To był pierwszy jesienny wieczór. Na wzgórzu Świętego Wojciecha w Poznaniu zwykle nie ma dużego ruchu. Jednak tego wieczoru przy kościele gromadzili się ludzie. Zajechał samochód lokalnej stacji telewizyjnej.
Rozpoznać Chrystusa
W niewielkiej zakrystii kościoła św. Wojciecha zrobiło się tłoczno. Zaraz przy wejściu stała niewielka grupa ludzi. Syryjczycy. Pięciu uchodźców. Główni bohaterowie tego wieczoru, pomyślałem. Ale to niezbyt dobre określenie. Raczej świadkowie dramatu, jaki rozgrywa się daleko od nas, w ich ojczystej ziemi. Stali razem. Jakby chcieli zamanifestować swą jedność, choć nie wszyscy od początku się znali. Obok nich młodzi ludzie z Ruchu Focolare. Tego dnia w kilku kościołach w Polsce z inicjatywy świeckich katolików miało odbyć się nabożeństwo w intencji i z udziałem uchodźców. W głębi zakrystii stał bp Damian Bryl. Obok niego ustawili się w procesji duchowni katoliccy i innych wspólnot chrześcijańskich. Na twarzach Syryjczyków widać było przejęcie. Byli poważni. Szukałem ich spojrzenia. Chciałem się do nich uśmiechnąć. Byli jednak bardzo skupieni. Czekali.
Procesja ruszyła. Zawsze na początku procesji ministrant niesie krzyż. Tym razem jednak ten znak miał szczególną wymowę. – Gromadzimy się wokół krzyża, który poprowadzi naszą modlitwę – rozpoczął bp Damian. – Wpatrując się w ten krzyż, odnajdziemy oczy i wyciągnięte ręce kobiet, mężczyzn i dzieci – osób, które straciły życie, próbując dotrzeć do Europy i na inne kontynenty świata. Oby pamięć o nich, oświecona Ewangelią, była żywa wśród nas i poruszając sumienia, przynaglała nas do miłości, współczucia i gościnności. Chwilę później biskup modlił się słowami: – Naucz nas Panie zachowywać Twoje słowo i rozpoznawać Cię, kiedy Cię spotykamy ubogiego, słabego, więźnia, uchodźcę.
Dramat uchodźców
Lena przyjechała do Poznania z Damaszku. Razem z mężem Nidalem i synem Rafim. – Przez pięć lat cierpieliśmy prześladowanie ze wszystkich stron. Bomby spadały wszędzie. Wiele dzieci zginęło. Żyliśmy w niebezpieczeństwie. Przez cały czas modliliśmy się do Boga, by nam pomógł. I Bóg sprawił cud. Teraz jesteśmy tutaj – powiedziała po angielsku. – Ale również cierpimy, ponieważ zostawiliśmy braci i siostry w Syrii – dodała. To rozdarcie widać na ich twarzach. Z jednej strony radość, że są już bezpieczni. Z drugiej smutek, bo ich najbliżsi wciąż są w ogarniętej wojną i prześladowaniami Syrii.
– Rzeczywiście, oni często są smutni. Widzę to – mówi Anna Borucka. Jest jedną z osób zaangażowanych w pomoc uchodźcom. Ma męża i dwójkę małych dzieci. Pomaga załatwiać formalności. Reprezentuje ich w urzędach. – Lena zostawiła w Damaszku swojego najstarszego syna, który jest tam duchownym i podjął decyzję, żeby zostać i pomagać ubogim. Dla niej to był dramat – musiała wyjechać bez niego. Często powtarza, że za każdym razem, gdy je lub pije, nie potrafi do końca się tym cieszyć, bo wie, że jej syn być może nie ma teraz co zjeść, że głoduje. Jej serce cały czas jest tam. Myśli o bliskich. Przeżywa. My może tego do końca nie potrafimy zrozumieć.
Zostać czy wrócić
Lena, Nidal i Rafi oraz pozostałych dwóch Syryjczyków są chrześcijanami różnych wyznań. Nidal jest katolikiem. W Syrii przez wiele lat pracował jako kierowca w ambasadzie Watykanu. Wspomina, jak woził biskupów. – Jestem w Polsce, kraju św. Jana Pawła II – powtarza mi dwukrotnie. – Tęskni Pan za Syrią? – wahałem się, czy zadać to pytanie. Nidal zawiesił głos, spuścił głowę. Gdy ją podniósł, w jego oczach widać było wzruszenie. – Tak, oczywiście – odpowiedział. – Kocham Syrię. Tam jest moja matka, tam są moje siostry i mój brat, moi wujkowie. I rodzina mojej żony.
Pytam Lenę, kto jest właściwie agresorem w Syrii? – ISIS, Al-Kaida – pada odpowiedź. Nidal wyjaśnia, że do Syrii przyjechało wielu muzułmanów z Pakistanu, Afganistanu, Turcji, Arabii Saudyjskiej, Jordanii. To są radykalni muzułmanie, powiązani z organizacjami terrorystycznymi, z tzw. Państwem Islamskim (ISIS). Prześladowani są przede wszystkim chrześcijanie, ale także umiarkowani muzułmanie, którzy nie popierają ISIS. Lena nie ukrywa, że winę za zaistniałą sytuację ponoszą także USA i Arabia Saudyjska, ponieważ sprzedają broń tym, którzy od pięciu lat odpowiadają za wojnę w ich kraju.
Uchodźcy i imigranci
Nidal uważa, że zbytnie otwarcie Unii Europejskiej na muzułmanów jest niebezpieczne. – Jeśli Unia Europejska otworzy drzwi dla muzułmanów, po 50 latach chrześcijańska Europa zmieni się w muzułmańską – twierdzi. Opowiadam Lenie i Nidalowi o naszych obawach związanych z uchodźcami. Co powinniśmy robić? Rafi, syn Leny i Nidala, przekonuje, że najlepiej byłoby, gdyby uchodźcy byli przyjmowani drogą legalną, jak było w ich przypadku. By byli rejestrowani, otrzymywali wizę w ramach Schengen. Lena dopowiada, że pomoc powinna być zapewniona w Syrii. – Lepiej otrzymać pomoc na miejscu niż być uchodźcą – przekonuje.
Syn Leny, który pozostał w Syrii, pomaga nie tylko chrześcijanom, ale także muzułmanom, od których wcześniej chrześcijanie doświadczali cierpienia. – Wiele osób w Syrii nawraca się i przychodzi do Boga, widząc pomoc, miłość świadczoną potrzebującym przez chrześcijan. To jest niesamowitym świadectwem. W tej chwili w niedzielę w kościele jest około 2 tys. osób przed południem i 1,5 tys. po południu. Kościół rozrasta się – opowiada Anna Borucka. Pomocą Syryjczykom w ich ojczyźnie zajmuje się papieskie stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie. Od sierpnia 2012 r. sekcja polska tego stowarzyszenia pomaga syryjskim chrześcijanom dotkniętych wojną i prześladowaniem. Na tę pomoc przekazano w 2014 r. 600 tys. euro.
Sposoby pomocy
Jak można pomóc uchodźcom przebywającym w Polsce? Każdy z nich przed wyjazdem z ojczyzny wykonywał jakiś zawód. Dziś nie mogą pracować, bo nie znają języka. Uczą się. Próbują zaadaptować. Lena uczyła angielskiego. Zdaniem Anny Boruckiej byłaby dobrym native speakerem języka arabskiego. Nidal chciałby dalej pracować jako kierowca. Rafi jest instrumentalistą i kucharzem. Potrafi przygotować nie tylko syryjskie potrawy, ale także europejskie. Zna dobre przepisy na ciasta. W Poznaniu jest jeszcze dwóch samotnych Syryjczyków: mężczyzna i kobieta. On miał sklep jubilerski. Jest bardzo skrupulatny, dokładny. Ona uczyła biologii, pracowała z młodzieżą; mogłaby się opiekować dziećmi. – Potrzebujemy ofert pracy. Gdyby ktoś chciał zatrudnić inteligentnych ludzi, Syryjczyków, jesteśmy otwarci. Można się ze mną skontaktować przez redakcję – mówi Anna Borucka. Gdyby ktoś chciał się podzielić swoim czasem i spędzić dwie, trzy godziny z nimi, to jestem gotowa tym pokierować. Mamy dwie osoby samotne. Bardzo by się ucieszyły, gdyby ktoś chciał z nimi trochę pobyć – dodaje.
Prośmy pokornie o ducha roztropności, byśmy wiedzieli, jak pomagać, jak z nimi być, jak im towarzyszyć, byśmy nie byli obojętni. Aby to poruszenie serca, którego doświadczamy, słuchając napływających do nas informacji, zaowocowało otwartością i miłością ofiarną, która nie pamięta o sobie, ale chce służyć – modli się bp Damian na zakończenie nabożeństwa.