Logo Przewdonik Katolicki

Jestem bardziej u siebie

Magdalena Guziak-Nowak
Karin Seethaler / fot. archiwum prywatne

Rozmowa z Karin Seethaler, pedagogiem specjalnym i teologiem, o sile kontemplacji.

Przeczytałam Pani książkę Siła kontemplacji. Uleczy nas cisza. I mimo że mam już kawę na ławie, nie wiem, jak zacząć. Jak postawić pierwsze kroki w medytacji?
– Spróbować. To, co się przeczyta, łatwo zapomnieć. Inaczej jest z doświadczeniem. Nie zapominamy tego, co poczujemy. Zachęcam więc, by szukać możliwości, aby teorię zamienić w praktykę.
 
Ale jak, kiedy nawet w łazience nie mam chwili spokoju?
– Z pewnością łatwiej jest medytować, gdy nie mamy małych dzieci. „Uprzywilejowanym” okresem jest też emerytura, kiedy mamy dużo wolnego czasu i nie trzeba go wydzierać, walczyć o niego. Ale kontemplacja może być wspaniałym doświadczeniem na każdym etapie życia, czasem po prostu wymaga więcej organizacyjnego wysiłku.
 
„Mężu, medytuję, zabieraj dzieci na przymusowy spacer”.
– Niezły pomysł. Medytację może rozpocząć każdy, kto odczuwa wewnętrzną tęsknotę.
 
Za czym, do czego?
– Tęsknotę, by dać Bogu miejsce w swoim życiu i by Go doświadczyć. Ta tęsknota daje siłę, by trwać w medytacji, nawet jeśli będzie dla nas trudna.
 
Ale przyznaje Pani, że kontemplacja nie jest dla każdego. Że czasem lepiej odłożyć ją na później, a najpierw pójść do… psychoterapeuty.
– Organizuję dziesięciodniowe rekolekcje kontemplacyjne. Jeśli ktoś chce w nich uczestniczyć, najpierw dowiaduję się, na jakim etapie życia się znajduje. W tym celu wypełnia wstępną ankietę. Zdarzyło się, że zasugerowałam, aby poczekać z medytacją. To bardzo intensywna forma modlitwy i nie każdy się w niej odnajdzie. Mam na myśli osoby, które przechodzą poważne, życiowe kryzysy. Jeśli osoba jest pogubiona, byłoby zbyt dużym wyzwaniem wymagać od niej, żeby przez dziesięć dni pozostawała w ciszy. Człowiek w kryzysie musi mieć możliwość zadawania pytań, rozmawiania. Podobnie osoby z zaburzeniami psychicznymi. Gdy ktoś jest niestabilny emocjonalnie, nie mogę mu zabronić czytania, słuchania, oglądania telewizji, bo byłoby to dla niego niebezpieczne. I jeszcze jedno. Nasza droga do Boga się zmienia, my się zmieniamy. Może się zdarzyć, że medytujemy, ale w pewnym momencie odkryjemy, że na tym etapie lepsza dla nas będzie inna forma modlitwy.
 
Dziś prowadzi Pani rekolekcje dla innych. Czy pamięta Pani swoje pierwsze kroki?
– Kryzys wiary. Zastanawiałam się, dlaczego chodzę do kościoła. Miałam w sobie chaos. Zgłosiłam się na kurs medytacji i nie miałam pojęcia, czego się po nim spodziewać. W młodości robi się tak szalone rzeczy. I tak się zaczęło. To był dla mnie bardzo ważny czas, przełom. Nie dość, że kryzys zażegnany, to jeszcze otrzymałam orientację na całe moje życie.
 
Co się zmieniło po tym przełomie?
– Pozostałam wierna drodze medytacji. Dzięki Bogu, poradziłam sobie z trudnymi dla mnie uczuciami. Wcześniej często się złościłam, byłam niecierpliwa i niepewna. Nie wiedziałam, jak przeżywać relacje z innymi ludźmi. Gdybyśmy spotkały się wiele lat temu, rozmowa z panią, nową osobą, byłaby dla mnie bardziej stresująca. Teraz czuję się bliżej Boga. Mam wrażenie, że jestem bardziej u siebie.
 
Jestem cholerykiem. Czy medytacja zmieni mnie w oazę spokoju?
– A nie wygląda pani… Nie jest regułą, że dzięki kontemplacji stajemy się oazami spokoju. Ale z pewnością można ją nazwać szkołą charakteru. Staję przed Panem Bogiem taka, jaka jestem, gotowa na spotkanie. Rezygnuję z ocen, nie muszę siebie osądzać. Zwracam się do imienia Jezus. Stamtąd w sposób niepostrzeżony płynie przemiana mojego serca.
 
Rezygnacja z ocen to wspaniała wiadomość. Bo dziś wszystko oceniamy i porównujemy, zapominając, że coś lub ktoś może być po prostu inny. Wszystko musi być albo lepsze, albo gorsze.
– W medytacji nie ma celu do osiągnięcia. Jestem ja i Pan Bóg. Tyle.
 
Pocieszająca perspektywa. Ale skoro nie ma ocen, to skąd mam wiedzieć, czy „dobrze” medytuję?
– Istotne jest to, jak rozpoczynam medytację, jaką mam motywację. Czy uważam, że kontemplacja to ten czas w moim życiu, który chcę ofiarować tylko Bogu? Gdy przychodzę z tęsknotą i chęcią, by zwrócić się tylko do Niego, jest dobrze. To czas, gdy ma się dziać wola Boża, a nie moja. Oznacza to, że obojętnie co by się wydarzyło w trakcie medytacji, wszystko będę przeżywać w powiązaniu z Jego imieniem i obecnością. Oddaję siebie i swoje istnienie tak, jak potrafię, tak, jak jest to dla mnie możliwe. Nie oceniam tego. Do mnie należy decyzja, że będę medytować. Całą resztę oddaję Bogu.
 
A natłok myśli?
– Wyobrażamy sobie, że medytacja jest ok, gdy mamy podczas niej jak najmniej myśli. W związku z tym wysilamy się, by nie myśleć. Skutek jest taki, że kontemplacja nas męczy i jest trudna. To nie tak. Myśli są częścią naszej ludzkiej rzeczywistości. Ważne jest, jaką postawę wobec nich przyjmiemy. Nie jest niewłaściwe, gdy mamy myśli, choć wolelibyśmy, aby ich nie było. Ważne, aby ich nie śledzić, nie postępować za nimi. One prowadzą mnie do przeszłości lub przyszłości. A w kontemplacji ważna jest teraźniejszość, ta konkretna chwila, którą mam. Bóg powiedział: „Jestem, który jestem”. Dlatego każdy zwrot ku teraźniejszości jest zwrotem ku Bogu, nawet jeśli tak tego nie pojmujemy.
 
Piszę Pani o czterech postawach kontemplacji: uważności, otwartości, przebaczenia i gotowości na cierpienie. Jak je rozumieć?
– Przede wszystkim, nie dotyczą tylko medytacji, ale całego życia. Każdego dnia na nowo otwieram się na postawę uważności. Ona wiąże mnie z teraźniejszością – liczy się tu i teraz. To ogromne wyzwanie, by być uważnym na Boga, ale też swoich bliźnich i siebie, respektować swoje własne granice. Postawa otwartości dotyczy Boga – to nośnik medytacji, który sprawia, że staje się ona modlitwą. Włączam Boga do mojego dnia i na podstawie tej relacji kształtuję swoją codzienność. Postawa przebaczenia zakłada pojednanie m.in. z rodziną pochodzenia, własnym wyglądem, swoimi słabościami, straconymi szansami czy faktem, że jesteśmy śmiertelni. A postawę gotowości na cierpienie należy rozumieć dosłownie – jesteśmy gotowi wziąć swój krzyż i naśladować Pana Jezusa.
 
Ile trzeba czasu, aby dojść do tego momentu w medytacji, w jakim Pani się teraz znajduje?
– W medytacji działa Bóg, więc nawet w ciągu kilku dni mogą zdarzyć się cuda. To nie jest w naszych rękach.



Karin Seethaler – autorka książki Siła kontemplacji. Uleczy nas cisza, od 1993 r. prowadzi kursy na temat rekolekcji kontemplatywnych. Pracuje też jako terapeutka kobiet na stanowiskach kierowniczych.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki