„Pani synek musi zrozumieć, że mama ma odpowiedzialną pracę i musi zostawać w niej dłużej” – usłyszała, gdy jej dziecko miało rok. Rzuciła etat – mimo że musiała zarabiać. Dziś mówi, że znalazła swoje miejsce na ziemi. Łączy rolę matki z satysfakcjonującą pracą.
Pracujące mamy nie mają łatwo. – To była intratna posada: świetnie stawki, świetne perspektywy rozwoju. Dopóki byłam dyspozycyjna ceniono mnie jako pracownika – mówi Ilona Zawadziło z Warszawy, prawnik, dziś mama 5-letniego Dawida i 2,5-letniej Sary. – Po macierzyńskim musiałam szybko wrócić do pracy: gdy rano wychodziłam z domu, mój synek jeszcze spał, gdy wracałam około godz. 17.00 mogłam się z nim godzinę, dwie pobawić i znów szedł spać. Czasu, który z nim spędzałam, było dla mnie zdecydowanie za mało. Z coraz większą niechęcią zgadzałam się na nadgodziny, przez co słyszałam gorzkie komentarze. – Zastanawiałam się, co zrobić, by mieć dochód: korporacja ani budżetówka nie wchodziły w grę – wiedziałam, że praca tam często przypomina białe niewolnictwo. W końcu znalazłam zajęcie dla siebie! – cieszy się pani Ilona.
Kolejne próby
Monika Karbowiak z Wrocławia skończyła dwa kierunki studiów: informatykę matematyczną i zarządzanie na jednej z najlepszych polskich uczelni: Politechnice Wrocławskiej. Robiła staże w kilku przedsiębiorstwach, miała tymczasową pracę w nieruchomościach. Nic stałego. Na świat przyszedł Olek (dziś 3 lata) i Nadia (rok i 4 miesiące), jej jedynym zajęciem było zajmowanie się nimi w domu. – Bardzo chciałam być z dziećmi. Uwielbiam spędzać z nimi czas. Brakowało mi jednak przestrzeni na własny rozwój – mówi. Pierwsza próba pracy po macierzyńskim okazała się fiaskiem. – Mimo wszystko to był dobry czas – mogłam doświadczyć, jakie zajęcie „zapala mnie” do działania – mówi. – Dziś, już samodzielnie, zajmuję się fotografią, która była moją pasją od dziecka – dodaje pani Monika.
Spełnienie
– Pamiętam moment szczególny: zaraz po urodzeniu synka – pani Ilona uśmiecha się. – Panie położne opatuliły go i położyły obok mnie: głowa do głowy. Już nie krzyczał. Spojrzał na mnie, otwartymi, rozumnymi oczkami. Napełniła mnie fala czułości: zapomniałam o bólu. To był szczególny moment w budowaniu naszej więzi. Pierwsze spotkanie „oko w oko”. Oczywiście, późniejsze chwile nie były tylko idyllą. Przyjemne i nieprzyjemne wydarzenia przeplatały się ze sobą: trudności w uczeniu ssania piersi, nocne wstawanie, gdy płakał oraz ciekawość, gdy widziałam jego determinację przy nauce chodzenia oraz radość, gdy śmiał się na całe gardło. Gdybym mogła wybierać, wolałabym przez pierwszy rok być z dzieckiem. Niestety, ze względów finansowych nie mogłam. – To niesamowite: dałam życie drugiemu człowiekowi! Myślę sobie nieraz, że nie byłoby go beze mnie. Mógłby być inny, podobny, gdzieś, czyjś – ale to nie byłoby to samo dziecko. – Moim ogromnym pragnieniem jest budowanie dobrej relacji z dziećmi – dodaje pani Monika. – Nieraz na spacerze zatrzymuję się nad myślą, że te biegnące przede mną dwa szkraby są moje. Uświadamiam sobie, że to niesamowite spełnienie. Mogę powiedzieć, że jestem w pełni kobietą – na jej twarzy maluje się radość i wzruszenie – dałam życie.
Odwaga
Obie panie szukały pracy. Nie powiedziały sobie, że nic więcej się nie da, że tak musi być, że może zmienią to później. Wzięły życie w swoje ręce. Rozglądały się, jaka praca byłaby zgodna z ich oczekiwaniami i pasją. Ilona i jej znajomi modlili się także w tej intencji.
– Z produktów firmy kosmetycznej, z którą teraz współpracuję, korzystałam od kilku lat – wspomina pani Ilona. – Zaczęłam się przyglądać, jak wygląda praca w niej. Konsultantki dorabiały tu sobie do pensji nauczycielskiej, urzędniczej lub decydowały się na własny biznes. Wiele z nich było mamami małych dzieci. Mąż był za zmianą – jemu także podobał się charakter firmy. Mama, która przepracowała życie w innych warunkach społecznych, na etacie – otwarcie wyrażała swój sprzeciw. – Tak wiele osób odradzało mi tę zmianę, że teraz, gdy ktoś mówi mi, bym nie podejmowała jakichś działań, traktuję to jako zachętę i wyzwanie – uśmiecha się. – Teraz już wiem, że tylko wychodzenie ze swojej strefy komfortu, z utartych schematów, przynosi prawdziwy rozwój i wyzwolenie wewnętrznego potencjału. Pracuje na własną rękę jako doradca ds. pielęgnacji skóry w ekskluzywnej firmie kosmetycznej. Do jej zadań należy nawiązywanie współpracy z klientkami, doradztwo i sprzedaż, a także opieka po zakupie.
– Pytałam siebie, co jest moją pasją, co daje mi spełnienie – wyjaśnia pani Monika. – Przyglądałam się, obserwowałam. Postanowiłam zająć się zawodowo tym, co robiłam od liceum: fotografią. Tu także z pomocą przyszedł mąż: „Na początek wybierz szkolenia, by usystematyzować wiedzę” – podpowiadał. – Czuję się wyróżniona, gdy nieznajomi klienci wybierają mnie, bym uwieczniła bardzo ważne w ich życiu chwile. Bo podobały się im moje fotografie – mówi. – Od pięciu miesięcy działam intensywnie na własną rękę. Moja praca jest dla mnie sposobem na przekazanie swojej osobowości. Do każdej sesji podchodzę w sposób indywidualny, co sprawia mi ogromną frajdę.
Korzyści i dylematy
– Elastyczny czas pracy, dawkowany do potrzeb dzieci, duże możliwości decydowania o sposobie i charakterze pracy, możliwość dobierania sobie osób, z którymi współpracuję i obiektywna ocena wyników pracy po efektach a nie widzimisię szefa – pani Ilona wylicza atuty swojego aktualnego zajęcia. – Jeszcze niedawno pracowałam po dwie, trzy godziny dziennie. Teraz, gdy dzieci są większe, zwiększyłam czas już niemal do ośmiu godzin. – Oczywiście, pojawiają się dylematy: czy nie za wcześnie oddałam dzieci pod cudzą opiekę, czy może lepiej byłoby zostać z nimi. Pani Monika zdaje sobie sprawę, że bycie z dzieckiem w domu do trzeciego roku życia jest kluczowe: wtedy wyrabia się w nim nawyki, których brak trudniej jest później wyrównać. – Ja jednak tego nie czuję: gdy byłam dłużej w domu, byłam sfrustrowana, co przekładało się na moją relację z dziećmi. Teraz, gdy mam miejsce, które jest tylko moje i w którym mogę realizować siebie, jestem szczęśliwa. Z radością wracam po pracy do domu i z radością stwarzam kolejny szczęśliwy dzień mojemu mężowi i moim dzieciom.
Misja
Pani Monika z delikatnością i troską ułożyła dwuipółtygodniową Anulkę w koszyku roweru i sięga po aparat. Dziecko uśmiecha się przez sen. – To dla mnie niezwykły wyraz zaufania ze strony rodziców – mówi pani fotograf – że nie wyrządzę dziecku krzywdy i że zrobię piękne zdjęcia, które będą pamiątką na zawsze, dla nich i dla niej. Szczególnie upodobała sobie portretowanie kobiet. – Niesamowita adrenalina: pomóc kobiecie, która przytłoczona obowiązkami, zagubiła gdzieś swoje piękno, odkrywać je na nowo. Pokazać mamie, która często jest zapracowana, zabiegana, jak ja ją widzę i jak ona może zobaczyć siebie – mówi z przejęciem. Często w tych sesjach korzystają z pomocy wizażystki. Podobnie swoją misję zawodową postrzega pani Ilona. – Kosmetyk (sprawdzony wielokrotnie przeze mnie i rzeczywiście dobrej jakości) jest dla mnie pretekstem do spotkania się z kobietą. Często jest zaproszeniem do wyjścia tych kobiet, które „zasiedziały się” w domu, pozwoliły przytłoczyć codziennością, przyprószyć swój blask – mówi. – A efekty są namacalne: gdy kobieta spełnia swoją naturalną potrzebę bycia piękną, staje się bardziej radosna i łatwiej dbać jej o domowe ognisko, o związek z mężem. Przekłada się to także na relacje domowe konsultantek.
Łączenie przeciwieństw
– Gdybym musiała wybierać pomiędzy sukcesami zawodowymi a byciem mamą, zrezygnowałabym z sukcesów zawodowych. Zdecydowanie rodzinę stawiam ponad karierę – podsumowuje pani Ilona. – Życie na szczęście na ogół nie przynosi tak jednoznacznych wyzwań. Cieszę się, że dostałam w nim szansę na połączenie tych dwóch obszarów: rodziny i pracy. Moja obecna praca pozwala mi na rozwój osobisty oraz daje poczucie spełnienia zawodowego, a to ma również duży wpływ na jakość moich relacji z ludźmi, w tym z moimi dziećmi – dodaje pani Ilona. Oczywiście, łączenie pracy w domu i w zawodzie sprawia, że brakuje czasu na perfekcyjne wykonanie każdej z nich. Dodatkowymi plusami jest to, że przy natłoku zajęć dzieci szybciej uczą się samodzielności, rodzina współpracy, a mama ma szansę budować autorytet prestiżu (czyli autorytet oparty na osiągnięciach), który jest tak ważny w relacji małżeńskiej i w wychowaniu.