Trzeba przyznać, że najnowsza opowieść o Mojżeszu Exodus: Bogowie i Królowie to majstersztyk reżysera myślącego obrazem, prowadzącego kamerę z lotu ptaka, ukazującego szeroki plan, genialne sceny zbiorowe (w całym filmie wzięło udział 5 tys. statystów), trójwymiarowe, wbijające w fotel sceny walki, niemal namacalnie widoczną wszechmoc Boga (cień przesuwający się po egipskich domostwach, symbolizujący przejście anioła śmierci) czy obrazy kolejnych plag. Zaletą są też przepiękne zdjęcia autorstwa Polaka, Dariusza Wolskiego, podkreślające przepych Egiptu czy bezkres pustyni Synaju, i porywająca muzyka hiszpańskiego kompozytora Alberto Iglesiasa. Niestety trudno doszukać się w tej produkcji więcej atutów. Ten niemal dwuipółgodzinny obraz kręcony m.in. w plenerach Hiszpanii i Wysp Kanaryjskich ogląda się jak każdą fantastyczną historię, na pewno jednak nie starotestamentalną.
Scottowska wersja Księgi Wyjścia
Autor Gladiatora nie kryje, że jest człowiekiem niewierzącym, który podważa treści zawarte w Biblii, a powoływanie się na wolę Boga uważa za fanatyzm. Nie twierdzę, że robienie takiego kina od razu musi odbywać się „na kolanach”, ale biblijny epos nie może być niemal zupełnie pozbawiony religijnego wymiaru. Powstaje wówczas mityczna opowieść o złym faraonie Ramzesie (Joel Edgerton) oraz wątpiącym w swoją izraelską tożsamość i niepokornym Mojżeszu (Christian Bale). Hebrajczyk, który wyprowadził naród wybrany z Egiptu, nie jest siwym starcem, otoczonym czcią przez lud, ale młodym, nieco zbuntowanym mężczyzną, świetnie jeżdżącym konno i władającym kuszą i mieczem. Psychologiczny wymiar tej postaci został potraktowany zbyt powierzchownie. Niby Mojżesz próbuje zmierzyć się ze swoją historią i obecnością na dworze faraona, niby jest wstrząśnięty losem Izraelitów, niby rozpoznaje wzywający go głos Boga, ale brakuje tu pogłębionej refleksji.
Scottowski Mojżesz − mąż i ojciec − zgodnie z wizją reżysera − ma być „generałem” dla Izraelitów, o czym dowiaduje się od kilkunastoletniego chłopca, uosabiającego… Boga. Starotestamentowy Bóg pokazany jest po prostu jako złośliwe, pełne złej woli dziecko. Obaj bohaterowie nie potrafią się ze sobą do końca porozumieć − być może jest to też efekt niezbyt wyszukanych dialogów? W Exodusie nie tylko Mojżesz wadzi się z Bogiem, zarzucając mu okrucieństwo (uśmiercenie pierworodnych synów Egipcjan, na czele z synkiem faraona), ale i Bóg wadzi się z człowiekiem − pełne irytacji wypowiedzi na temat pozycyjnej walki prowadzonej przez Izraelitów. Trudno dostrzec w Mojżeszu narzędzie w ręku Boga, bo nawet końcowa scena wykuwania rylcem tablic z Dekalogiem pozostawia pewien niedosyt. Zresztą zabrakło tu także religijnego wymiaru życia Narodu Wybranego, który czeka na wypełnienie się proroctwa, ale bardziej przekonujący są w swoich wierzeniach Ramzes, jego żona i dwór.
Reżyser Obcego prezentuje widzowi własną wizję i liczbę plag egipskich. Choć trzeba przyznać, że oglądanie obrazu − zwłaszcza wątku dotyczącego plag − w wersji 3D − robi duże wrażenie, podobnie jak scena przejścia Izraelitów przez Morze Czerwone i szaleńcza pogoń Egipcjan. Jeśli ktoś myśli, że Scott − za pomocą techniki − przedstawił biblijne rozstąpienie się wód jako interwencję Boga, to niestety bardzo się myli. Przemówił tu racjonalizm Scotta, który wytłumaczył tę scenę zmianą prądów morskich, gdyż uciekający Izraelici trafili akurat na czas między trzęsieniem ziemi a tsunami.
Sprzeciw muzułmanów
Wokół Exodusu, zanim jeszcze wszedł na światowe ekrany, narosła fala oburzenia ze strony niektórych krajów muzułmańskich. Oskarżano reżysera o celowe fałszywe przedstawianie wątków związanych z islamem. Część muzułmanów, dla których Mojżesz jest ważnym prorokiem, nie godziła się na wizję tej postaci zaprezentowaną przez Scotta. Kontrowersje budziło też wspomniane wyżej uosobienie Boga jako nastoletniego chłopca. W Egipcie, Maroku, Zjednoczonych Emiratach Arabskich zakazano nawet z tych powodów dystrybucji filmu.
Jednak Scott już zapowiada kolejne biblijne produkcje. Chce nakręcić kinową wersję życiorysu króla Dawida oraz telewizyjny film Zabicie Jezusa. Deklaracje te budzą pewne obawy, bo czy Scottowska wizja będzie miała coś wspólnego z Ewangelią?
Nasycony efektami specjalnymi Exodus to prawdziwe hollywoodzkie widowisko, pozostawiające jednak wiele do życzenia.