Już po 34. raz ukazała się „Kronika Bydgoska”.
Dla regionalnych miłośników przeszłości każde wydanie tego naukowego rocznika Towarzystwa Miłośników Miasta Bydgoszczy jest jak witryna z łakociami – bez trudu znajdziemy „coś najsmakowitszego dla siebie”, trafimy na swoją pasję. Bo wachlarz tematów jest szeroki – od badań nad lokalną prehistorią po podsumowania roku minionego. „Kronika Bydgoska” godna jest miana miejskiego kronikarza; szkoda tylko, że wciąż tworzącego w zbyt cichej i nieodwiedzanej przez wielu mieszkańców pracowni. „Kronika” zasługuje na szersze propagowanie.
Aby nie zamieszczać całego indeksu tegorocznego wydania „Kroniki”, wypiszę tylko kilka tematów opracowań: postacią „z okładki” jest gen. bryg. Zdzisław Wincenty Przyjałkowski – ostatni dowódca 15. Dywizji Piechoty, która jest związana z garnizonową i frontową historią miasta nad Brdą. Inną przywołaną dla współczesnych postacią jest Feliks Krassowski – malarz, scenograf bydgoskiego Teatru Miejskiego. Architekt Józef Święcicki to dziś już klasyk, znany nie tylko w środowisku lokalnym. Architekturze zresztą poświęca się w tomie sporo uwagi. Jest też sport, rozrywka, a nawet zagadnienie społecznej plagi alkoholizmu, w dodatku w świetle źródeł przedwojennych, jak i tych z lat 1970–1980. Okazuje się, że plagi są odporne na zmiany systemów politycznych, społecznych. Inną słabostką przedwojennych bydgoszczan był hazard, opisywany w „Kronice” na przykładzie toru wyścigów konnych. Swoją monografię ma również Rzeźnia Miejska czy Internat Kresowy (któremu wkrótce również poświęcimy uwagę na naszych łamach).
Wstawiaj się za mną, o święty Antoni!
Z tematów sakralnych wybrałbym obszerny artykuł Zbigniewa Zyglewskiego Z dziejów kultu św. Antoniego z Padwy z Bydgoszczy przedrozbiorowej.
Z tekstu dowiemy się między innymi o dawnych miejscach pątniczych z terenu Kujaw i kulcie świętych tam praktykowanym. Okazuje się, że Bydgoszcz w dawnych wiekach usilnie starała się jako miasto zaznaczyć na pątniczej mapie, propagując między innymi kult karmelickiego męczennika Stanisława Bydgosty, pochowanego w mieście nad Brdą w 1420 r. Źródła nie odnotowały jednak późniejszych wzmianek o cudach czy pątniczym poruszeniu w grodzie. Pozostał kult nieoficjalny.
Są za to wzmianki mówiące o pielgrzymkowej sławie bydgoskiego klasztoru Bernardynów, miejscu ożywionego kultu św. Antoniego z Padwy, który miał tutaj „swój” ołtarz. Po potopie szwedzkim pojawiły się w klasztorze obrazy ilustrujące żywot świętego. W roku 1660 erygowano zaś lokalne Bractwo św. Antoniego, na którego zawiązanie zgodę wyraził Ojciec Święty.
O sile kultu świadczyły liczne i cenne wota, które autor artykułu przywołuje wraz z fundatorami.
Jak Antoni bydgoski uratował nieszczęśnika
Szczególnie interesujący zaś jest fragment tekstu dotyczący cudu uwolnienia z jasyru: „W 1688 roku po uroczystości św. Antoniego przyszedł do klasztoru Bernardynów niewymieniony z imienia mieszczanin z wielkopolskiej Wrześni, który powiedział, że w Krzemieńcu Podolskim został wzięty do tureckiej niewoli, w której przebywał około roku, cierpiąc biedę. Pewnej nocy udało mu się zbiec z więzienia tureckiego, o co modlił się do Pana Boga i prosił o pomoc św. Antoniego bydgoskiego. Prowadził go z niewoli przez ulice miasta do bramy miejskiej cudowny promień. Pokonawszy bramę, udał się do polskiego obozu wojskowego. Żołnierze nie chcieli dać wiary tej opowieści. Przyrzekł sobie, że do końca życia będzie nawiedzał bydgoski obraz św. Antoniego u bernardynów każdego roku. Mieszczanin z Wrześni przybył do Bydgoszczy w samo święto Antoniego w porze nieszporów. Odbył spowiedź i przyjął Komunię następnego dnia, cały we łzach złożył powyższe zeznanie”.