Logo Przewdonik Katolicki

Młodość jest prostotą

Szymon Bojdo

Bohater Młodości pokazuje młodej dziewczynie przez lornetkę szczyty gór. „Tak właśnie jest, gdy jesteś młody, wszystko wydaje się na wyciągnięcie ręki” – mówi. Przykładając do jej oczu lornetkę z drugiej strony, dodaje: „Gdy jesteś stary, wszystko jest oddalone, w przeszłości”.

Nowy film Paolo Sorrentino próbuje odpowiedzieć na pytanie, jakie relacje zachodzą pomiędzy tymi dwoma optykami.
Idąc do kina na nowy film twórcy Wielkiego piękna, odbiorca w naturalny sposób nastawia się na konfrontację nowego obrazu z tym wielkim dziełem. Przypomnijmy: La grande belezza, obsypany nagrodami, w tym Złotym Globem i Oscarem za najlepszy film nieanglojęzyczny, był analizą stanu kultury europejskiej, demaskatorsko odnosił się do świata showbizu, postmodernistycznych teorii i konsumpcyjnego stylu życia. W Młodości analiza naszej cywilizacji jest podobna, choć jest to historia opowiedziana bardziej intymnie. Jest to nawet przeniesienie ogólnych tez z Wielkiego piękna do historii jednostki. Bo właśnie przemijanie, nasz stosunek do wieku, do młodości i do starości, po prostu: do upływającego czasu, może być probierzem naszych wartości.
 
Mądre maksymy i gorzkie lekcje
Sorrentino przedstawia historię dwóch przyjaciół: słynnego dyrygenta i kompozytora oraz reżysera, spędzających wakacje w uroczym kurorcie w Szwajcarii. Już samo umiejscowienie akcji pozwala reżyserowi na zamaszyste sceny, wyjątkowe ujęcia i zaskakujące motywy. W każdym razie muzyk Fred Ballinger (Michael Caine), autor Prostych pieśni, zostaje poproszony przez samą królową Elżbietę II (oczywiście ustami jej posła) o wykonanie swojego najbardziej znanego utworu z okazji urodzin jej męża Filipa. Ta scena otwierająca film staje się impulsem do rozważań nad dorobkiem życia, nad tym, co udało się osiągnąć, a jakie szanse zostały zarzucone. Jego przyjaciel, reżyser Mick Boyle (Harvey Keitel!), tworzy natomiast swój kolejny film, mający być filmowym testamentem, stąd możliwości do refleksji jest co niemiara. W kurorcie pojawiają się też osoby młode: córka kompozytora, Lena (Rachel Weisz), współpracownicy Micka czy przygotowujący się do roli gwiazdor filmowy (Paul Dano). Spotkania z nimi pozwalają staruszkom zarówno na wygłaszanie mądrych maksym, jak i na przełknięcie gorzkich lekcji. Gorzkich, bo upokarzających, na przykład gdy Lena uświadamia swojemu ojcu, jak bardzo krzywdził swoją rodzinę, choć myślał, że jego grzeszki są niezauważalne. Gorzkich, bo przypominających, że młodzi ludzie są szalenie wrażliwi na kłamstwo i odkrywają każdą niekonsekwencje w myśleniu starszego pokolenia. Jakkolwiek, choć dwaj przyjaciele, co kilkakrotnie podkreślają, mówią sobie tylko dobre rzeczy, to by móc wejść na głębszy pułap swoich rozmyślań, muszą stanąć oko w oko ze swoją przeszłością i teraźniejszością, co pokazane jest w scenach tak pięknych, że niemożliwych do oddania w krótkiej recenzji. Dość powiedzieć, że aniołem prawdy dla Micka będzie wciąż piękna Jane Fonda, grająca wieloletnią muzę reżysera. W jednej z finałowych scen lekarz tego dziwnego sanatorium zwraca się do Bellingera słowami: „Młodość jest poza tym miejscem”. To prawda, młodość, którą nasza kultura bałwochwalczo wielbi, za którą biegają podstarzałe gwiazdki estrady, próbując aplikować ją sobie botoksem, jest zawsze gdzieś poza nami, a umiejętność wykraczania poza utarte ramy i sztywno wyznaczone sobie granice jest jej syntezą.  
 
Prawdziwe emocje
Wybierając się na film, trzeba przygotować się na zobaczenie kilku nagich ciał i odbiór scen, które trwają, choć nasza percepcja nawykła do szybkości, chciałaby już je zamknąć. Jesteśmy jednak w stanie wybaczyć reżyserowi trochę dłużyzn i trochę golizn, bo choć w filmie nie pada jako tako żaden żart – słyszymy przecież rozmowy staruszków, jakie moglibyśmy usłyszeć w sklepie czy tramwaju – to jednak wielokrotnie widownia śmieje się do rozpuku, bo dialogi te dotykają bardzo emocjonalnych miejsc. Warto jeszcze nadmienić, że na końcu filmu widnieje dedykacja: Dla Francesco Rosi. To może mniej znany u nas, ale zmarły w tym roku włoski reżyser, w Polsce mieliśmy okazję widzieć chyba jedynie jego obraz Rozejm o włoskich jeńcach uwolnionych z Auschwitz. Niemniej jednak, choć Młodość w przeciwieństwie do Wielkiego piękna w całości jest po angielsku, to jednak ta dedykacja i jedna scena rozgrywająca się w Wenecji są pięknym hołdem dla rodzimej kultury reżysera.
Dramat pokazuje, jak w istocie bronimy się przed kiczem, który jest imitacją głębokich emocji, a jak bardzo pragniemy autentycznego przeżycia, obecnego w chwilach, przedmiotach i ludziach prostych. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki