Logo Przewdonik Katolicki

Historie uczuć

Natalia Budzyńska

Nikt tak jak ona nie potrafi słuchać ludzi. Z jej opowieści tworzy się historia, której nie sposób zapomnieć. Swietłana Aleksijewicz od lat jest wymieniana jako kandydatka do literackiego Nobla.

Pisze o pomijanej historii Rosji, ale mimo że jej książki dotyczą bardzo konkretnych wydarzeń, to jednak bije z nich uniwersalizm. Na czym polega? Na tym, że Aleksijewicz słucha drugiego, a przecież ludzie są zawsze i wszędzie tacy sami: kochają, nienawidzą, boją się, radują i płaczą. Słuchamy ich opowieści i stają nam się bardzo bliscy, współodczuwamy. Stajemy się jedynym świadkiem, jakbyśmy to my siedzieli  na taborecie przy kuchennym stole z tym człowiekiem, który opowiadając płacze. Widzimy go. Czujemy emocje, napięcie, słyszymy załamanie głosu. Ciszę. Wszystko to sprawia umiejętność Aleksijewicz i jej niezwykła wrażliwość na drugiego człowieka. Wydaje się, że to nic trudnego, wystarczy tylko włączyć magnetofon a potem spisać to, co się nagrało. To nieprawda. Aleksijewicz jak rzadko kto umie wysłuchać, i jak nikt potrafi spisać.

Kroniki katastrof
Jest pisarką białoruską urodzoną w Stanisławowie na Ukrainie, a pisze po rosyjsku. Po latach spędzonych w Europie wróciła na Białoruś i mieszka w Mińsku. Jak mówi, nie może być z dala od swoich bohaterów. Najpierw była dziennikarką, twórczością literacką zajęła się w latach 80. Do dziś jej książki są zabronione na Białorusi, można je tam kupić tylko w języku rosyjskim. Jedno z wydawnictw białoruskich za opublikowanie jej ostatniej książki Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka zostało zamknięte i obarczone wysoką grzywną. Ta ostatnia książka Aleksijewicz jest jakby podsumowaniem jej dotychczasowego dorobku, który opiera się na tematach związanych z niechcianą historią Rosji. Niechcianą, bo tragiczną, zawstydzającą, taką, o której się milczy, pomijaną. Niektórzy nazywają ją „kolekcjonerką katastrof”, ale bardziej adekwatne byłoby określenie „kolekcjonerka uczuć”.
Pierwsza była książka Wojna nie ma w sobie nic z kobiety. Pracowała wówczas jako dziennikarka, wzięła urlop, magnetofon szpulowy i wyjechała zbierać historie. Nie zdajemy sobie sprawy, jak idea wojny jest ważna w Rosji. Wszyscy tam żyją wojną. W Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej brało udział milion żołnierek. Nikt nigdy ich nie wysłuchał, a one nie mówiły o niej w taki sposób jak mężczyźni, nie o bohaterskich czynach i zabijaniu dla ojczyzny. Uzbierała setki wywiadów. „Piszę historię nie wojny, ale uczuć. Jestem historykiem duszy. Z jednej strony badam konkretnego człowieka, żyjącego w konkretnym czasie i uczestniczącego w konkretnych wydarzeniach, a z drugiej strony muszę dostrzec w nim człowieka wiecznego. Drżenie wieczności. To, co tkwi w człowieku zawsze" — pisze o sobie. Jej twórczość rozwinęła się pod silnym wpływem białoruskiego pisarza Alaksandra Adamowicza, który swój nowy gatunek literacki nazywał „powieścią zbiorową”, „powieścią-świadectwem, ludem samym o sobie opowiadającym”. Historie kobiet walczących w Armii Czerwonej mogły zostać wydrukowane dopiero po trzech latach, najpierw we fragmentach w gazetach, później w formie książki, która sprzedała się w 2 mln egzemplarzy w Rosji i zdobyła wiele nagród. Autorce w kraju zarzucano pacyfizm i dyskredytację radzieckiej kobiety. To w trakcie rozmów z kobietami wpadła na pomysł tematu kolejnej książki: o wojennych dzieciach. Tak narodziła się książka Ostatni świadkowie. Utwory na głos dziecięcy. Oczywiście wspominali ludzie już dorośli, opowiadali swoją wersję wojny, wersję dziecięcą. Mniej więcej w tym samym czasie powstał genialny film Elema Klimowa Idź i patrz, którego bohaterem jest  chłopiec z białoruskiej wsi. To jeden z najbardziej wstrząsających filmów antywojennych w historii kina. Książka Aleksijewicz to jego uzupełnienie, aneks. Wojenna trauma dotyczy wszystkich dzieci na świecie, tyle że nikt ich dotąd nie wysłuchał. Wkrótce pisarka sięgnęła po kolejny zakazany temat — do Czarnobylskiej modlitwy. Kroniki przyszłości zebrała głosy świadków katastrofy w elektrowni atomowej. To krzyk cierpienia, które miało być zatuszowane. Pracowała nad tą książką jedenaście lat.
Radziecki człowiek po Afganistanie
Wydani niedawno Cynkowi chłopcy ukazali się w języku polskim kilka lat temu pod innym tytułem – Ołowiane żołnierzyki, lecz przemknęli niezauważeni. Aleksijewicz, która pojechała do Afganistanu, miała okazję rozmawiać ze służącymi tam żołnierzami, a potem także z ich matkami, żonami, wdowami, wojennymi kalekami, kobietami ze służb cywilnych. Wielu wracało w cynkowej trumnie, pod kryptonimem „ładunek 200” (taki też tytuł nosi wstrząsający film fabularny rosyjskiego reżysera Bałabanowa o poafgańskiej radzieckiej rzeczywistości). Aleksijewicz nie mogła znieść zakłamania i obłudy władz, w Rosji mówienie prawdy o wojnie w Afganistanie było zabronione. Dlatego autorka zmieniała nazwiska osób, które jej się zwierzały. To były lata 80. Zebrała nieprawdopodobny materiał, płakała razem z osieroconymi matkami, cierpiała z okaleczonymi żołnierzami, psychicznie i fizycznie, wstawiała się za nimi, umożliwiła im krzyk wobec tej niepotrzebnej wojny. Po opublikowaniu kilku wywiadów w gazetach i wydaniu książki podniósł głowę radziecki człowiek, o którym napisała w książce Czasy secondhand. Ten człowiek ostatecznie nie mógł się zgodzić z tym, że Aleksijewicz pokazała jego ustami, że wojna w Afganistanie była tak niemoralna i tak niepotrzebna. Skrzywdzone matki, którym Afganistan zabrał synów, chciały być matkami bohaterów. „Afgańcy” nagle zapomnieli o bezsensownej śmierci swoich kolegów, o zakłamaniu, o narkotykach, o fatalnym stanie uzbrojenia, o wystawieniu ich przez radziecki rząd na pewną śmierć i zapragnęli być dla innych świadkami heroizmu radzieckiego żołnierza. Pisarce wytoczyli proces ci, którzy przedtem znaleźli w niej powierniczkę. To obraz czerwonego człowieka, „sowka” – homo sovieticusa. Autorka dobrze go rozumie, bo sama trochę go w sobie widzi.
Aleksijewicz pokazuje, że czerwone imperium odeszło, ale człowiek pozostał. Ta mentalność ujawnia się w rozmowach z mieszkańcami Rosji. To kobiety i mężczyźni, młodzi i starzy, zatwardziali komuniści i zupełnie zwykli mieszkańcy, wszyscy tęsknią za czasami sprzed pieriestrojki. Wychowani w kulcie wojny, idei wielkiego państwa, kulcie przywódcy i podporządkowania mu — oto efekt komunistycznej edukacji, która przechodzi z pokolenia na pokolenie. Ta książka powstawała kilkanaście lat, Aleksijewicz rozmawiała z ludźmi na demonstracjach, w tramwaju, pod budką z piwem, w pociągach. Pokazała, że zwykły Rosjanin nie potrafi żyć po upadku komunizmu, nie może się odnaleźć w rzeczywistości pozbawionej ideału, w której ideę zastąpiły pieniądze.
W ostatnich wywiadach Swietłana Aleksijewicz zapewnia, że już ma dość pisania o Rosji i wojnie. Teraz pracuje nad książkami o miłości i starzeniu się.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki