Przystanek most Poniatowskiego na warszawskim Solcu pokonuje moje zdolności orientacji w terenie. Kilka minut błądzę po prowadzących w wielu kierunkach schodach. Razem z Magdą i Olą docieramy w końcu do wyjątkowego miejsca. Pomiędzy blokami o peerelowskiej architekturze wyłania się przepiękny budynek z cegły, w którym mieści się Dom Pomocy Społecznej im. św. Franciszka Salezego – to tutaj co niedzielę warszawska Wspólnota Sant’Egidio (św. Idziego) odwiedza osoby starsze. W progu wita nas Matka Boża z Dzieciątkiem, której wizerunek znajduje się tuż nad wejściem. Komitet powitalny uzupełniają uśmiechnięte panie Maria i Weronika, wyciągając w naszą stronę swoje pomarszczone, lecz piękne dłonie. Zapisujemy się w księdze gości i jedziemy windą na drugie piętro, gdzie czeka już na nas pani Danuta siedząca na wózku. Dziewczyny wymieniają z nią uściski. Ola wyjmuje z torebki kosmetyczkę wypełnioną po brzegi lakierami do paznokci. Pani Ania bezwiednie spogląda na swoje paznokcie, mówiąc: – Może dziś zmienię kolor?
Od dziennikarstwa do wspólnoty
Magda poznała wspólnotę przez swój zawód – dziennikarstwo. Pracowała wtedy w Katolickiej Agencji Informacyjnej i tłumaczyła informację, że Wspólnota Sant’Egidio otwiera w Moskwie dom dla bezdomnych. – Odszukałam stronę wspólnoty i napisałam do Rzymu kilka pytań. Ostatnie z nich brzmiało: dlaczego nie ma was jeszcze w Polsce? – wspomina Magda. Jakiś czas potem Magda spotkała się z Massimiliano Signifredim, osobą odpowiedzialną za wspólnoty w Polsce. W 2008 r. w kilka osób spotkali się na wydarzeniu „Młodzi Europejczycy dla świata bez przemocy”, gdzie była obecna m.in. wspólnota z Ukrainy. – Grupa z Kijowa dzieliła się swoim doświadczeniem i opowiadała o tym, jak się przyjaźnią z bezdomnymi i z osobami starszymi, i jak organizują zajęcia dla ubogich dzieci romskich. Widać po nich było, że przeżywają swoją wiarę w sposób żywy i prawdziwy. Stwierdziliśmy wtedy, że chcemy spróbować i u nas. Mieliśmy jednak wątpliwości, co do samych siebie, czy nasz zapał nie wygaśnie. Zaczęliśmy wychodzić do bezdomnych, poznawać ich imiona i życiorysy. Obecnie nie wyobrażamy sobie tygodnia bez spotkań z nimi – dodaje Magda. We wspólnocie Magda odnalazła swoje prawdziwe miejsce w Kościele. Miejsce, w którym uczy się widzieć twarz Boga w twarzy osoby bezdomnej, słabej, chorej i starszej.
Od lęku do przyjaźni
Ola jest we wspólnocie od ponad pięciu lat. Trafiła do niej poprzez swoją koleżankę z liceum, która na Erasmusie we Włoszech poznała Saint’Egidio i zaczęła chodzić z nimi do bezdomnych z kanapkami i herbatą. - Zawsze chciałam podejść do osób bezdomnych, bo bardzo mnie dziwił ten widok, że ktoś jest w takiej sytuacji, a nikt nie zwraca na niego uwagi. I ja też nic nie robiłam. Miałam takie pytanie w środku: co się z tą osobą stało? Bałam się jednak podchodzić sama. Bałam się chyba tego, że ktoś mnie wciągnie w rozmowę i nie będę wiedziała, jak skończyć – wspomina Ola. Po jakimś czasie do Oli dotarła wiadomość, że wspólnota powstaje w stolicy i postanowiła pójść na spotkanie. Do wspólnoty przekonał ją fakt, że jej zaangażowanie nie jest zwykłym wolontariatem, nie wynika z jakiś projektów społecznych, ale z modlitwy, z potrzeby serca i z Ewangelii. Ola dodaje: – Przed przyjściem do wspólnoty dzieliłam osoby na te, z którymi się dogadam oraz na te, z którymi się nie dogadam. Teraz myślę, że z każdym warto się dogadać i jest to możliwe. Sama tworzyłam sztuczne podziały w mojej głowie. Mam przekonanie, że choć trochę świat jest bardziej sprawiedliwy dzięki tej wspólnocie.
Szeroki horyzont
Początek wspólnoty Saint’Egidio sięga roku 1968, kiedy grupa wychodząc od rozważanej Ewangelii zaczęła pomagać dzieciom z ubogich dzielnic stolicy Włoch. To właśnie wtedy narodziła się idea dzisiejszych Szkół Pokoju – miejsc, w których potrzebujące dzieci mogą radośnie przeżywać swoje dzieciństwo. Dziś wspólnota założona przez Andreę Riccardiego ma ponad 60 tys. członków w 75 krajach świata. – Wspólnota poszerza mi nieustannie horyzonty. Nie siedzimy tylko w naszym polskim ogródku, w cieplutkim kościółku. Kiedy byliśmy w Kijowie u przyjaciół ze wspólnoty, zabrali nas m.in. do swoich „staruszków”. Podczas wydarzeń na Majdanie mieliśmy wyobrażenie, co robią nasi przyjaciele. Oni kontynuowali, a nawet rozwijali swoją działalność, bo jeszcze więcej osób było potrzebujących. Kilkoro naszych przyjaciół z Kijowa zostało wezwanych do wojska. Normalnie dystansujemy się od takich informacji z radia i telewizji, ale dla nas te wydarzenia mają twarze naszych przyjaciół ze wspólnoty – dodaje Ola. Wspólnota św. Idziego opiera swoją działalność na trzech dziełach: modlitwie, głoszeniu Ewangelii i przyjaźni z ubogimi. Podobnie jak uczniowie wokół Jezusa, członkowie wspólnoty mają trwać nieustannie na rozmowie z Bogiem. W niektórych częściach świata wspólnota spotyka się na modlitwie każdego wieczoru. – To modlitwa prowadzi nas na ulicę do ubogich i z problemami ubogich wracamy na modlitwę. Towarzyszy każdemu naszemu działaniu i staramy się nigdy nie oddzielać jej od spotkań z potrzebującymi – mówią członkowie Saint’Egidio. Głoszenie Ewangelii wspólnota przeżywa jako radość dzielenia się wielkim skarbem. Przyjaźń z ubogimi od dzieci rozszerzyła się także na niepełnosprawnych, więźniów, uchodźców, starszych, chorych i bezdomnych. Duże znaczenie dla wspólnoty ma modlitwa o pokój na świecie, który jest niezbędny do walki z ubóstwem. W czerwcu wspólnota warszawska zorganizowała ekumeniczną liturgię męczenników, podczas której odczytywane były historie chrześcijan, którzy oddali swoje życie za wiarę.
Bezdomni przyjaciele
Początkowo wspólnota sama szukała bezdomnych na dworcu centralnym, częstując kanapkami i herbatą. Z czasem te spontaniczne wyjścia zamieniły się w coczwartkowe spotkania przy dworcu centralnym oraz metrze w centrum o godz. 21.00. – Bezdomni czekają już na nas w tych miejscach. Przychodzi ponad 100 osób potrzebujących. Nasze wsparcie jest symboliczne – rozdajemy kanapki, kawę, czasami zupę. Jednak nie to jest najważniejsze. Wiele osób mówi, że przychodzi do nas na normalną rozmowę. Nie taką polegającą na tłumaczeniu się, walce czy obronie, w relacji podległej czy rywalizacji. Chcą porozmawiać z tak zwanym normalnym człowiekiem na normalne tematy – mówi Ola. Wspomina, że zawsze zadziwia ją to, że bezdomni są tak otwarci na relacje z młodymi ludźmi oraz to, że tak rzadko narzekają. Wspólnota nie tylko pomaga bezdomnym materialnie, ale przede wszystkim nawiązuje relacje przyjaźni, które trwają latami. – Wzruszające jest jak oni o nas pamiętają. Ostatnio bezdomny pan Janek jechał pociągiem przez moją miejscowość i przypomniał sobie o mnie i wysłał mi SMS z pozdrowieniami z drogi. Przede wszystkim jednak pamiętają o nas w modlitwie. My się za siebie tak nie modlimy jak oni za nas – wspomina Ola. – Relacje z bezdomnymi nie są trudniejsze niż inne relacje z ludźmi. My ich traktujemy jak przyjaciół i mówimy to bardzo świadomie, chociaż dla wielu jest to szok. Jak w każdej przyjaźni, są momenty lepsze i gorsze, oczywiście bywają nieporozumienia, ale to nie zmienia istoty rzeczy – mówi Magda. W trudnych momentach najważniejsze jest, że są obok inni członkowie wspólnoty. Nigdy nie wychodzi się na ulicę samemu. Wspólnota zmienia absolutnie wszystko.
Pani Janeczka i Klaudia
Pani Janeczka wylądowała na ulicy, bo spaliło się jej mieszkanie – nigdy nie piła, a swoje życie poświęciła innym. Gdy była na trzecim roku medycyny zmarł jej brat, a następnie mama dostała poważnego wylewu. Nie mogła patrzeć jak ktoś obcy opiekuje się najbliższą jej osobą, więc rzuciła studia, by być blisko mamy. Pielęgnowała ją przez ponad dziwięć lat i nie zdołała już wrócić na studia medyczne. – Każdego z nas może to spotkać. Za bezdomnością często stoi tragedia życiowa, choroba oraz brak wsparcia w rodzinie – dodaje Magda. Podczas tej rozmowy z panią Janeczką obie płakałyśmy. Ja najbardziej dlatego, że opadły mi łuski z oczu i zaczęłam rozumieć, co to znaczy Boże Miłosierdzie. To jak Bóg na nas patrzy. Na nas i na naszą słabość. Nawet na tych, którzy mają za sobą przeszłość kryminalną, więzienie i zabójstwa. Każdy jest człowiekiem kochanym przez Pana Boga, na którym Bogu zależy. Bardzo trudnym, ale jednocześnie niezwykle ważnym momentem dla wspólnoty była śmierć pani Klaudii. Ponad trzy miesiące trwały starania wspólnoty, aby nie została ona pochowana w anonimowym grobie i aby jej imię i nazwisko zostało zamieszczone na nagrobku. Wspólnota zorganizowała uroczysty pogrzeb, na który zaproszono wielu bezdomnych. – Podczas pogrzebu podszedł do nas jeden z grabarzy i zapytał, co się stało, że tyle osób przyszło na pogrzeb bezdomnej osoby „nn” – mówi Magda. – Chcieliśmy, aby ta osoba była chowana jak każda inna osoba z naszej rodziny, bo naprawdę jesteśmy rodziną – dodaje Ola. Wspólnota własnymi siłami zorganizowała także stypę, na którą zaproszono wszystkich bezdomnych.
Niebo w oczach
Wchodzimy do pokoju dwóch nierozłącznych przyjaciółek – pani Danieli i pani Krystyny, proponując spacer. Po chwili jesteśmy już w ogrodzie, obchodząc zielone alejki. Pani Krystyna była prawnikiem. Zawstydza nas swoim sposobem wysławiania się. To nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Pani Daniela cały czas się uśmiecha, i gdyby nie siwe włosy, wyglądałaby jak mała dziewczynka z wysoko upiętą kitką. Trudno zrozumieć jej słowa, ale ciągle pokazuje palcem niebo, tłumacząc mi coś bardzo ekspresyjnie. Komunikat jest prosty. Nieba nie da się opisać słowami. Ola wraz z panią Anią oblegają ławkę w cieniu, rozkładając sprzęt do manicure. Na ławce obok tworzy się mała kolejka. – Każda z pań chce być piękna. Zauważyłam, że niecierpliwie czekają na ten cotygodniowy manicure, ale także na korale, bransoletki, wisiorki, na nas oczywiście też –wyjaśnia Ola ze śmiechem. Znowu patrzę w roześmiane oczy pani Danieli, w których odbija się niebo i już wiem, jestem pewna, że Bóg nieustannie w niej mieszka. I to jest prawdziwe piękno.