Logo Przewdonik Katolicki

Cudowny obraz uratowany

Jacek Borkowicz
Co roku 2 lipca przed obrazem Matki Bożej w budsławskim sanktuarium gromadzi się kilkadziesiąt tysięcy wiernych fot. Natalia Fedosenko/PAP

Budsław, uznawany przez białoruskich katolików za narodowe sanktuarium ich kraju, to także ikona wspólnej historycznej pamięci Białorusinów, Polaków, Litwinów i Łotyszy. Katolików, jak również prawosławnych.

Rankiem 11 maja proboszcza w Budsławiu zerwał na nogi widok płonącego kościoła. Razem z parafianami wbiegł do środka świątyni, by ratować jej najcenniejsze skarby. Ratujący mdleli od wdychania gęstego dymu, ale dzięki ich ofiarności udało się uratować cudowny obraz Matki Bożej. To on od wieków przyciąga tysiące pielgrzymów. Budsław, uznawany przez białoruskich katolików za narodowe sanktuarium ich kraju, to jednak nie tylko miejsce kultowe, znane szeroko poza granicami Białorusi, ale także ikona wspólnej historycznej pamięci Białorusinów, Polaków, Litwinów i Łotyszy. Katolików, jak również prawosławnych.

„Moję zawżdy przyczynę uznacie”
Wszystko zaczęło się w 1504 r., kiedy to król Aleksander Jagiellończyk nadał okoliczne ziemie zgromadzeniu wileńskich bernardynów. Miejsce, na którym później wyrosło sanktuarium, zwano wtedy jeszcze zwyczajnie „Budą”, której mieszkańcy, potażnicy, wypalali tam węgiel drzewny. Okolica była lesista i rzadko zaludniona, do kościołów i cerkwi daleko, zaś tutejsi ludzie raczej się Panu Bogu nie naprzykrzali. Braciszkowie z Wilna uznali więc, że jest to idealna baza do prowadzenia misji.
Wszystko wskazuje na to, że podobne zdanie miano również tam, w górze. Jak podają stare kroniki, 2 lipca 1588 r. zakonnikom ukazała się na niebie, w chmurze, Matka Boża z Dzieciątkiem. Maryja miała wtedy złożyć bernardynom znamienną obietnicę: „Tu Boga naszego a Syna mego chwałę i moję zawżdy przyczynę uznacie”. W wolnym tłumaczeniu ze staropolszczyzny na język współczesny oznacza to, że Bogarodzica obiecuje w tym miejscu, że będzie bronić wszystkich, którzy uznają chwałę Chrystusa.
Dalszy ciąg tej opowieści to kronika cudów. W 1588 r. papież Klemens VIII, w dowód uznania dla wojewody mińskiego Jana Paca, który konwertował z kalwinizmu na katolicyzm, podarował mu rzeczony obraz maryjny. Po śmierci wojewody zabrał go sobie jego kapelan, umieszczając w kościele w nieodległym od Budsławia Dołhinowie. Obraz od razu przyciągnął uwagę okolicznych katolików i prawosławnych. A także bernardynów, którzy w końcu uprosili kapelana, by wizerunek im podarował. Stało się to w 1613 r.
Kult Bogarodzicy, odkąd Jej obraz pojawił się w Budsławiu, nabrał impetu. Pierwszym odnotowanym cudem było uzdrowienie w 1617 r. niewidomego pięciolatka. Chłopiec, gdy dorósł, wstąpił do karmelitów i przeszedł do historii Wielkiego Księstwa Litewskiego jako kaznodzieja i misjonarz Jozafat Tyszkiewicz. Niebawem hetman Kiszka ufundował tu nową, znacznie większą świątynię, w której w każdą rocznicę objawienia gromadziły się rzesze pielgrzymów.

Drzewo wraca, skąd przybyło
Kolejną, późnobarokową bryłę kościelną zaprojektował w 1767 r. Jakub Fontana, z rodu wybitnych włosko-polskich architektów owej epoki. W tym kształcie budsławskie sanktuarium przetrwało do dzisiaj. Pożar zniszczył jedynie dach świątyni, ale zabytki w jej wnętrzu również ucierpiały, zalane wodą ze strażackich sikawek. Na szczęście nic się nie stało pięknemu drewnianemu ołtarzowi Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, który stoi w bocznej nawie i jest jedną z niewielu pamiątek sprzed fontanowskiej przebudowy.
Za carskich czasów, w 1858 r., skasowano miejscowe zgromadzenie bernardynów, przetrwał jednak sam kościół, do którego nadal ciągnęły pielgrzymki, nawet z Warszawy. Ten stan rzeczy utrzymał się oczywiście w wolnej Polsce, w której niedaleko od Budsławia biegła sowiecka granica. Także za czasów sowieckich kościół pozostał nieprzerwanie czynny, zakazano jednak pielgrzymek. Te wznowiono dopiero w 1992 r., po rozpadzie ZSRR. Trzy lata później wrócili do Budsławia bernardyni.
Od tego czasu miejsce to jest znowu potężnym centrum pielgrzymkowym. 2 lipca każdego roku gromadzi się tutaj kilkadziesiąt tysięcy wiernych. Miejsce to jest na tyle ważne, że w 2017 r. UNESCO wpisało budsławski odpust na listę niematerialnego dziedzictwa ludzkości. Nie udało się tylko, niestety, odzyskać ksiąg, w których przez stulecia zapisywano kolejne świadectwa cudownych uzdrowień. Skonfiskowały je sowieckie władze i przepadły.
Matka Boża Budsławska pomyślała jednak o rekompensacie. W 2017 r. proboszcz Dzmitry Dubowik, wertując XVIII-wieczną kronikę klasztoru, natrafił na wzmiankę o relikwiach św. Katarzyny. Wydedukował, że w czasach sowieckich wierni ukryli je, by nie podzieliły losu ksiąg uzdrowień. Opukał więc ścianę wokół ołtarza i zamurowane relikwie rzeczywiście odnalazł. To jedyne relikwie św. Katarzyny na terenie Białorusi. Wyniesiono je z pożaru razem z cudownym obrazem.
Warto jeszcze wspomnieć o pięknej inicjatywie z 2007 r. W kościele bernardyńskim w Wilnie odkryto wtedy drewniane szalunki gotyckiej świątyni, postawionej na początku XVI w. Naukowcy doszli do wniosku, że to drewno musiało pochodzić z bernardyńskich lasów wokół Budsławia. Z tych starych, lecz dobrze zachowanych belek i desek litewscy katolicy uczynili więc krzyż, który następnie przetransportowali na Białoruś. Odwrotną drogą do tej, którą ścięte pnie przebyły przed 500 laty: rzeką Wilią oraz jej dopływem Serweczą, nad którą leży Budsław. Krzyż stoi odtąd przed kościołem.

Śledztwo w toku
Jak zwykle w takich przypadkach prokuratura bada przyczyny pożaru. Z tego, co na razie wiadomo, śledztwo prowadzone jest w kierunku podejrzeń o wadliwie funkcjonującą instalację elektryczną. W tę przyczynę nie wierzą jednak miejscowi księża, którzy przypominają, że kościół zaledwie przed czterema laty przeszedł generalny remont i wszystko, jak dotąd, działało w nim bez zarzutu.
Czy w takim razie sanktuarium zostało celowo podpalone? Tego nie można wykluczyć. Jest faktem, że obecna białoruska władza, delikatnie mówiąc, z katolikami nie żyje z w najlepszej komitywie, zaś Budsław, jako symbol nie tylko religijny, ale także miejsce, gdzie co roku w pokojowy sposób spotykają się obywatele Białorusi, Polski, Litwy, Łotwy i Ukrainy, mógł zawadzać niejednemu.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki