Mamy Rok Miłosierdzia – przypomina nam on objawienia Pana Jezusa świętej siostrze Faustynie, w których pokazywał wielkość Bożego Miłosierdzia. Czy w tym, co Jezus mówił do Pana, dostrzegł Pan jakieś szczególnie przesłanie dla dzisiejszego świata, dla ludzi, którzy żyją teraz?
– Wydaje mi się, że Jezus dał mi to orędzie, które zawsze daje człowiekowi – Jego miłosierdzie jest dla wszystkich ludzi i On będzie miłosierny dla każdego, kto się do niego zbliży. Jezus pragnie, aby każdemu zostało przebaczone. Chce, aby każdy był razem z nim w niebie. Więc w tym nieskończonym miłosierdziu on daje przebaczenie każdemu. To przesłanie jest takie samo od wieków: Bóg jest miłosierny dla każdego i nie odrzuci nikogo. Jego serce jest zawsze otwarte dla każdego.
To prawda, ale mamy bardzo specyficzne czasy, w których zło jest coraz bardziej obecne. Może z tego względu usłyszał Pan jakieś szczególne słowa?
– Nie ma niczego nadzwyczajnego, czego Bóg już wcześniej by nie przekazał. Może poza powiedzeniem, że katolicy i chrześcijanie muszą skonfrontować się ze złem obecnym w świecie. W taki sposób, w jaki Bóg konfrontuje się ze złem: miłością, zrozumieniem dla tych, którzy są w pułapce zła. Niezależnie od tego jak silne jest zło, miłość Boża jest jeszcze potężniejsza. Kiedy umożliwimy, by ta miłość ujawniała się przez nas, poprzez przyjmowanie i życie naszym eucharystycznym Panem i zanoszeniem go do świata, to światło jego miłości przepłynie przez nas, aby rozpraszać ciemność zła. Pomimo że jest tak wiele zła w świecie, ten fakt nie powinien wpływać na to, w jaki sposób odpowiadamy. Naszą odpowiedzią zawsze musi być miłosierna i wyrozumiała miłość, tak jak Jezus odpowiadał w swoich czasach. Nawet jeśli wydaje się nam, że zło zwycięża w świecie, musimy spojrzeć na historię ludzkości: były momenty, gdy kondycja świata była jeszcze gorsza, ale trzeba pamiętać o jednym – Boża miłość jest zwycięska. Zło jest już pokonane. Nie możemy widzieć samych siebie jako pokonanych. Musimy patrzeć na siebie jak na zwycięzców, mających udział w zwycięstwie Chrystusa na krzyżu. Dokładnie tak, jak On wołał z krzyża: ja was kocham, ja wam przebaczam; tak my musimy wołać do wszystkich, którzy są na świecie, nawet do tych, którzy są źli.
Pana posługa pokazuje też rolę świeckich w Kościele. Różni mistycy w historii byli księżmi, siostrami zakonnymi, a Pan jest osobą świecką i być może jest to jakieś wezwanie i rola dla ludzi świeckich, także w tym o czym mówił Pan przed chwilą: w głoszeniu Dobrej Nowiny
– Na początku muszę zastrzec, że ja nie uważam siebie za mistyka. To raczej święci ludzie są mistykami, nie ja. Faktem jednak jest, że miałem pewne doświadczenia mistyczne. Bóg w swojej mądrości wybiera tych, których sam chce, aby objawić swoją miłość. Jednym z powodów, dla których jak sam powiedział, wybrał mnie, jest to, że jeżeli On mógł dokonać przemiany kogoś takiego jak ja, to w ten sposób jest w stanie przekazać swoją miłość wszystkim, nawet najgorszym grzesznikom. Jeśli chodzi o osoby świeckie w Kościele, są oni Ciałem Chrystusa. Są Kościołem i powinni pracować w Kościele i dla niego. To nie jest żadna niespodzianka, że Bóg będzie się nimi posługiwał, ponieważ jeśli prowadzą życie sakramentalne, to będą żyli życiem dla Chrystusa. Również nie możemy zapominać o wadze kapłaństwa i osób konsekrowanych. Łaska, której Bóg udziela za pośrednictwem tych osób jest wielokrotnie większa niż ta, którą mógłby wylać za pośrednictwem mnie. Wszelkie wizje czy doświadczenia mistyczne nie są tak istotne jak święte sakramenty.
Pytam też o to, bo po wysłuchaniu Pana konferencji miałem wrażenie, że są wypowiadane w prosty sposób, a bardzo przemawiają do słuchacza i w zasadzie na każdej Eucharystii powinny być wygłaszane takie właśnie homilie. Jak zatem głosić Chrystusa we współczesnym świecie, by przekonać ludzi i by trafiało to do ich serca?
– Myślę, że jednym z powodów, dla których Bóg wybrał właśnie mnie, jest fakt, że jestem bardzo prostym człowiekiem (śmiech). Nie jestem kimś super inteligentnym. Swoją miłość, okazuje mi w niezwykle potężny sposób, a równocześnie zawiera ona proste przesłanie: Bóg mnie po prostu kocha. On mówi mi to każdego dnia. W tym prostym przesłaniu znajduje się wszystko. Jeśli mówimy o Bogu, zwłaszcza osobom, które nie wierzą, możemy używać naprawdę wielkich słów, ale bardzo często może to jeszcze bardziej skomplikować sprawę i wprowadzić zamieszanie. Jeśli mówimy w sposób prosty na temat miłości Boga, jeśli pozwolimy, by nasze doświadczenie tej miłości było widoczne w tym, co mówimy, wtedy Bóg włoży Ducha Świętego w te słowa, aby dotykać serca i dusze. Wielu ludzi wcale nie chce słuchać bardzo skomplikowanej argumentacji, oni chcą tylko usłyszeć, że Bóg ich kocha. To jest przesłanie, które powinniśmy zanieść wszystkim tym, którzy Boga nie znają.
Co się dzieje wtedy, gdy ludzie słyszą, że Bóg ich kocha?
– Przeważająca większość ludzi nagle uświadamia sobie, że Bóg naprawdę ich kocha i są napełnieni radością i pokojem. Niezależnie od tego, dokąd jadę, kiedy mówię ludziom o Bożej miłości, a dzieje się to zazwyczaj po Mszy świętej, więc są już napełnieni Jezusem, wtedy Ojciec, Jezus i Duch Święty są w tych słowach. Bóg naprawdę dosięga i dotyka tych serc. Te konsekwencje i rezultaty są bardzo oczywiste. Kiedy te osoby przychodzą posłuchać moich konferencji, na początku mają często przygnębiony wyraz twarzy, wyglądają depresyjnie, ale pod koniec spotkania przeważająca większość osób jest napełniona radością i szczęściem. Kiedy wychodzą, są uśmiechnięci, ponieważ zostali dotknięci przez miłość Boga. Dopiero wtedy dochodzą do zrozumienia jak osobista jest miłość Boga.
Widzi Pan w tych ludziach siebie sprzed kilkunastu lat?
– Większość z nich to są dobrzy ludzie. Może troszeczkę zagubieni. Uwierz mi, ja nie byłem dobrym człowiekiem.
Jest Pan bardzo surowy dla siebie.
– Ale to prawda, byłem bardzo zły. Nawet obecnie nie jestem dobrym człowiekiem, staram się być dobry. Kiedy widzę ból i cierpienie w życiu innych ludzi, czasem Bóg pozwala mi wejrzeć w głąb człowieka i widzę cierpienie, które jest w sercu, może wynikające z problemów, które są w rodzinach, w małżeństwie albo związane ze zmaganiami, z grzechem i kiedy to widzę to mi przypomina siebie, może w jakimś małym stopniu, i znów przypomina mi, że Bóg chce pomóc tym ludziom tak, jak pomaga mnie. On chce uzdrawiać te serca, te dusze, ich życie. I dziękuję, że pozwala mi być tego częścią, ponieważ dla mnie kiedy czasami usiądę i zacznę o tym rozmyślać i kiedy widzę jak życie ludzi zmienia się na lepsze, to jest oszałamiające. Ta świadomość, że taki grzesznik jak ja może być częścią przemiany innych ludzi na świecie.
Wsiadł Pan jeszcze po swoim nawróceniu na motor?
– Tak, jeszcze cztery lata temu jeździłem na motorze. Zdarzało się, że na wakacje jeździliśmy na motocyklu. Teraz już staję się na to zbyt stary.
Jak Bóg dotarł do członka gangu motocyklowego?
– Byłem w tym czasie w Australii. Miałem 40 lat. Znajdowałem się w najciemniejszym okresie mojego życia, dokonując naprawdę złych rzeczy i nie myśląc o Bogu. To On otworzył swoje serce. Najpierw posłał swojego anioła, który pomógł mi otworzyć swoje serce na Boga. Myślałem, że zwariowałem, ponieważ byłem wtedy alkoholikiem. I usłyszałem ten głos, który mówił, że jest aniołem, myślałem, że to alkohol. Ale ten głos nie przestawał zachęcać mnie do tego, by się modlić i aby myśleć o Bogu. Po chwili pomyślałem, że jeśli to oznacza bycie wariatem, to nie jest tak źle, bo był to głos, który mówił o dobroci i o miłości. I pewnego dnia Jezus dotknął mojego życia, dotknął mnie z miłością. To było absolutnie niesamowite. Poczułem obezwładniającą miłość. Nigdy wcześniej w moim życiu nie doświadczyłem czegoś podobnego. To przekraczało wszystko, co ten świat może nam zapewnić. Znalazłem się w zupełnej ekstazie i w tym momencie wszystkie moje nałogi ustąpiły, a w ich miejsce pojawiło się pragnienie kochania Boga. To jest tak, jakby pojawiło się w moim wnętrzu światło, ogień, który wypalił całą tę ciemność. Tym światłem oczywiście była miłość Chrystusa. Kiedy on mi powiedział, że mnie kocha, samo usłyszenie tych słów wzniosło mnie jeszcze bardziej w tej ekstazie. Wydawało mi się jakbym wręcz unosił się w powietrzu czy pływał w tej radości. Odtąd starałem się nigdy tego nie utracić, bo to największy ze skarbów. Chcę służyć tej miłości. Więc on mnie nawrócił swoją miłością. I w ten sposób chce nawrócić każdego innego.
Czasami jednak, gdy ktoś chce się zbliżyć do Jezusa, obawia się, że coś straci. Dlatego spytałem Pana o motocykl, a Pan jeździł dalej, mimo nawrócenia.
– Nie ma się czego obawiać. Bóg po prostu nas kocha. Jeżeli cokolwiek jest nam zabierane, to tym, co najczęściej zabiera Bóg jest pragnienie grzechu, pragnienie tych rzeczy, które tak naprawdę są niepotrzebne, nieistotne w życiu. A w miejsce tych pragnień wchodzi wspaniałe pragnienie Jezusa, pragnienie kochania Go. On daje nam o wiele więcej, niż nam zabiera. Daje nam wspaniałe dary i łaski w obfitości. Będzie prowadził człowieka w każdej chwili jego życia, aż do wiecznego spotkania z nim, daje wieczną miłość, życie w niebie. To jest warte o wiele więcej niż cokolwiek, co Bóg mógłby nam zabrać.
W jaki sposób widział Pan życie Jezusa? To o nim pisał Pan w swojej najbardziej znanej książce.
– Jezus pokazał mi swoje życie, kiedy chodził po ziemi świętej. Wydarzenia, które działy się z Jego i apostołów udziałem. Było to jak oglądanie filmu na ekranie, ale równocześnie miałem wrażenie, jakbym był częścią tych wydarzeń. Otrzymywałem jeszcze słowa i zapisywałem je w tym samym czasie, kiedy tego wszystkiego doświadczałem. Moja żona patrzyła kilka razy, kiedy robiłem zapiski i była zdumiona faktem, że mogłem tego doświadczać a równocześnie to spisywać i to szybko – byłem w stanie napisać w tedy dwie strony w 10 minut, bez żadnych poprawek. Wszystko to było spisane ręcznie i przekazane mojemu kierownikowi duchowemu. W tym czasie był nim ks. Dickenson. Właśnie dlatego pisałem ręcznie, żeby było widać, że jest to tekst bez poprawek. W książce możemy przeczytać właśnie te teksty. Mój kierownik duchowy był zdumiony, że nie było tam żadnych błędów i nie trzeba było nanosić poprawek. Ks. Dickenson zmarł niestety 5 lat po tym fakcie.
To także zdumiewające, że kościół lokalny tak Pana przyjął i wysłuchał. Nikt nie powiedział, że jest Pan wariatem.
– Jezus powiedział mi, że muszę być posłuszny Kościołowi katolickiemu. Powiedział mi, abym poszedł i spotkał się z moim arcybiskupem. Sam byłem zdumiony, że zdołałem to uczynić. Jezus powiedział mi, że jeśli arcybiskup powie mi, żebym zaprzestał, to mam przestać. Mówił, że muszę być zawsze posłuszny Kościołowi. Nawet jeśli Jezus coś powie i Kościół zabroni mi to przekazywać, mam słuchać Kościoła. Więc udałem się na spotkanie z arcybiskupem i wtedy myślałem, że najprawdopodobniej każe mi przestać. Ale poprosiłem Ducha Świętego, żeby dał mi odpowiednie słowa, zanim rozpoczęło się spotkanie. I Pan powiedział mi, żebym był całkowicie otwarty, żebym nie zachowywał niczego tylko dla siebie. Powiedziałem wtedy arcybiskupowi wszystko, a on dzięki łasce Bożej dał mi zgodę na to, bym opowiadał o swoim doświadczeniu i prowadził modlitwę o uzdrowienie. Ale w swej mądrości wyznaczył dla mnie kapłana, który mi nie wierzył. Pamiętam, że kiedy po raz pierwszy zobaczyłem księdza Dickensona, powiedział mi prosto w twarz: ja tobie nie wierzę, robię to tylko dlatego, że arcybiskup mi to zlecił. W krótkim czasie stał się jednak moim przyjacielem i przewodnikiem.
Na koniec jeszcze pytanie osobiste: myśli Pan już o emeryturze? Zazwyczaj osoby w Pana wieku, także w Polsce, chciałyby już odpocząć – Pan jednak intensywnie pracuje, prowadząc spotkania na całym świecie.
– Czy wyglądam aż tak staro? (śmiech) Za sprawą łaski Bożej będę się starał kontynuować swoją misję tak długo, jak to tylko możliwe. Mam jeszcze wiele do nadrobienia w moim życiu. Może ta moja posługa jest cząstką zadośćuczynienia. Ale tak długo, jak tylko Bóg będzie mi dawał siły i łaskę, będę się starał czynić aż do dnia mojej śmierci. Wiem, że w tym dniu będę żałował, że nie mówiłem do jeszcze większej ilości osób. Być może będą prowadzić mnie jeszcze siedzącego na wózku inwalidzkim. Może będę tak stary, że nie będę mógł poruszać się o własnych siłach – ale to jest wszystko w rękach Boga.
Tłumaczenie: Aleksander Sztramski
Carver Alan Ames
Urodził się w 1953 r. w Londynie. W młodości należał do gangu motocyklowego i podążał drogą pełną przemocy i alkoholu. Po ślubie przeprowadził się z rodziną do Australii. Zwrotny moment w jego życiu miał miejsce w 1993 r., kiedy w jednej ze swoich wizji Alan zobaczył swoje życie odtworzone niczym film i zrozumiał, jak bardzo było grzeszne i dalekie od Boga. Ujrzał Jezusa na krzyżu, oferującego mu przebaczenie. Pan pomógł Alanowi powrócić do życia sakramentalnego i Kościoła. Ames ma pisemne poparcie arcybiskupa Perth (Australia) i wielu innych kapłanów na całym świecie. Jezus Chrystus przemawia i pojawia się w wizjach Alana od lutego 1994 r. Jego książka Oczami Jezusa została już przetłumaczona na język niemiecki, włoski, hiszpański, polski i wiele innych, a w samej Polsce sprzedała się w kilkudziesięciu tysiącach egzemplarzy. Ważnym momentem w działalności Amesa była przemowa podczas Światowych Dni Młodzieży w Toronto w 2002 r., a także konferencje w najświętszych miastach chrześcijaństwa (w 2004 r. – w bazylice Zwiastowania w Nazarecie, w kościele św. Katarzyny w Betlejem i Św. Zbawcy w Jerozolimie).