Kolejki przed Kunsthistorisches Museum ustawiały się już od pierwszego dnia trwania wystawy. Wydarzenia tej rangi zdarzają się rzadko, a wystawa retrospektywna Velázqueza ma miejsce w ogóle pierwszy raz nie tylko w Austrii, ale także w krajach niemieckojęzycznych. Wprawdzie wiedeńskie Muzeum Historii Sztuki jest i tak w uprzywilejowanej sytuacji: dzięki bliskim dynastycznym i politycznym związkom między rodami Habsburgów w Wiedniu i Madrycie w XVII w. posiada całkiem spory zbiór portretów wykonanych przez Velázqueza. Jeśli wziąć pod uwagę fakt, że na wystawę przyjechały jeszcze obrazy z kilku ważnych muzeów świata, między innymi oczywiście z Prado w Madrycie, które posiada największą kolekcję dzieł Velázqueza, National Gallery w Londynie czy Museum of Fine Arts w Bostonie, to oznacza, że w Wiedniu obecnie znajduje się naprawdę imponujący zbiór dzieł hiszpańskiego malarza.
Król i jego karły
Velázquez zasłynął przede wszystkim z portretów hiszpańskich infantów i infantek z rodu Habsburgów. Miał zaledwie 24 lata, kiedy stał się nadwornym malarzem Filipa IV. Jednak we wczesnym etapie swojej twórczości malował obrazy będące połączeniem martwej natury ze sceną rodzajową. Niektórzy mówią o nich „sceny kuchenne”. Choć wydają się nieciekawe, jednak jest coś, co sprawia, że nie można od tych obrazów oderwać wzroku. Przykładem jest prezentowany na wystawie Nosiwoda z Sewilli, jedno z wczesnych płócien Velázqueza. Na pierwszy rzut oka przytłaczający burością barw, a jednak całość emanuje niezwykłą harmonią i prawdą. Zetknięcie z dworem sprawiło, że artysta zarzucił tę tematykę i do końca życia malował przede wszystkim portrety. Wydawałoby się, że nie przejawiał większych ambicji. Poza dwoma wyjazdami do Włoch, kiedy to poznawał warsztat wielkich mistrzów, wiódł spokojne życie sławnego i szanowanego dworzanina Filipa IV, malując portrety króla i członków jego rodziny. Na dodatek królowi i jego otoczeniu zależało, żeby te portrety pokazywały ich wielkość i godność, więc ubierali się do nich specjalnie w stroje uroczyste i sztywne. Velázquez z tej nudnej sytuacji wybrnął wyśmienicie dzięki swojemu talentowi. Stworzył obrazy, które wciąż zachwycają, do dziś robią wrażenie żywych i prawdziwych. Potrafił oddać psychologiczną głębię i atmosferę panującą na dworze, a nawet w danym momencie pozowania. Inspirował się Tycjanem i El Greco, których technika polegała na swobodnych pociągnięciach pędzlem i wyrafinowanym doborem palety barw. Ale była to tylko inspiracja, do której dodał wiele ze swej osobowości i umiejętności obserwacji. Słynny historyk sztuki, Gombrich, pisał, że Velázquez przemieniał te portrety, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, w najbardziej fascynujące obrazy na świecie. Namalował ponad trzydzieści portretów króla. Zadziwia psychologią cała seria wizerunków karłów i błaznów królewskich. Zachwycają dokładnością i paletą barw portrety małego księcia Baltazara Carlosa.
Wenus i infantka
Do najważniejszych pozycji wystawy należy wypożyczona z National Gallery w Londynie Wenus z lustrem. To jeden z niewielu aktów, jakie powstały w XVII-wiecznej Hiszpanii. Inkwizycja hiszpańska za przedstawienia aktów surowo karała. Nie wiadomo kiedy ani dla kogo obraz ten został namalowany – akty nie były w tamtych czasach pokazywane publicznie, a raczej chowane w prywatnych apartamentach. Współczesne badania wykazują, że obraz po powstaniu został przemalowany. Początkowo prawdopodobnie przedstawiał tylko nagą kobietę, leżącą tyłem do oglądającego. Dopiero potem dodano i lustro i trzymającego je Kupidyna. Kto to zrobił? Mówi się o zięciu Velázqueza, Juanie del Mazo. Obraz został kupiony przez londyńskie muzeum i wystawiony na początku XX w. Spotkał się z atakiem sufrażystek: jedna z nich rzuciła się na obraz z siekierą i poważnie go uszkodziła. Płótno wróciło na sale wystawowe dopiero w latach 60. XX w.. Wrażenie robi także obraz królewskiego brata Don Carlosa, uznawany za najwspanialszy w czasach nowożytnych portret całej postaci. Ciepłem, delikatnością i feerią barw zachwycają portrety kilkuletniej infantki Małgorzaty – przed tymi płótnami zawsze stoi tłum. Zainteresowanie budzi obraz Baltazara Carlosa w generalskim stroju na koniu, reklamujący całą wystawę. Ciekawe, że Velázquez był właściwie nieznany aż do czasu udostępnienia królewskiej kolekcji w Muzeum Prado w 1819 r. Od tego czasu jego malarstwo stało się inspiracją dla wielu malarzy, m.in. Goi czy Maneta, który nazwał Velázqueza „malarzem nad malarzami”. Mówił o nim, że to „największy malarz, jaki kiedykolwiek istniał”. Niemal pięćdziesiąt dzieł zgromadzono w sześciu salach Kunshistorisches Museum. Sprowadzono je z Londynu, Madrytu, Berlina, Barcelony, Paryża, Budapesztu i kilku prywatnych kolekcji. Tyle dzieł zebranych w jednym miejscu ukazuje Velázqueza jako wielkiego artystę, który nigdy nie popadł w rutynę. Wystawę można oglądać do 15 lutego 2015 r.