Jak ocenia Ksiądz Biskup kondycję polskiej młodzieży?
– Jeśli pyta pani o kondycję duchową młodego pokolenia Polaków, to jest ona odzwierciedleniem przemian, jakie obserwujemy w polskich parafiach i rodzinach. Są więc młodzi, którzy żyją w autentycznej przyjaźni z Jezusem, angażują się w życie swoich wspólnot parafialnych czy w duszpasterstwach, ale są też tacy, którym temat wiary jest obojętny i nie ma znaczenia dla ich codziennego życia. Jest jeszcze całkiem spora grupa młodzieży poszukującej swojego miejsca w Kościele. Ci młodzi albo wyrośli w rodzinach religijnie obojętnych, albo wręcz przeciwnie – od dziecka byli uczeni praktyk religijnych i dziś czują, że to im nie wystarcza, że za fasadą tradycyjnych rytuałów nie potrafią znaleźć żywego Boga. Ci młodzi poszukują swojej indywidualnej formy ekspresji, często są zbuntowani, nie wahają się dyskutować z kościelnymi autorytetami. Niektórzy kwestionują sens tradycyjnych praktyk religijnych i skłaniają się ku medytacji, nowym formom rekolekcji, które mają im pomóc w spotkaniu z Jezusem, ale są też tacy, którzy lansują modę na udział w zwyczajnych nabożeństwach. „Majówka jest trendy” – mówią. „Pokaż, że potrafisz wstawać wcześnie rano i przyjdź na Roraty” – namawiają, przy okazji przekonując, że uczestnictwo w tych modlitwach ma realny wpływ na ich codzienne życiowe wybory.
A więc nie monolit.
– Wręcz przeciwnie, to barwna i bardzo zróżnicowana grupa, której nie można podporządkować uogólniającym opisom.
Da się znaleźć wspólny mianownik?
– Wszystkich młodych łączy jedno: autentyczne pragnienie szczęścia, opartego na solidnych, trwałych fundamentach. Oni poszukują sensu swojego życia i chcą wierzyć, że znajdą go w Bogu.
Jakie są najpilniejsze potrzeby i problemy polskiej młodzieży? Gdyby papież Franciszek zwołał dziś synod o młodzieży, biskupi powinni porozmawiać o…
– Młodym Polakom brakuje poczucia bezpieczeństwa. Fakt, że jedna trzecia chce wyjechać z kraju, by szukać stabilizacji za granicą, jest bardzo niepokojący. Wielu doświadczyło opuszczenia przez jedno lub nawet dwoje rodziców, zmuszonych do wyjazdów zagranicznych w poszukiwaniu pracy. Ale samotności i braku miłości doświadczają również młodzi, których rodzice, skupieni na pracy i karierze, w pewnym sensie również „opuścili”, choć przecież nigdzie nie wyjechali. Ci młodzi wzrastają w obojętnych, zimnych domach, a to powoduje, że wkraczają w dorosłość bez koniecznego zapasu miłości rodzicielskiej. Gdzie, często niepewni i pogubieni, mają szukać akceptacji i zrozumienia?
W domu, w którym czasem nie mogą się dogadać, bo napotykają międzypokoleniową przepaść.
– Ta przepaść utrudnia starszym przekazywanie młodzieży wartości, piękna tradycji, uczenia szacunku dla mądrości i dobra. Oczywiście, różnice pokoleniowe istnieją od zawsze, ale dzisiejszy nastolatek odbiera świat zupełnie inaczej niż jego rodzice, opisuje go kompletnie nowym, często niezrozumiałym językiem. Młodzi, wychowani w rzeczywistości wirtualnej, porozumiewają się ze światem memami i hashtagami. To świat ulotny jak snapchat, gdzie przekazywane innym treści są natychmiast kasowane. Rozmowa – naturalna dla pokolenia ich rodziców – dialog, dzięki któremu mogliby poznawać świat i nawiązywać relacje, jest dla nich często abstrakcją i sztuką niemożliwą do opanowania. Prawdziwym wyzwaniem jest więc zmiana języka, którym komunikujemy się z młodymi, bowiem mimo wszystko, mimo bogatego życia w wirtualnym świecie, oni potrzebują bliskości, akceptacji i miłości. Potrzebują, by ktoś, komu mogą zaufać, wyciągnął do nich rękę.
Potrzebują ŚDM?
– Tak!
Prawdopodobnie na ŚDM przyjedzie nie tylko pobożna, zaangażowana młodzież, ale także ci, dla których będzie to fajna, tania, tygodniowa impreza. Czy jest pomysł na opowiedzenie o Panu Bogu tym, którzy być może nie do końca chcą o Nim słuchać?
– Trudno mi uwierzyć, że można przyjechać na ŚDM jak na „fajną imprezę” i zamknąć oczy na religijny wymiar tych dni. ŚDM wiążą się bowiem z ponoszeniem wielu trudów i wyrzeczeń. Ktoś, kto potrzebuje wyłącznie rozrywki, znajdzie ją w innych miejscach, gdzie będzie to z pewnością prostsze i wygodniejsze. Ale oczywiście mam świadomość, że w wielotysięcznej wspólnocie młodych znajdą się i tacy, którzy wybrali ten rodzaj spędzenia wakacji z powodów innych niż religijne.
I co wtedy?
– Nic jednak nie dzieje się przypadkowo. ŚDM to ewangelizacja na ogromną skalę. Znakomita większość wydarzeń odbywać się będzie w otwartej przestrzeni miejskiej. Młodzi ludzie będą wszędzie, wypełnią ulice, place, stadiony, świątynie swoim entuzjazmem, modlitwą i śmiechem. To będzie prawdziwa „drużyna Jezusa”. Katechezy, teatr, pantomimy, koncerty, świadectwa głoszone na ulicach przez młodych, którzy zawierzyli swoje życie Jezusowi, wydarzenia centralne z udziałem Ojca Świętego. W tych dniach w Krakowie o Jezusie usłyszy każdy. Na tym polega siła ŚDM, które są przede wszystkim ewangelizacją młodych przez młodych.
Co będzie miarą ich sukcesu? Jakie „warunki” muszą zostać spełnione, aby Kościół mógł powiedzieć „To była dobra robota”?
– Proponuję, by odejść od spekulowania, co może być miarą sukcesu ŚDM. Oczywiście, wymieniamy w tym kontekście często: ożywienie w parafiach, powstanie nowych grup duszpasterskich dla młodzieży, wzrost powołań do kapłaństwa i życia zakonnego… Są to bardzo ważne aspekty, ale mam wrażenie, że mimo wszystko nie dotykają istoty sprawy, bo to, co najważniejsze, dziać się będzie w ukryciu. Pamiętajmy, że w ŚDM chodzi o młodego człowieka i jego poszukiwania prawdziwego sensu życia, zaspokojenia najgłębszych pragnień miłości i szczęścia. Spodziewane owoce ŚDM w Krakowie opisał papież Franciszek, który w orędziu do młodych zaapelował, by nie bali się spotkania z Jezusem: „Pozwólcie, by dotknęło was Jego bezgraniczne Miłosierdzie, abyście wy z kolei, poprzez uczynki, słowa i modlitwę, stali się apostołami miłosierdzia w naszym świecie zranionym egoizmem, nienawiścią i rozpaczą”. By młodzi stali się apostołami miłosierdzia w świecie – to jest sens i jedyna miara sukcesu przyszłorocznych ŚDM.
W ostatnim roku przygotowań wszystko się kręci wokół miłosierdzia. Czy to słowo-klucz, które powinno zostać nam w głowach po zakończeniu ŚDM?
– Nie tyle w głowach, co w sercach. Miłosierdzie to drugie imię miłości, pisał św. Jan Paweł II. Nie chodzi o to, by o miłosierdziu pamiętać, ale by nim żyć. Wszyscy jesteśmy powołani, by go doświadczać, by poddać się leczącej mocy miłości Boga i nieść ją w nasze środowiska, do ludzi, którzy potrzebują uzdrowienia i przebaczenia. ŚDM dla nas, krakowian i Polaków, mogą stać się wielkimi rekolekcjami, przebudzeniem i ponownym odkryciem wyzwań, przed którymi stoimy jako spadkobiercy dwojga świętych apostołów Miłosierdzia: Jana Pawła II i siostry Faustyny. „Trzeba tę iskrę Bożej łaski rozniecać. Trzeba przekazywać światu ogień miłosierdzia. W miłosierdziu Boga świat znajdzie pokój, a człowiek szczęście!” – apelował święty papież podczas swojej ostatniej pielgrzymki do ojczyzny w 2002 r. Dla nas to czas, by zadać sobie pytanie: czy jesteśmy wierni temu przesłaniu?
A jesteśmy? Miłosierdzie to takie niemodne słowo…
– Ależ miłosierdzie to wśród młodych słowo coraz modniejsze! Proszę dobrze przyjrzeć się temu, co dzieje się w polskich parafiach i wspólnotach młodych, którzy się przygotowują do ŚDM! Mam czasami wrażenie, że niekiedy młodzi wręcz rywalizują ze sobą na pełnienie dzieł miłosierdzia. Ufam, że to nie jest jednorazowy zryw, że im się to po prostu spodoba i przyjmą miłosierdzie jako program swojego życia.
Jak to może zadziałać? Co może zmienić?
– W przywoływanym już przeze mnie orędziu do młodych papież Franciszek wspomina swoje nastoletnie doświadczenie sakramentu spowiedzi. W tym bardzo osobistym wyznaniu mówi, że było to spotkanie, które zmieniło jego życie. „Odkryłem, że kiedy otwieramy swoje serce z pokorą i przejrzystością, możemy bardzo konkretnie doświadczyć Bożego miłosierdzia” – pisze Ojciec Święty. Każdy z nas może w ten sposób, bardzo namacalny, doświadczyć przemieniającego spotkania z Bożą Miłością. Dla młodego człowieka oznaczać to może życiową rewolucję. Prawdziwą rewolucję.