Logo Przewdonik Katolicki

Apokalipsa Makbeta

Natalia Budzyńska
Plakat do filmu "Makbet" w reżyserii Justina Kurzela / fot. materiały prasowe.

Dramaty i komedie Szekspira inspirowały filmowców od samych początków kina. Wśród kilkudziesięciu mniej lub bardziej wiernych ekranizacji interesujących jest zaledwie kilka.

Najnowszą jest Makbet w reżyserii Justina Kurzela. Australijski reżyser pożenił współczesne kino z ponadczasowym dramatem Szekspira o pragnieniu władzy, sprzeniewierzeniu się wartościom i sumieniu. Pozostał wierny oryginalnemu tekstowi, modyfikując go niezbyt mocno. W rezultacie to przycinanie nie zagroziło przesłaniu i sensowi dzieła. To nie jest barwny i klaustrofobiczny Makbet Polańskiego z lat 70. XX w., ale mroczny i apokaliptyczny dramat pierwszej połowy wieku XXI. Dobrze jest obejrzeć obie ekranizacje i porównać sposób filmowania tej samej historii, bo jest on znakiem czasów. Oba są wierne w tej samej mierze, oba dobre i dalekie od hollywoodzkiego blichtru. Oba jednak inne.

Pomysł na Szekspira
W historii kina reżyserzy w różny sposób zbliżali się do Szekspira. Większość dzieł traktowali „po bożemu”, przenosząc tekst dramatu na taśmę filmową bez żadnych ulepszeń i zmian. Na przykład Franco Zefirelli wziął na warsztat Poskromienie złośnicy, Romea i Julię, Otella oraz Hamleta, angażując do głównych ról same gwiazdy: Elizabeth Taylor, Richarda Burtona, Mela Gibsona i Glenn Close. Mówi się, że najlepiej rozumiał jednak Szekspira brytyjski reżyser Kenneth Branagh, który zanim zajął się reżyserią, występował na scenie w Royal Shakespeare Company. Po latach parania się reżyserią teatralną podjął się ekranizacji filmowej i stworzył dzieło, które do dziś jest uznawane za idealną adaptację Szekspira. Chodzi o Henryka V z 1989 r., który przyniósł Branaghowi międzynarodową sławę. Oprócz obrazów zachwycający jest język, jakim mówią brytyjscy aktorzy, idealny akcent aktorów przywykłych do grania w angielskim szekspirowskim teatrze. Główną rolę zagrał zresztą sam Branagh, a Katarzynę, jego żonę,  Emma Thompson. Później przeniósł na ekran także Wiele hałasu o nic, Hamleta, Stracone zachody miłości  i Jak wam się podoba. Szekspir Branagha jest idealny, ale przewidywalny, nawet jeśli jego Hamlet dzieje się w XIX w.
Niektórzy twórcy pragnęli jakiejś innowacji i usiłowali Szekspira zmienić. Z różnym skutkiem, najczęściej fatalnym. Najłatwiej akcję sztuki przenieść w czasy współczesne i tak zrobił na przykład Australijczyk, Baz Luhrmann. Ten twórca teledysków postanowił zastosować konwencję charakterystyczną dla  MTV w Romeo i Julii. Zaangażował ulubieńców młodzieży do głównych ról (Di Caprio i Danes), ubrał ich we współczesne ciuchy i kazał mówić szesnastowiecznym rymem. Film zarobił miliony, ale opinie były bardzo różne.  Amerykański reżyser Michael Almereyda podobnie pokombinował w Hamlecie z 2000 r. Akcję przeniósł z średniowiecznej Danii do korporacji Nowego Jorku XXI w. Mimo że znów główne role zostały obsadzone gwiazdami, scenariusz był chaotyczny i z Szekspirem miał wspólnego tyle co nic. Nie ma sensu wspominać o ledwo przypominających dramaty Szekspira filmach, w których Otellem był czarnoskóry licealista marzący o karierze w NBA, głównymi bohaterkami adaptacji Poskromienia złośnicy rozwydrzone amerykańskie licealistki. Do wybitnych adaptacji zaliczam natomiast Tron we krwi Akiro Kurosawy i Tytus Andronikus Julie Taymor.

Artystycznie
Japoński reżyser Akiro Kurosawa za swoich mistrzów uważał Dostojewskiego i Szekspira. Interesowało go bowiem wiecznie aktualne pytanie o genezę zła. We wszystkich swoich filmach pytał o to, dlaczego człowiek nie może być szczęśliwy? Odpowiedzi szukał głęboko w ludzkiej duszy, inspirując się także europejską literaturą. Bohater Kurosawy zawsze staje wobec uniwersalnych zagadnień losu, obojętnie w jakim jest kostiumie. Nic więc dziwnego, że Kurosawa zafascynowany Szekspirem sięgnął po jego dramaty i opierając się na nich, zrealizował swoje najlepsze filmy. Najpierw był Tron we krwi: historię Makbeta przeniósł w rzeczywistość szesnastowiecznej, rozbitej na dzielnice Japonii. Europejską kulturę zamienił na samurajską etykietę. Mroczny i ekspresyjny obraz nakręcony w konwencji japońskiego teatru z jego umownością i przesadą gestów oraz charakteryzacją to jedna z najlepszych ekranizacji Szekspira w historii kina. Bohaterowie nie mówią szekspirowskim wersem, co w wydaniu japońskim mogłoby dać komiczny efekt. Za to dialogi Kurosawa ograniczył do minimum. Aktorzy mówią niewiele, pojedynczymi słowami. Gra obraz, mglisty i niepokojący, bardzo oszczędny. Dzięki teatralności środków wyrazu Kurosawa nadaje historii uniwersalny i symboliczny wymiar. Taki sam efekt, ale przy użyciu innych środków, chciała uzyskać amerykańska reżyserka filmowa i teatralna Julie Taymor. Wzięła na warsztat Tytusa Andronikusa, najbardziej krwawy z dramatów Szekspira, i stworzyła obraz wizjonerski i okrutny. Dramat, którego bohaterem jest rzymski wódz, u Julie Taymor dzieje się „wszędzie i nigdzie”. Żadnemu twórcy nie udało się tak doskonale połączyć elementów współczesności z przeszłością. Film robi wrażenie scenografią i kostiumami. Zdjęcia kręcone były w EUR (Esposizione Universale di Roma), dzielnicy Rzymu wybudowanej przez architektów Mussoliniego, a także w ruinach willi Hadriana, w Termach Karakali i w Koloseum. I choć kostiumy sado-maso i dyskotekowe wtręty mogą sugerować adaptację niskich lotów, to nic bardziej mylnego. Julie Taymor udało się sprawić, że Tytus Andronikus z Anthonym Hopkinsem w roli głównej  to jedno z tych dzieł współczesnego kina, którego szybko się nie zapomina. Reżyserka kilka lat później sięgnęła po jeszcze jeden dramat Szekspira – Burzę, główną rolę męską zamieniając na kobiecą. W tym miejscu warto zwrócić uwagę na jeszcze inną luźną adaptację tego dramatu, której w Księgach Prospera podjął się wizjoner i ekscentryk kina artystycznego Peter Greenaway.

Błoto, mgła i krew
Na tym tle Makbet w reżyserii Justina Kurzela jest dziełem, które można umiejscowić pomiędzy tradycyjnymi adaptacjami a tymi, które zalicza się do kina artystycznego. Mówi się, że to film dla fanów Gry o tron. Taka akcja reklamowa może jednak tylko zaszkodzić dziełu, sugerując płycizny i kicz. Nic z tego. Reżyser przyznaje, że chciał dramat Makbeta uwspółcześnić poprzez pogłębioną psychologię. I tak jego Makbet po powrocie z okrutnych bitew cierpi na zespół stresu pourazowego. Jego żona zaś, po utracie dziecka szuka ucieczki w chciwości władzy i stanowisk. Film zachwyca niepokojącymi szkockimi krajobrazami, statycznymi scenami, oszczędnym aktorstwem i świetną muzyką. Obecny w nim naturalizm nie jest przesadzony, mimo wrażenia, że nawet błoto pod stopami bohaterów przesiąknięte jest krwią. Monochromatyczne kadry zakłóca tylko jej czerwień.
Autorem zdjęć jest Adam Arkapaw, australijski operator, który jest także autorem zdjęć do seriali True Detective i Top of the Lake Jane Campion. W obu serialach obraz i sposób filmowania odgrywały dużą rolę w budowaniu klimatu. Podobnie jest i tutaj. Zło, które opętało Makbeta i jego żonę, nie pozwalając zaznać im spokoju, wydaje się nie mieć końca. Wizja Kurzela coś w sobie ma, choć niektórzy krytycy uważają, że jest nieszekspirowska. Nie wiem, jak rozumieją ową „szekspirowskość” i czym jest dla nich duch Szekspira. Kurzel tekst potraktował swobodnie, gdzieniegdzie manipulując nim – to oczywiste. Aktorzy mówią Makbetem trochę poszatkowanym, ale jest to jednak jak najbardziej Makbet z pięknym szekspirowskim wersem.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki