Logo Przewdonik Katolicki

Pomniki wstydu

Marek Dłużniewski
Pomnik poświęcony bohaterom Armii Czerwonej w Lesku, 2007r. Fot. R. Woźniak/ PK

Ćwierć wieku od transformacji ustrojowej komunistyczne dziedzictwo trzyma się mocno. Jak bumerang powracają nierozwiązane problemy sowieckich monumentów.

Oliwy do ognia dolewają sami Rosjanie. Groby żołnierzy Armii Czerwonej, czy też całe cmentarze sowieckie, już na zawsze pozostaną elementem krajobrazu wielu polskich miast. Nikt poważny nie zamierza ich likwidować czy bezcześcić, przecież w naszej kulturze szacunek dla zmarłych jest jedną z największych wartości. I nieważne, czy jest to grób sojusznika czy okupanta. Jednak oznaki powojennej sowieckiej dominacji wychodzą daleko poza cmentarne bramy. A z tym wolna Polska wciąż poradzić sobie nie umie. Podobnie jak z postawą Rosji w tej kwestii.
 
Pomnik za pomnik
Ostatnią okazją, by zagrać Polakom na nosie, była niedawna rocznica katastrofy smoleńskiej. Mimo że od tej tragedii minęło już pięć lat, w miejscu rozbicia samolotu z polską delegacją na pokładzie wciąż nie stanął odpowiedni pomnik upamiętniający ofiary katastrofy (na razie jest tam symboliczny kamień z pamiątkową tablicą). Co ciekawe, pomnik miał zostać odsłonięty już dwa lata temu. Jego projekt, który wybrano w międzynarodowym konkursie, ogłoszonym przez prezydentów Polski i Rosji, zakładał, że będzie miał on ponad 100 m długości. Późnej jednak strona rosyjska uznała, że taki rozmiar mógłby stanowić zagrożenie dla okolicznego ruchu. Teraz powstanie pomnika na smoleńskim lotnisku Rosjanie próbowali powiązać z upamiętnieniem na cmentarzu Rakowickim w Krakowie żołnierzy Armii Czerwonej, którzy zginęli na polskiej ziemi w latach 1919–1921, a więc... najeźdźców z czasów wojny polsko-bolszewickiej. Łączenie dwóch tak odległych i w żaden sposób nieporównywalnych spraw stronie rosyjskiej jednak nie przeszkadza. I to mimo że jak informuje polska ambasada w Moskwie, Polska za pośrednictwem Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w latach 2006–2014 na utrzymanie cmentarzy Armii Czerwonej wydała około 2 mln dolarów. 
 
Lenin wiecznie żywy
O kilkudziesięcioletniej obecności Sowietów na polskiej ziemi przypominają jednak nie tylko liczne cmentarze żołnierzy Armii Czerwonej, ale także wciąż obecne w polskiej przestrzeni publicznej symbole minionej epoki. Przez ponad 20 lat od upadku bloku wschodniego relikty trudnej przeszłości nadal straszą na polskich ulicach, budynkach i placach. Według danych opublikowanych w zeszłym roku przez „Rzeczpospolitą”, w Polsce pozostało około 300 miejsc upamiętniających czy sławiących Armię Czerwoną. Są to takie obiekty jak pomniki, obeliski, tablice czy nawet części uzbrojenia, a więc czołgi i armaty. Najwięcej tego typu obiektów utrzymało się w województwach zachodnich: śląskim (37), wielkopolskim (36) i zachodniopomorskim (33). Najmniej w województwach świętokrzyskim (2) i kujawsko-pomorskim (5). Na przestrzeni lat liczba pomników, tablic i innych form czczenia Sowietów w Polsce jednak spadła. Jeszcze w 1997 r. tego typu miejsc było w naszym kraju 561. Po kilkunastu latach spadek jest więc wyraźny, ale liczba wciąż jest na tyle duża, że trudno uznać ją powód do dumy.
 
Prawo nie takie jasne
Kwestię obecności sowieckich pomników w Polsce reguluje umowa międzyrządowa z 1994 r. między Polską i Rosją (jako prawnym następcą Związku Sowieckiego) o grobach i miejscach pamięci ofiar wojen i represji. Na jej mocy obie strony zobowiązane są do opieki nad miejscami pamięci drugiej strony znajdującymi się na ich terytorium. Zmiany dotyczące wytyczania nowych granic takich miejsc czy właśnie przenoszenia pomników mają być przedmiotem konsultacji. Jednak umowa nie rozstrzyga szczegółowo trybu, w jakim ma się to odbywać. W praktyce sprowadza się to do tego, że strona polska informuje stronę rosyjską o zamiarze przeniesienia czy likwidacji danego pomnika, a strona rosyjska powinna się do takiego zamiaru odnieść. Jednak jeśli tego nie zrobi, to teoretycznie może to sparaliżować np. budowę wymagającą przeniesienia czy likwidacji sowieckiego pomnika. Stąd władze samorządowe działają według własnego uznania. Najbardziej spektakularnym tego przykładem jest warszawski pomnik Braterstwa Broni, czyli tzw. pomnik Czterech Śpiących. W związku z budową drugiej linii stołecznego metra, znajdujący się na pl. Wileńskim pomnik został w 2011 r. przeniesiony i poddany renowacji. Początkowo warszawscy radni zdecydowali, że monument wróci na swoje dawne miejsce po zakończeniu prac budowlanych. Jednak dalsze eksponowanie pomnika gloryfikującego Armię Czerwoną wzbudzało spore kontrowersje i protesty. W lutym tego roku stołeczni radni zdecydowali więc, że pomnik nie wróci jednak na swoje dawne miejsce. Obojętnie wobec tego faktu nie przeszła rosyjska ambasada, której rzeczniczka oczekiwała wyjaśnień od polskich władz.
 
Hołd i dewastacja
– Niepodległe państwo nie może zgodzić się na to, żeby na jego terytorium istniały pomniki okupacyjnej armii. Tym bardziej że Federacja Rosyjska dba o to, aby na tych pomnikach pojawiały się symbole komunizmu, które są prawnie zakazane – mówi historyk dr hab. Sławomir Cenckiewicz. Niestety, władza nie zawsze potrafi stanąć na wysokości zadania i dać przykład. W marcu prezydent Gdańska Paweł Adamowicz oddał hołd sowieckim żołnierzom za „wyzwolenie” Pomorza. Nieszczęsną symbolikę tego zdarzenia potęguje fakt, że tego samego dnia przypadała 70. rocznica spalenia przez Sowietów żywcem ludności, która chroniła się w gdańskim kościele św. Józefa. – Będzie tak, dopóki Armia Czerwona będzie uznawana za armię wyzwoleńczą, a nie okupacyjną – komentuje Cenckiewicz.
Nic dziwnego, że na fałszowanie historii wiele osób nie chce się godzić. Zdarza się więc, że w wielu miejscach w Polsce sowieckie pomniki są dewastowane. Taka sytuacja miała miejsce choćby w maju ubiegłego roku w Pieniężnie w województwie warmińsko-mazurskim. Na pomniku odpowiedzialnego za likwidację oddziałów AK na Wileńszczyźnie generała Armii Czerwonej Iwana Czerniachowskiego namalowany został znak Polski Walczącej i napisano „Precz z komuną”. Nie odbiłoby się to pewnie szerszym echem, gdyby nie to, że do zdarzenia doszło krótko przed planowaną wizytą rosyjskiej delegacji w tym miejscu. Sprawą zajęła się policja. Wolę likwidacji pomnika już wcześniej wyrazili miejscowi radni.
 
Goń bolszewika
Sowieckie pomniki w Polsce to jednak nie tylko kwestia historyczna czy polityczna, ale też  społeczna. Liczne komunistyczne relikty wpisały się bowiem w krajobraz przestrzeni publicznej. To sprawia, że wiele osób się do nich przyzwyczaiło i bywają niechętni, żeby coś w tej kwestii  zmieniać. Dlatego też to, że w wielu miejscach w Polsce wciąż można spotkać sowieckie pomniki, niekoniecznie jest podyktowane ideologią, ale raczej zaniedbaniem. Stąd duże znaczenie mają w tym zakresie wszelkie inicjatywy oddolne, jak choćby organizowana przez Stowarzyszenie KoLiber akcja „Goń z pomnika bolszewika”. W ramach akcji zbierane są informacje o komunistycznych „miejscach pamięci”, a następnie podejmowane są działania, by zniknęły one z przestrzeni publicznej. Jednak największa odpowiedzialność i tak ciąży na władzy państwowej. Bez konsekwentnego kształtowania świadomości niewiele da się zrobić.
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki