podejmuje na jej kartach próbę odczytania tego kierunku już po latach i poza politycznym kontekstem. I choć książka dotyka problemów Ameryki Południowej, to jej przesłanie jest uniwersalne, może ona okazać się ważna również i w naszym, polskim kontekście, teraz, gdy nabieramy dystansu do historii 26 lat wolności, ale także świadomości wobec kosztów transformacji. Jeszcze kilka lat temu w Polsce samo powiedzenie o istnieniu ludzi wykluczonych ekonomicznie traktowane było z dystansem. Dziś nikt nie ma wątpliwości, że rezultat polskiego „kapitalizmu skarpetkowego” nie jest tylko pozytywny. Polska transformacja, w szczególności jej niezrównoważony rozwój pozostawił po sobie regiony z setkami tysięcy wykluczonych, dla których awans społeczny będzie utrudniony przez kolejne pokolenia, jeśli nie zupełnie niemożliwy. W tym miejscu powracamy do istotnego pytania: który z systemów ekonomiczno-społecznych jest słuszny? Jakie jest kryterium oceny takiego systemu, aby uznać go za dobry lub zły ze względu na dobro każdej jednostki i całego społeczeństwa? Niemiecki teolog uważa, że podstawowym kryterium tej oceny nie powinno być poszukiwanie porządku ekonomicznego w oderwaniu od pytań o dobro i godność człowieka. Kard Müller podaje w wątpliwość aktualne rozwiązania, pytając retorycznie: „Czy może wraz z gospodarczymi i społecznymi przemianami nie powstaje jednocześnie fałszywy obraz człowieka, który usiłuje zdefiniować nas jako konsumentów lub jako część rynku?” (s. 16). Model ekonomii bez człowieka za najważniejszy cel przyjmuje wzrost konsumpcji. Tym samym ci, którzy stoją w „hierarchii konsumpcji” najniżej, stają się społecznie zbędni, czy wręcz niegodni szacunku. Diagnoza Müllera opiera się na osobistym doświadczeniu życia z ubogimi w Peru: niemiecki ksiądz mógł zrozumieć, na czym polega poczucie odrzucenia i niesprawiedliwości. Również w tym miejscu możemy znaleźć analogię do Polski. Używane często sformułowanie „koszty transformacji” można odczytać w sensie moralnym: koszt obciąża najsłabszych. Sformułowanie to można odebrać również jako pogardę dla tych, co nie załapali się na lepszy start w życiu.
Utracony raj
Prefekt Kongregacji Nauki Wiary pokazuje, że pułapka porządkowania świata według podziału: komunizm – kapitalizm wcale nie zakończyła się wraz z 1989 rokiem. Przeciwnie, poszukiwania kolejnych rozwiązań systemowych w dalszym ciągu opierają się na stawianiu systemu ekonomicznego i jego interesu, z pominięciem człowieka i jego potrzeb. Kapitalizm przybrał postać neoliberalizmu, w którym jedyną wartością jest użyteczność wspomagająca mnożenie kapitału. Żywe jednak pozostają tęsknoty za myślą marksowską, jaką można znaleźć tak w teorii, np. u Slavoja Žižka, jak i w programach politycznych, czego przykładem jest Wenezuela. Pojawiają się również nowe ideologie hybrydowe, łączące kapitalizm z socjalistyczną myślą społeczną, jak ma to miejsce np. w Chinach. Gerhard Müller ukazuje nie tyle krytykę danych systemów, co raczej złudność ufności, jaką pokłada się w ideologiach politycznych. Dzisiaj budzimy się z mitu dobrobytu i szczęśliwości, w jaki uwierzyliśmy po klęsce komunizmu: „Po upadku komunistycznej państwowości niektórzy uważali, że dzięki nieokiełznanemu kapitalizmowi będzie teraz możliwy do osiągnięcia raj na ziemi. […] Rzeczywistość jednak okazała się inna. Nie pozornie wszechmocne siły rynku, ale ludzie kierujący się czystą chciwością doprowadzili do obecnego kryzysu finansowego, którego konsekwencje kolejny raz ponieść muszą ubodzy” (s. 35). Gorzkie przebudzenie, że nie żyjemy w raju nie powinno jednak napawać pesymizmem – przynajmniej w chrześcijańskiej perspektywie. Autor wprost nazywa neoliberalny kapitalizm „hańbą naszych czasów”. Ponownie pro domo sua, czyż to nie sprowadzanie kultur organizacyjnych do czystego wolnorynkowego kapitalizmu nie doprowadziło do wyniszczającej ludzi konkurencyjnej atmosfery w zakładach pracy i firmach? Czy to nie neoliberalna postawa, polegająca na wpatrywaniu się jedynie w zysk, a ignorująca potrzeby człowieka nie zniszczyła naszych wspólnot, doprowadzając np. do pracy w dni wolne? Enklawy i nowe zamknięte klasy społeczne, czyż nie są efektem neoliberalnej kultury, separującej się od ubogich? Transformacja nie doprowadziła nas do obiecywanego powszechnego dobrobytu i pozostawiła po sobie ogromne koszty. W Ubóstwie Mullera możemy szukać tropów i odpowiedzi na pytania o to, co poszło nie tak, jak chcieliśmy i gdzie popełniliśmy błąd. Z drugiej strony ocena transformacji powinna być wyważona, wolny rynek sam w sobie pozostaje jedynie narzędziem, którego użycie może przynieść dobre lub złe konsekwencje. Należy też mieć na uwadze, że sama transformacja pojawiała się w warunkach zupełnego wyniszczenia gospodarczego po latach komunizmu i absurdów, jakie istniały w warunkach centralnego sterowania.
Gdzie jest źródło pomocy ubogim?
Diagnoza kard. Müllera powinna zainteresować nie tylko ludzi Kościoła, ale także niewierzących zaangażowanych w poszukiwanie nowego ładu społecznego. W kontekście encykliki Laudato siʹ diagnozy stawiane zarówno przez Kościół, jak i ekonomistów nieodwołujących się do niego są do siebie zbliżone. Przykładem może być coraz bardziej popularny na zachodzie Europy ruch skromnego życia, czy też zwiększania czasu wolnego na rzecz rodziny i własnego rozwoju, co pozostaje w zgodzie z wizją chrześcijańskiej harmonii i troski o człowieka. W Ubóstwie podkreśla się, może jak nigdy dotąd, że nie uciekniemy od pytania o potrzebującego człowieka, o biedę, o brak rozwoju, o niesprawiedliwy podział dóbr w świecie. Globalna wioska to także zbliżenie się do problemów innych ludzi oraz znacznie bardziej efektywne możliwości dostarczenia im pomocy. Jednak jak podkreśla autor Ubóstwa, wyzwolenie, jak i wszelka pomoc ubogim, wypływa jednak z wiary w Boga. To nie tylko nasze wzruszenie miejscem drugiego w świecie, ale sam Bóg jest źródłem aktów miłosierdzia wobec innych. Zresztą bez tego sama charytatywność szybko zblednie. Przytaczając pewną opowieść, kardynał napisał: „kiedy mnisi zaniedbywali chwałę Boga, wtedy zupa dla biednych stawała się rzadsza”.