Życiorys 61-letniego dziś Carvera Alana Amesa to praktycznie gotowy materiał na film. Sceptycy orzekliby zapewne, że z gatunku science fiction. Jeśli będą chcieli Państwo poznać jego historię, warto wiedzieć, że charyzmatyk ma na swoją misję poparcie biskupów z Perth, gdzie mieszka, a także kierownika duchowego i spowiednika. Spisany na podstawie jego prywatnych objawień zbiór opowieści o życiu Jezusa przypomina wizje bł. Anny Katarzyny Emmerich i św. Brygidy Szwedzkiej.
Buntownik z wyboru
Chłopak z ubogiej rodziny mieszkającej na przedmieściach Londynu, pół-Irlandczyk. Buntownik i rozrabiaka − za złe zachowanie usunięty ze szkoły jezuickiej, w młodości − jeden z członków gangu motocyklowego. Brak wykształcenia i pracy zmusił go do emigracji aż do Australii. Tam założył rodzinę, ukończył studia, zdobył dobrze płatną pracę jako menedżer w jednej z firm farmaceutycznych. Na świat przyszły jego dzieci − córka i syn. Bóg? Kościół? Sakramenty? To wszystko było mu dalekie, niemal obce, choć jako dziecko został ochrzczony. − Byłem bardzo złym człowiekiem. Dla mnie samego było odrażające to, co robiłem. Nie było też grzechu, jakiego bym nie popełnił. Dlatego wówczas uważałem, że nawet jeśli Bóg istnieje, na pewno nie mógłby pokochać tak złego człowieka, jakim byłem − podkreśla dziś, dając na całym świecie świadectwo o swoim nawróceniu.
Był 1993 r. Ames odbywał podróż służbową. Zakwaterował się w hotelu w Adelajdzie w południowej Australii. Kiedy oglądał wieczorne wiadomości w telewizji, zobaczył przed sobą przerażającą twarz mężczyzny, który zaczął go dusić. Nie mógł nad nim zapanować i wydawało mu się, że umrze. Usłyszał głos: módl się modlitwą „Ojcze nasz”. Choć z trudem przypomniał sobie słowa modlitwy powtarzanej we wczesnym dzieciństwie, zaczął je powtarzać. Ta duchowa walka z aniołem wysłanym przez Boga, jak się później okazało, trwała całą noc. − Myślałem, że oszalałem, byłem przerażony − wspominał w jednym z wywiadów. − Ale to doświadczenie powtarzało się, bo ja nie chciałem się zmienić, wciąż byłem złym człowiekiem − przyznał. Przemiana Amesa następowała stopniowo i nie bez oporów z jego strony.
Patrząc oczami Jezusa
Jeszcze w tym samym roku przeżył głębokie nawrócenie, które przewartościowało jego życie. − To był najwspanialszy dzień w moim życiu, ale i najtrudniejszy. Ujrzałem umierającego na krzyżu Jezusa, widziałem, jak bardzo cierpi i zrozumiałem, że przyczyniły się do tego i moje grzechy − opowiadał w jednym z wywiadów. − Widziałem Jego ból, ale słyszałem, jak mówi, że mnie kocha i chce mi wybaczyć. Poczułem okropny wstyd. Upadłem na ziemię, płakałem jak dziecko i poprosiłem o wybaczenie − wspominał. − Doświadczyłem wtedy darmowej miłości Bożej. Czułem, że Jego miłość wypełnia mnie całego. Jeszcze nigdy czegoś tak wspaniałego nie doświadczyłem − mówił Ames. Brytyjczyk powrócił do życia sakramentalnego i Kościoła, a rok później zaczął podróżować przez kontynenty, by dawać świadectwo o swoim nawróceniu. Ma dar uzdrawiania, a świadectwa o nich są gromadzone przez australijski Kościół. Dotyczą nie tylko uzdrowienia z choroby, ale także porzucenia nałogów czy nawróceń. Od 1994 r. Jezus Chrystus przemawia i pojawia się w wizjach Alana. Dwa lata później Jezus zaczął ukazywać mu sceny ze swojego ziemskiego życia, które − pod kierunkiem swojego kierownika duchowego − spisuje.
Kiedy prześledzi się jego życie, może budzić się w człowieku uczucie niedowierzania i nieufności. I nie ma się czemu dziwić, tym bardziej że Kościół nie zajął oficjalnego stanowiska wobec objawień Amesa. „Co do tego, że Święta Trójca, Najświętsza Maryja Panna, aniołowie i święci posługują się nim dla potrzeb pewnej misji, nie mam żadnych wątpliwości” − przekonuje jednak o. Gerard Dickinson, kierownik duchowy i spowiednik charyzmatyka. On sam zapewnia, że „jeśli Bóg dałby mu wybór między doświadczeniem wizji a Eucharystią, bez wahania wybrałby Eucharystię”. Od czasu nawrócenia razem z żoną, która pod wpływem Alana przyjęła katolicyzm codziennie uczestniczą we Mszy św. − Eucharystia jest największą z modlitw o uzdrowienie. Bóg stworzył każdego z nas po to, byśmy osiągnęli niebo. Jeśli nie osiągniesz nieba, twoje życie jest kompletną porażką, niezależnie od tego, jaki odniosłeś tu, na ziemi, sukces. Naszym wyłącznym celem jest niebo, bez niego wszystko inne się nie liczy − mówi.
Ames podzielił się swoim doświadczeniem nawrócenia m.in. podczas Światowych Dni Młodzieży w Toronto w 2002 r., dwa lata później w bazylice Zwiastowania w Nazarecie, w kościele św. Katarzyny w Betlejem i kościele Najświętszego Zbawiciela w Jerozolimie.
− Moją misją jest głoszenie wszystkim ludziom, że Bóg kocha każdego z nas i chce tak niewiele − byśmy Go też kochali. On w każdej chwili naszego życia jest blisko nas i nie opuszcza nas ani na chwilę. Niezależnie od tego, jak ciężkie byłby nasze grzechy, jeśli tylko szczerze wyznamy je podczas spowiedzi, On zawsze nam je przebaczy − przekonuje Ames.