Jedną z najczęściej pojawiających się opinii o muzułmanach jest ta o ich potencjalnej agresji, związanej z wyznawaną religią. Media bardzo często obrazują swoje informacje o aktach terroru wizerunkiem bojownika organizacji terrorystycznych powołujących się na islam. W przekonaniu opinii publicznej terroryzm stał się domeną muzułmanów. Temu krzywdzącemu skrótowi myślowemu ulegają nawet eksperci. Tuż po tegorocznym zamachu na redakcję „Charlie Hebdo” były szef CIA oraz ekspert do spraw bezpieczeństwa stacji CBS Mike Morell stwierdził, że zamach ten był „najgorszym zamachem terrorystycznym w Europie od czasu zamachów w Londynie w lipcu 2005 r. Od czasu tamtego ataku nie straciliśmy tak dużo ludzi”. Były szef CIA zapomniał, że w międzyczasie doszło do jednego z największych aktów terroryzmu w ostatnich latach w Europie, gdzie z rąk prawicowego ekstremisty życie straciło 77 osób, a 125 zostało rannych, w tym 55 ciężko. Bomba podłożona pod budynek kancelarii premiera Norwegii zniszczyła budynek oraz uszkodziła przylegające do niego budynki administracji rządowej. Terrorystą w tym wypadku nie był muzułmanin, wręcz przeciwnie – przeciwstawiający się wielokulturowemu społeczeństwu, walczący z różnorodnością kulturową Norweg, Anders Breivik.
O tym, że to nie muzułmanie stanowią zagrożenie dla naszego kontynentu, przekonują coroczne raporty Interpolu, międzynarodowej organizacji policji, której działania mają na celu wspieranie krajowych organów ścigania w walce z przestępczością. Z ostatniego raportu opublikowanego w 2014 r. wynika, że religijne motywy wśród zamachowców są rzadkością. W 2013 r. na 152 zamachy terrorystyczne, udaremnione bądź przeprowadzone tylko jeden można uznać za przeprowadzony z pobudek religijnych. Ponad połowa z nich zainspirowana została kwestiami narodowymi. Raport Interpolu wskazuje, że z roku na rok wzrasta liczba aresztowań, które mogą zapobiec ewentualnym atakom. Z raportu przygotowanego przez FBI wynika, że islamscy ekstremiści są winni 6 proc. wszystkich ataków terrorystycznych przeprowadzonych na terytorium Stanów Zjednoczonych w latach 1980–2005. To mniej niż w przypadku żydowskich ekstremistów aktywnych na obszarze USA.
Piękne słowo „asymilacja”
Jednym z głównych żądań, jakie stawiane są uchodźcom przybywającym do Europy jest wymóg asymilacji. Przybysze mieliby porzucić swoje dotychczasowe kulturowe przyzwyczajenia, a także religijne rytuały i stać się jednym z nas. Tego typu oczekiwania nie mają jednak odzwierciedlenia w rozwiązaniach legislacyjnych. Asymilacja jako działanie administracyjne było praktykowane w przeszłości. Symbolem asymilacji jest amerykańska wyspa Ellis znajdująca się w niedużej odległości od nowojorskiego Manhattanu. Na przełomie XIX i XX w. wyspa ta witała rzesze imigrantów z Europy: Irlandczyków, Niemców, Żydów czy Polaków, którzy opuszczali kontynent, rozpoczynając nowe życie w Ameryce. Wpływający do nowojorskiego portu statek mijał Statuę Wolności i wyładowywał europejskich uchodźców na Ellis Island, gdzie skrupulatnie badani i przesłuchiwani czekali na dalszy los. Szczęśliwcy spędzali tam parę godzin, reszta była odsyłana z powrotem bądź trafiała na wielotygodniowe obserwacje lekarskie. Od nowych przybyszów oczekiwano porzucenia dawnych przyzwyczajeń i dostosowania się do dominujących wzorców. W ufundowanej przez jednego z najbogatszych Amerykanów, przemysłowca Henry’ego Forda szkole języka angielskiego moment odebrania dyplomu nabierał symbolicznego znaczenia. Każdy absolwent wchodził do symbolizującego różnorodność kulturową tygla, z którego wychodził ubrany w jeansy z powiewającą amerykańską flagą.
Z czasem polityka asymilacji została zastąpiona przez pluralizm wartości, który polega na akceptacji różnorodności kulturowej, etnicznej i religijnej. W państwach mogą legalnie działać stowarzyszenia pielęgnujące zwyczaje odmiennych grup kulturowych bądź wychodzić gazety przeznaczone dla określonych grup imigrantów, jak np. polskie gazety w Wielkiej Brytanii. Akceptacja nie stanowi jednakże uznania dla gorszej sytuacji imigrantów. Słaba znajomość języka i wzorców kulturowych często są przeszkodą, która spycha nowo przybyłych na niziny społeczne. To często przeradza się we frustrację i wpływa na negatywnie na nastroje społeczne. Pluralizm wartości to za mało, by imigranci mogli wtopić się w tkankę społeczną i funkcjonować jako pełnoprawni obywatele. Dlatego w ostatnich latach XX w. zachodnie państwa wprowadziły politykę mającą na celu wspieranie imigrantów w poprawie ich jakości życia. Zyskują na tym nie tylko sami imigranci, ale także ich sąsiedzi. Efekty inwestowania widać było już w pierwszych raportach. Z badań przeprowadzonych przez Muzułmańską Radę Wielkiej Brytanii wynika, że z roku na rok wzrasta liczba muzułmanów, którzy posiadają dyplom studiów wyższych bądź dyplom szkoły zawodowej. Jedynie 6 proc. muzułmanów ma problemy z językiem angielskim, a o fakcie zżycia się z krajem zamieszkałym świadczy fakt, że trzy czwarte badanych podało Wielką Brytanię jako jedyną tożsamość narodową, którą posiadają.
Nasza ignorancja
O negatywnym postrzeganiu muzułmanów przez społeczeństwa zachodniej Europy świadczy ignorancja oraz media; potwierdzają to badania. Grupa Ipsos MORI co roku opracowuje tzw. indeks ignorancji. Respondenci odpowiadają na pytania dotyczące najbardziej drażliwych społecznie kwestii, np. liczba muzułmanów czy imigrantów w danym kraju. Z badań tych wynika, że we wszystkich krajach europejskich przeszacowywana jest liczba muzułmanów. Badani Francuzi twierdzili, że muzułmanie stanowią 31 proc. mieszkańców Francji, a w rzeczywistości liczba ta wynosi 8 proc. Podobnie badani Polacy twierdzili, że liczba muzułmanów nad Wisłą wynosi 5 proc., a rzeczywista liczba to 0,4 proc. całej populacji. Podobne efekty dało pytanie o imigrantów. Polacy pytani o liczbę imigrantów twierdzili, że w naszym kraju mieszka ich 14 proc., a faktycznie liczba imigrantów w Polsce wynosi mniej niż 0,5 proc. Komentatorzy wyników badań winą za przeszacowanie rzeczywistości społecznej obwiniają media, które podają informację przerysowujące rzeczywistość. Nie umknie nam informacja o atakach terrorystycznych dokonanych przez członków islamskich grup ekstremistycznych, lecz nie dowiemy się np. że w kwietniu tego roku członkowie Irlandzkiej Armii Republikańskiej wysadzili bombę przed budynkiem kuratora sądowego w Londonderry, a w maju pozostawili trzy bomby, które zostały zawczasu odnalezione i zdetonowane przez policję. Strach przed obcymi jest powszechny i obecny wszędzie. Dzisiejsi uchodźcy jednak to grupa, która posiada doświadczenie wojny, których domy w zgliszczach możemy obserwować, wygodnie siedząc na kanapie z pilotem w dłoni. Okazana pomoc i życzliwość, niezależnie komu, zapewne nigdy nie zostanie nam zapomniana. Wszak św. Jan Paweł II mówił w Casablance, „że my – chrześcijanie i muzułmanie – powinniśmy z radością uznać te wartości religijne, które są nam wspólne, i dziękować za nie Bogu (…) Uczciwość wymaga, byśmy uznali i uszanowali to, co nas różni (…)”.