Tyle epok i stylów, tyle malarzy, tyle obrazów – czy ktoś ośmieliłby się szukać wśród nich najwspanialszego obrazu świata?
A jednak. Jest taki jeden, o którym krytycy ośmielają się tam właśnie mówić. I nie namalował go żaden z malarzy, o których dzieci uczą się w szkołach, ale mało u nas znany Piero della Francesca.
Święty grób
Są ludzie, których życia i twórczości nie sposób zrozumieć, jeśli wyrwie się ich z kontekstu miejsca, w którym żyli. Tak było właśnie z Piero, dlatego najpierw poznać trzeba małe, toskoańskie miasteczko Sansepolcro, nazywane dawniej Borgo del Santo Sepolcro. Nazwa ta oznacza „Święty grób” lub wprost „Grób Chrystusa”. Skąd jednak grób Chrystusa we Włoszech? Legenda głosi, że mniej więcej w tym czasie, gdy u nas Mieszko przyjmował chrzest, przez Toskanię szli dwaj pielgrzymi, Arcanus i Aegidius. Wracali z Ziemi Świętej, niosąc stamtąd kamień i relikwie Krzyża Świętego. Pewnego dnia otrzymali od Boga znak, że powinni się zatrzymać i założyć miasto. Budowę rozpoczęli od postawienia niewielkiej kaplicy, w której złożyli przyniesione relikwie.
Wizerunek Grobu Pańskiego umieszczony został w herbie miasta. W połowie XV w., kiedy miejscy rajcy zdecydowali o ozdobieniu ratusza w stylu kwitnącego właśnie renesansu, zamarzyli o umieszczeniu w nim fresku nawiązującego do legendy. Wtedy na scenie pojawił się Piero della Francesca.
Piero
Piero był człowiekiem miejscowym, synem kupca, dobrze wykształconym nie tylko w malarstwie: interesowała go architektura, geometria, literatura, ale również teoria malarstwa: napisał traktaty o perspektywie i o figurach geometrycznych, wykorzystywanych w malarstwie. Sam malował w Rzymie, Florencji, Rimini, Turbino, Arezzo, ale również w rodzinnym mieście. Część jego fresków się nie zachowała, jak te w rzymskiej bazylice Santa Maria Maggiore czy w Pałacu Watykańskim.
Miał już 40 lat i wielką sławę, kiedy zwrócono się do niego z prośbą o wymalowanie holu ratusza. Zlecenie przyjął i zabrał się do pracy, umieszczając w pozornie prostym fresku wychodzącego z grobu Chrystusa niezwykłe bogactwo symboli i znaczeń.
Symbole
Popatrzmy na obraz. Jezus jest atletycznie zbudowanym mężczyzną, wyraźnie doświadczonym cierpieniem, ale również silnym i władczym, z twarzą wziętą z bizantyjskich ikon. Stoi w pozycji zwycięzcy, opierając stopę na grobie i trzymając w dłoni proporzec z krzyżem. Z boku wciąż płynie krew.
Trzej z czterech strażników grobu śpi. Jeden opiera głowę o trzymany przez Jezusa trzon proporca. Jest bezbronny, z odsłoniętą szyją. To prawdopodobnie autoportret malarza i jego wyznanie wiary: on nie jest tu wrogiem Zmartwychwstałego, oddaje się Jemu w posiadanie. Drugi strażnik wspiera się na kopii, gotów do ataku. Trzeci strażnik w półleżącej pozycji opiera się o kamień – prawdopodobnie ten sam, który pielgrzymi założyciele miasta przywieźli z Ziemi Świętej. Jedyny czuwający strażnik ukrywa twarz w dłoniach, próbując ukryć ją przed blaskiem zmartwychwstającego Jezusa.
Zakochany w geometrii Piero wykorzystywał ją również w swoich obrazach. Tu wyraźnie widać podwójny podział fresku na dwie części. Jedna z linii podziału biegnie poziomo, dzieląc go na część górną, należącą do żywych, i dolną, dla umarłych, śpiących. Druga, pionowa linia również oddziela życie od śmierci – łatwo to zauważyć, patrząc na drzewa w tle. Geometryczna jest również bryła grobu, bardziej niż grobowiec przypominająca mensę ołtarza.
Ocalony
A skąd miano „najwspanialszego”? Tak nazwał obraz Aldous Huxley, opisujący w swoich esejach z podróży zarówno miasteczko, jak i sam fresk. Nie minęło 20 lat od publikacji eseju, gdy wojska alianckie zdobyły Monte Cassino, a brytyjski oficer Tony Clarke otrzymał rozkaz zdobycia Sansepolcro, w którym ukrywali się niemieccy żołnierze. Clarke był wykształconym humanistą, miłośnikiem literatury i sztuki, i pamiętał esej Huxleya, odmówił zatem wykonania rozkazu. Narażał się na sąd wojenny, ale nie dopuścił do zniszczenia miasteczka ani fresku. Niemcy zresztą zaraz wycofali się, a w Sansepolcro do dziś znajduje się ulica, nazwana imieniem oficera z dalekiej Brytanii.