Logo Przewdonik Katolicki

Prawdziwy człowiek i prawdziwy Bóg

ks. Mirosław Maliński
Autor jest pasjonatem, a jego spojrzenie skrzy się świeżością. Nie interesuje go sensacja, ale fenomen Jezusa i Jego nie zawsze łatwe do odczytania ziemskie losy. Fot. M.Pulikowska

Wielu z nas marzy o podróży do Ziemi Świętej, ale z najróżniejszych powodów nie może tego marzenia zrealizować. Na szczęście mamy książkę przenoszącą nas w czasie i przestrzeni do Ojczyzny naszego Zbawiciela.

Ewangelie są jak dobrze wypieczone ciasto drożdżowe, wyrośnięte na piętnaście centymetrów, albo słynne włoskie panettone. Bardzo dużo w nich powietrza, czyli wolnej przestrzeni. I to ma swój ogromny sens, jest to przestrzeń dla każdego czytelnika, w której może się on rozłożyć ze swoją indywidualną wyobraźnią, wrażliwością, a nawet kulturą, w której wzrastał i którą kocha. Tę wolną przestrzeń zapełnia swoimi własnymi obrazami, dźwiękami, zapachami wywoływanymi przez minimum słów natchnionych niczym poetycką esencją.
 
Piąta Ewangelia
Gdy zobaczyłem kolejną książkę o Jezusie (napisano ich już bez liku), to aż zadrżałem w obawie właśnie o te wolne przestrzenie, o które jestem bardzo zazdrosny. Oto jakiś kolejny, tym razem pobożny jezuita z Ameryki pracowicie wypocił opasłe tomisko, pisząc o Jezusie również to, czego nie ma w Ewangelii i zapycha te cudowne pełne oddechu obszary swoją wizją, uważając ją na dodatek za jedynie słuszną. Mało tego: wpakował wszystkie te swoje cudowne odkrycia w popularny ostatnio styl książki pisanej w drodze, która nie wiadomo, czy jest przewodnikiem po Ziemi Świętej, czy też ckliwymi wspominkami z podróży.
Wraz z każdą przeczytaną stroną mój krytycyzm jednak topniał jak sople w mojej górskiej pustelni, gdy wyjrzy wiosenne słoneczko.
Autor wprowadzając nas w przygodę swojej wędrówki po Ziemi Świętej, zajmuje się tylko tym, co jest napisane w Ewangelii, przestrzenie wolne pozostawiając wolnymi, a z Ojczyzny Jezusa czyni piątą Ewangelię, którą czyta z rozmysłem, umiejętnością i pewną poetyką. Nie topi też czytelnika w powracających bez końca falach sensacyjnych pytań bez odpowiedzi, ale podaje często wariantowe rozwiązania tych problemów, do których istnienia często nie chcieliśmy się przyznać z obawy o utratę wiary lub po prostu dla świętego spokoju. Czasami przerzucaliśmy je jak gorący ziemniak wyjęty z ogniska. A tu proszę, pojawiają się odpowiedzi i to oparte na rzetelnych badaniach podejmowanych przez naukowców, ale podanych nie w formie nudnych tasiemcowych wywodów, lecz wciągającej, rzeczowej relacji pełnej napięć i zwrotów akcji. 
Autor jest pasjonatem, a jego spojrzenie skrzy się świeżością, choć na szczęście ton ten daleki jest od dziennikarstwa śledczego. Nie interesuje go sensacja, ale fenomen Jezusa i Jego nie zawsze łatwe do odczytania ziemskie losy. Do tego typu podejścia polskiego czytelnika przyzwyczaił już Szymon Hołownia w swoich porywających książkach przedstawiających trudne zagadnienia dogmatyczne w pełnej wdzięku intelektualnego narracji.

JEZUS.jpg

Jak pokochać Chrystusa?
Autorom Ewangelii, jak wiemy, nie chodziło o chronologiczne i pełne przedstawienie życia Mesjasza, ale o budzenie wiary w Jezusa Chrystusa i w Jego zbawczą moc, której czytelnik może doświadczyć konkretnie w swoim życiu. Książka ks. Jamesa Martina nie tylko budzi wiarę, ale też buduje, strona za stroną, rozdział za rozdziałem, delikatną, intymną więź czytelnika z Chrystusem. Dla wszystkich zadających sobie pytanie: „Jak pokochać Chrystusa?” może stać się niezwykle ważna, szczególnie dla tych, którzy tej postawy miłości nie chcą budować jedynie na ulotnych emocjach, ale na głębszym zrozumieniu. By zbudować więź, potrzebujemy na to czasu. Żyjemy w świecie wielkiego pośpiechu. Na nic nie chcemy czekać, nawet spodnie kupujemy już wytarte i z łatami. By wytworzyć głębsze więzi, potrzebujemy więcej czasu. Na szczęście dzieło ks. Martina nam to gwarantuje, gdyż mimo że czyta się tę książkę bardzo dobrze (w dużej mierze również dzięki dobremu tłumaczeniu), to staje przed nami jednak ponad pięćset stron.
Przypuszczam, że wielu z nas marzy o podróży do Ziemi Świętej, ale z najróżniejszych powodów nie jesteśmy w stanie teraz, a może już nigdy tego marzenia zrealizować. Na szczęście mamy książkę przenoszącą nas i to nie tylko w przestrzeni, ale również w czasie do Ojczyzny naszego Zbawiciela. Spotykamy tam nie tylko Jego ukochane miejsca, ale i Jego samego. Prawdziwego człowieka i prawdziwego Boga. W tym połączeniu natur odkrywamy dwa kierunki: z jednej strony uniżenie Boga, począwszy od narodzin w dalece niekomfortowych warunkach, w zapomnianej wiosce, poprzez nieustanne niezrozumienie nawet ze strony najbliższych, aż po dramatyczną śmierć złoczyńcy. A z drugiej strony wraz ze Zmartwychwstaniem wywyższenie ludzkiej natury. Dzięki Chrystusowi następuje pewne „wyrównanie potencjałów” między Bogiem a człowiekiem. Arystoteles uważał, że przyjaźń między człowiekiem a bogami (jakkolwiek ich rozumiał) jest niemożliwa ze względu na różnicę potencjałów. Nie może przyjaźnić się słoń z mrówką, bo słoń w przypływie czułości, nawet z największą delikatnością, chcąc swą trąbą pogłaskać przyjaciółkę, pozbawi ją życia. Nasza przyjaźń z Bogiem jest możliwa jedynie w Jezusie Chrystusie dzięki Jego uniżeniu i jednocześnie wywyższeniu natury ludzkiej. Rażąca dysproporcja ulega zmniejszeniu.
Mam wrażenie, że zabierając nas na długą wędrówkę po kolejnych bliskich dla naszego Zbawiciela miejscach ks. Martin chce, byśmy mieli dostatecznie dużo czasu na zawarcie przyjaźni z Jezusem, który zbawił nas po to, byśmy mogli stać się właśnie Jego przyjaciółmi. I dlatego warto wybrać się w tę podróż.
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki