Logo Przewdonik Katolicki

Katedra w ogniu

Monika Białkowska
Fot.

Przed wojną był kelnerem w dworcowej restauracji, a w czasie wojny w konspiracji uczył matematyki i historii. Sam do historii Gniezna przeszedł jednak z zupełnie innego powodu dzięki zdjęciom, jakie udało mu się zrobić w styczniu 1945 r. i w ciągu kilku następnych miesięcy.

Przed wojną był kelnerem w dworcowej restauracji, a w czasie wojny w konspiracji uczył matematyki i historii. Sam do historii Gniezna przeszedł jednak z zupełnie innego powodu – dzięki zdjęciom, jakie udało mu się zrobić w styczniu 1945 r. i w ciągu kilku następnych miesięcy.

 

Wystawę fotografii Juliana Śmieleckiego oglądać można w gnieźnieńskim Muzeum Archidiecezjalnym.
 
Smutny styczeń
Styczniowa historia Gniezna jest prosta i smutna zarazem. Kiedy wydawało się, że wraz z wojną skończyły się upokorzenia i troski Polaków, czołg Armii Czerwonej otworzył ogień w kierunku wież katedry. Katedra stanęła w ogniu. Był 23 stycznia, ok. godz. 15.00.
Julian Śmielecki wyciągnął szybko swój stary, ukryty przed Niemcami aparat i zza balustrady swojego balkonu zaczął robić zdjęcia. Przetrwały one ukryte w starej szafie na książki aż do niedawna. Po raz pierwszy pokazano je światu dokładnie dwa lata temu.
Oficjalna wersja wydarzeń głosiła, że czołgi otworzyły ogień, bo na katedralnej wieży dostrzeżono niemieckich żołnierzy z karabinami maszynowymi. Mieszkańcy miasta pamiętają jednak, że żadnych Niemców na wieży nie było, a pocisk zapalający wycelowany był w krzyż na hełmie wieży. Czołg wystrzelił. Najpierw zatrzęsły się okoliczne kamienice, a z wieży spadł zegar. Zaraz potem zaczęła płonąć jedna, a później i druga wieża. Pożar strawił dach katedry, chór, organy i stalle.
 
Na ratunek
Gnieźnianie ruszyli na ratunek, wynosząc najpierw z katedry relikwie św. Wojciecha i Drzwi Gnieźnieńskie, już wcześniej przygotowane przez Niemców do wywiezienia. Do akcji wyruszyli strażacy z konną drabiną mechaniczną z motopompą, odzyskaną ze strażackiego wagonu, którego również Niemcy nie zdążyli wywieźć. Hydranty były wyłączone, więc straż musiała ciągnąć wodę aż z jeziora. Strażacy wspominali, że żołnierze sowieccy przecinali węże, którymi płynęła woda do gaszenia ognia, starając się przeszkodzić w ratowaniu katedry. Ci, którzy nie mogli pomóc, patrzyli na płonącą katedrę, płacząc, modlili się i śpiewali religijne pieśni. Zdjęcia Juliana Śmieleckiego są jedynym świadectwem tamtych wydarzeń.
Straty w katedrze były ogromne. Prace nad przywróceniem jej dawnej świetności trwały przez wiele lat. Samo dogaszanie zgliszczy trwało ponad tydzień.
 
Wystawa
Na zdjęciach w muzeum zobaczyć można również pierwszą powojenną procesję ku czci św. Wojciecha, wyprowadzanie z miasta niemieckich jeńców, paradę Wojska Polskiego wiosną 1945 r. i pogrzeb poległych w 1939 r. W salach wystawowych znajdują się również znalezione w gruzach łuski pocisków zapalających, które trafiły w katedrę, a nawet należący niegdyś do Juliana Śmieleckiego aparat fotograficzny Weltix, którym zrobiono zdjęcia.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki