Logo Przewdonik Katolicki

Nie możemy się doczekać

Piotr Jóźwik
Fot. Archiwum M. Gautier

O wierze Amerykanów z Mary Gautier, socjologiem rozmawia Piotr Jóźwik

Już tylko godziny dzielą nas od rozpoczęcia wizyty papieża w Stanach Zjednoczonych. Czego Amerykanie spodziewają się po Franciszku?
– Nie możemy się doczekać przyjazdu Ojca Świętego. Dotyczy to zarówno katolików, jak i niekatolików. Amerykanie widzą w papieżu Franciszku celebrytę, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. To dla nas zaszczyt gościć taką postać.
 
Ze swoją łatwością nawiązania kontaktów papież jak ulał pasuje do Stanów Zjednoczonych. Jednak w przeciwieństwie do wielu hierarchów Kościoła katolickiego, nigdy wcześniej w USA nie był. To może być dla niego jakiś kłopot? 
– Nie wydaje mi się. Zresztą papież sam powiedział, że jest podekscytowany tą pielgrzymką, a Amerykanie są podekscytowani nim. Nikt nie wie, co papież zamierza powiedzieć i jak to zostanie odebrane. Ale wszystkim wydaje się, że ta wizyta będzie się cieszyła dużym zainteresowaniem.
 
I to mimo słów, które padły podczas lipcowej pielgrzymki do Ameryki Południowej? Franciszek ostro skrytykował przyczyniający się do pogłębiania nierówności społecznych kapitalizm, a od prezydenta Boliwii przyjął krzyż w kształcie sierpa i młota. To musiało odbić się na jego popularności w USA.
– Papież nie powstrzymuje się od krytyki wynaturzeń kapitalizmu, dlatego niektórzy Amerykanie rzeczywiście obawiają się tego, co mogą usłyszeć. Zwłaszcza republikanie są podenerwowani tym, co Franciszek może powiedzieć w Kongresie. Pamiętajmy jednak, że celem papieża nie jest konfrontacja. On chce doprowadzić ludzi do źródeł chrześcijaństwa, by przypomnieć, czym ono jest. Chrześcijaństwo to troska o ubogich, Ziemię i wszelkie stworzenie, no i pomaganie sobie nawzajem, a nie dbanie tylko o swoje interesy.
 
W Stanach Zjednoczonych Bóg jest wszędzie. Nikogo nie dziwią publicznie wypowiadane słowa „God bless America”. To chyba ułatwi zadanie papieżowi.
– Amerykanom łatwo jest mówić na każdym kroku o Bogu, bo to element naszej kultury. W przeciwieństwie do Europy, gdzie takie zachowania napotykają na opór. To jest o tyle dziwne, że w USA państwo i Kościół są mocno rozdzielone.
 
I pomimo tego rozdziału politycy nie boją się przyznawać do wiary?
– U nas to niemal niemożliwe, żeby ktoś, kto nie mówi publicznie o swojej wierze, zyskał przychylność wyborców. Wręcz oczekuje się, że polityk będzie osobą wierzącą.
 
Pozostaje pytanie, co to za wiara. Jeśli wierzyć statystykom, dwie trzecie badanych Amerykanów nie ma nic przeciwko wychowywaniu dzieci przez pary homoseksualne, a 85 proc. nie widzi nic złego w konkubinacie. Pamiętajmy też o niedawnej decyzji Sądu Najwyższego, który uznał, że osoby tej samej płci mają prawo zawierać związki małżeńskie. Czy spodziewa się Pani, że przed październikowym synodem to właśnie ze spraw małżeństwa i rodziny papież uczyni główny motyw swojej wizyty?
– Na pewno wykorzysta tę okazję, żeby podkreślić znaczenie małżeństwa i rodziny. Nie wiem, w jaki sposób to zrobi, ale spodziewam się, że będzie chciał przekonać katolików, by jeszcze mocniej wspierali rodziny i przekazywali sobie w nich wiarę. Proszę pamiętać, że do USA zaprosili Franciszka organizatorzy Światowego Spotkania Rodzin, które odbędzie się w Filadelfii.
 
Tam z pewnością papież może liczyć na gorące przyjęcie. Czy podobnie będzie w Kongresie?
– Na pewno będzie to niezapomniane wydarzenie, bo po raz pierwszy w historii papież przemówi w Kongresie. Franciszek znajdzie tam polityków otwartych na jego słowa, ale będą też tacy, którzy się z nim nie zgodzą. Ale to nie w stylu papieża, by akcentować to, co nas dzieli. On kładzie nacisk na to, co łączy.
 
Podziały są jednak widoczne gołym okiem. Cały czas aktualna jest sprawa Planned Parenthood. Finansowana z budżetu federalnego organizacja handlowała ciałami abortowanych dzieci. Republikanie domagali się zaprzestania jej finansowania, demokraci nie widzieli w tym żadnego problemu. To dobry moment, żeby przypomnieć o wartości ludzkiego życia?
– Katolicy w USA zdecydowanie opowiadają się za obroną życia od poczęcia do naturalnej śmierci. To nie tylko sprawa Planned Parenthood, ale także zdecydowany sprzeciw wobec aborcji, kary śmierci, wojny i niesprawiedliwości społecznej. Na każdym kroku przypominamy o konieczności szanowania ludzkiego życia na każdym etapie.
 
Także życia uchodźców z Bliskiego Wschodu czy Afryki? Kilka dni temu papież zachęcał, żeby każda parafia przyjęła jedną rodzinę uchodźców. Czy ten apel dotarł też do Stanów Zjednoczonych?
– Z oczywistych względów uchodźcom łatwiej osiedlić się w Europie. Nie wiem, jak ta sprawa się dalej potoczy, ale to godne podziwu, że papież wystosował taką prostą prośbę. Gdyby tylko udało się wcielić jego słowa w życie, mielibyśmy w Europie imponujący program pomocowy dla uchodźców.
 
Wróćmy jednak za ocean. Jesienią na ekrany kin trafi film o śledztwie dziennikarzy, którzy ujawnili przypadki pedofilii w archidiecezji bostońskiej. Czy po 13 latach od wykrycia skandalu ten problem Kościół w USA ma już za sobą?
– To nadal aktualna sprawa, którą cały czas zajmują się nasi biskupi. Od tamtego czasu zmieniły się procedury: wszystko jest transparentne, a w każdej diecezji co roku odbywa się audyt. Każdy kleryk uczęszcza na specjalny kurs. Wszystko po to, by nie interweniować po fakcie, ale zapobiegać takim przypadkom. Lekcja, jaką odebrał Kościół w USA, została też przekazana biskupom z innych krajów.
 
Zdaniem wiernych to papież Franciszek, a nie amerykańscy biskupi, lepiej dostrzega i rozumie ich potrzeby.
– Mamy takie powiedzenie: jeśli spotkałeś jednego biskupa, poznałeś jednego biskupa. Nasz episkopat składa się z dwustu hierarchów, którzy prezentują całe spektrum poglądów, od konserwatywnych po liberalne. Trudno na przykładzie poglądów jednego hierarchy wyciągać jakieś daleko idące wnioski.
 
W ostatnich ośmiu latach liczba katolików zmniejszyła się o 3 mln i dziś wynosi 51 mln. To oznacza, że co piąty mieszkaniec kraju jest katolikiem. Oprócz liczby zmienia się też struktura katolików. Tę zmianę widać w składzie episkopatu?
– Katolicy w USA są coraz bardziej zróżnicowani pod względem etnicznym. To efekt imigracji. Większość hierarchów wywodzi się ze starszego pokolenia. Ale idzie nowe. Co dziesiąty z naszych biskupów został nominowany przez papieża Franciszka, ale także wśród tych młodych hierarchów znajdziemy tych bardziej postępowych, jak i konserwatystów.
 
Przed Soborem Watykańskim II, który przyniósł duże zmiany w Kościele, w USA rocznie miało miejsce 170 tys. konwersji na katolicyzm, zaś po soborze raptem kilkaset. Wygląda więc na to, że od Soboru Watykańskiego II katolicyzm stracił na popularności.
– Moim zdaniem jest zupełnie inaczej. Po soborze liczba niekatolików przyjmujących naszą wiarę wzrosła. Przyczyniło się do tego m.in. wprowadzenie do liturgii języka angielskiego. Przez to katolicyzm stał się mniej egzotyczny i o wiele bardziej atrakcyjny dla protestantów czy młodych ludzi poszukujących swojej drogi. 
 
Czy po pielgrzymce papieża w Stanach Zjednoczonych przybędzie katolików? Liczy Pani na „efekt Franciszka”?
– Już teraz zaskakują mnie reakcje moich znajomych, dla których wizyta Franciszka to z reguły pierwszy temat do rozmów. Nawet niekatolicy pytają mnie: „Co jest w tym nowym papieżu? Słyszeliśmy o nim świetne rzeczy. Kim on jest?”
 
No więc co w nim jest?
– Franciszek nie wskazuje palcem, mówi: „Kim ja jestem, żeby oceniać”, skupia się na nauce Jezusa. Musimy pamiętać o biednych, stworzeniu i miłosierdziu, a nie oceniać. To uniwersalny przekaz, który trafia do wszystkich – nie tylko katolików. I wszyscy reagują na niego bardzo dobrze.
 
 


Mary Gautier jest socjologiem. Od 20 lat bada zajmuje się badaniem katolicyzmu w Stanach Zjednoczonych. Pracuje w Ośrodku Duszpasterskich Badań Stosowanych Uniwersytetu w Georgetown.
 
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki