Logo Przewdonik Katolicki

Naiwność obciąża nieroztropnego

Bogusław Kiernicki
Fot. Gieorgij Licovski/EPA-PAP

Diagnoza sytuacji, w której fala ludności – obcej kulturowo i w znacznej mierze religijnie – szturmuje południowe granice Europy, wcale nie jest prosta.

Każdego dnia słyszymy jednak liczne recepty próbujące w prosty sposób, polityczny lub moralny, określić sytuację, w której się znaleźliśmy. Nie rozwiążą jednak naszych problemów żadne ze sloganów, które słyszymy ze wszystkich możliwych stron: ani wzniosła moralnie otwartość, ani też gniew zburzonego spokoju. Konflikt między tymi skrajnymi postawami rozdziera obecnie opinię publiczną licznych państw europejskich, a także opinię polską i opinię katolicką. Nie załatwią ich także dalekie od rzeczywistości pryncypialne oceny publicystów ukierunkowane na taki czy inny radykalizm, publicystów którzy – prawdopodobnie – nie będą mieli osobiście żadnego związku z ludźmi, co do których obecności w Polsce dziś wydają wyroki i co do których zapadają decyzje na szczeblu rządowym. Nie da się jednak ruszyć z miejsca w tej sprawie, które wszystkich teraz zajmuje – także na poziomie refleksji i oceny – jeśli nie dokonamy pewnych rozróżnień, nie odpowiemy na pewne podstawowe pytania. Nie da się także ruszyć z miejsca, jeśli nie uznamy, że opinie i potem praktyka postępowania polskiego państwa z przybyszami nie jest sprawą tak jednoznaczną z katolickiej perspektywy jak sprzeciw wobec aborcji czy in vitro. Nie rozumieją tego liczni twórcy opinii, którzy posługują się przede wszystkim moralnym szantażem.
 
Uchodźca a imigrant
Jeśli przeanalizujemy niedawne przemówienie papieża Franciszka, które tak mocno jest wykorzystywane przez opinię proimigrancką, zobaczymy, że papież posługuje się słowami dość precyzyjnie wskazując właściwe ścieżki dla zrozumienia naszej obecnej sytuacji. Kiedy Ojciec Święty mówi, że każda parafia powinna kogoś przyjąć, używa słowa „uchodźca”, a nie „imigrant”. Nie jest to bowiem to samo w świetle prawa międzynarodowego, a zakładanie, że papież używa dowolnych słów, jest rodzajem lekkomyślności. Dlaczego to rozróżnienie jest tak ważne? Dlatego, że wobec uchodźcy mamy powinności moralne, ponieważ jego życie jest zagrożone. Te powinności nie są tak oczywiste, jeśli chodzi o imigrantów, którzy po prostu poszukują lepszego miejsca do życia. W tej sytuacji możemy bronić dorobku własnego narodu czy nawet wspólnoty lokalnej i ograniczać napływ obcych o takich motywacjach według własnej strategii rozwoju i roztropnej oceny państwowych i narodowych możliwości. Wymóg ochrony dobra wspólnego przez rządzących znajdziemy zresztą w Katechizmie Kościoła katolickiego. Z wymogu tego wynika także obowiązek ostrożności rządzących wobec ludności islamskiej. Doświadczenie innych państw europejskich uczy, że raczej nie jest ona skłonna do szanowania zastanych tradycji i wartości społeczności, wśród których zamieszkuje. Wymóg ochrony dobra wspólnego jest zestawiony z wymogiem wobec ludzi migrujących. „Z wdzięcznością szanować dziedzictwo materialne i duchowe kraju przyjmującego”, czytamy w Katechizmie. Czy tego możemy się spodziewać po agresywnych grupach łamiących policyjne kordony na Węgrzech czy w Danii? Czy tak postępują muzułmanie w Szwecji, Francji czy Wielkiej Brytanii, gdzie już istnieją islamskie getta dążące do praktycznego wyłączenia obszarów, na których zamieszkują, spod jurysdykcji państw? Czy w ramach wdzięczności mieści się permanentne nadużywanie środków opieki społecznej w krajach europejskich i żerowanie na pracy innych obywateli?
 
Niewygodne pytania
Postawmy jeszcze inne pytania. Czy z faktu, że tak trudno jest uzyskać pewność, którą z grup – imigrantów czy uchodźców – reprezentują ludzie lądujący na południowych wybrzeżach Europy wynika, że wszyscy mamy ulegać jakiegoś rodzaju fałszywemu maksymalizmowi moralnemu bezrozumnej otwartości, który w dodatku nazywa się chrześcijańskim? Dziś Unia Europejska w ramach tej gorączki sama nie stosuje się do swoich praw, kiedy poucza próbujących je stosować Węgrów. A Węgrzy chcieli po prostu oddzielić uchodźców od imigrantów. Owszem, możemy mówić o powszechnym przeznaczeniu dóbr, które jest lekarstwem nauki społecznej Kościoła przeciwko egoizmowi kultu własności, ale równocześnie konieczny jest rozsądek w ocenie sytuacji poszczególnych przybyszów. Trzeba stawiać kolejne niewygodne pytania – czy Polska może dać pracę ludziom, którzy nie ratują swojego życia, ale chcą znaleźć zabezpieczenie swojego bytu? Czy możemy ponosić taką samą odpowiedzialność za ubóstwo państw południa co byłe potęgi kolonizacyjne? Maksymalizm otwartości w stosunku do wszystkich imigrantów bardzo łatwo może zakończyć się destabilizacją kruchego funkcjonowania polskiego państwa. Istnieje zasada duchowa, która mówi, by nie dawać tylko z tego, co zbywa, ale dzielić się tym, co wydaje się nam konieczne do przetrwania. Jednak zasada duchowa nie może być dosłownie przekładana na działanie polityczne, ponieważ w decyzjach publicznych podejmujemy także decyzje niejako za innych – także za tych, którzy bezpośrednio i osobiście będą się musieli zająć asymilacją ludzi o innej kulturze i innej religii. Zresztą Katechizm Kościoła katolickiego w art. 2241 wyraźnie mówi, że otwartość na emigrację ekonomiczną dotyczy narodów bogatych. Być może Polska jest bogata w porównaniu do Somalii, nie chodzi jednak tylko o takie relatywne bogactwo, ale o realną możliwość przyjęcia i społecznego oraz gospodarczego zaangażowania emigrantów. A także poniesienia kosztów ich obecności w fazie przejściowej. Doświadczenia innych krajów europejskich z imigracją w ostatnich kilkudziesięciu latach są bardzo złe. W wielu przypadkach mamy do czynienia z sytuacją, kiedy rodowici mieszkańcy państw europejskich de facto pracują na rzecz tych, którzy zadowalają się wysokim poziomem opieki społecznej. Św. Paweł zaś mówił: „Kto nie chce pracować, niech też nie je”. Zatem trzeba mieć świadomość, że masowa imigracja zaburzy kruche elementy sprawiedliwości społecznej, szczególnie w takich niebogatych krajach jak Polska. Powiedzmy wprost – w polskim przypadku pogłębi ona stany patologicznej niesprawiedliwości drążące naszą codzienność.
 
Problematyczny multikulturalizm
Fala imigracji jest jednak także narzędziem polityki kulturowej Unii Europejskiej, a także środowisk, które moglibyśmy określić mianem liberalnych i lewicowych. Jest to polityka przeszczepiania, szczególnie krajom Europy Środkowej i Wschodniej, problemów państw Zachodu. Ta polityka jest prowadzona na szeroką skalę na różnych płaszczyznach poprzez rozmaite fundusze kolonizacyjne, z których korzystają liczne organizacje pozarządowe funkcjonujące dzięki grantom płynącym spoza Polski. Jednym z problemów, który próbuje się do Polski – kraju chrześcijańskiego – przeszczepić jest problem multikulturalizmu. Ponieważ jednak brakuje kandydatów różnicujących radykalnie nasze społeczeństwo, dziś pojawia się sposób narzucenia trudności znanych z innych krajów odgórnie. W tym wypadku jednak nie chodzi o nic innego jak właśnie o narzucenie modelu polityki, która sprowadza się w znacznej mierze do marginalizacji oddziaływania chrześcijaństwa w życiu społecznym Europy (a docelowo Polski), a także defragmentacji spójności politycznej i kulturowej historycznych i narodowych wspólnot będących oparciem dla fundamentalnego naturalnego elementu życia, jakim jest rodzina.
Dodajmy jeszcze jedną sprawę. Nie powinniśmy mieć złudzeń co do tego, że niektórzy liberałowie liczą, że obecność żywiołu niechrześcijańskiego w naszym kraju będzie podstawą do wprowadzania oczekiwanych przez nich zmian w ustawodawstwie i likwidacji istniejących jeszcze w Polsce elementów społeczeństwa chrześcijańskiego. Sąd przeciwny, bagatelizujący strategię niechętnych Kościołowi uczestników życia publicznego, trudno określić inaczej niż naiwność. Podobnie jak założenie, że wszyscy uczestnicy debat publicznych i przedstawicie ośrodków opiniotwórczych kierują się wyłącznie dobrą wolą. Częściowo można taką naiwność zrozumieć, ponieważ wynika ona też zapewne z tego, że współczesna Polska nie doświadczyła nigdy prawdziwych problemów i konfliktów na poziomie kulturowym, ale też słabości katolickiej myśli politycznej przenikniętej duchem wycofania. Nie da się jednak tej naiwności usprawiedliwić, ponieważ będzie ona miała dla Polski realne konsekwencje, a jest też słabością intelektualną, rodzajem nieroztropności, a ta zwyczajnie obciąża nieroztropnego.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki