Logo Przewdonik Katolicki

Zmowa przeciw państwu

Łukasz Kaźmierczak
Fot.

Komisja Europejska podjęła decyzję o wstrzymaniu wypłaty 3,5 mld zł z funduszy unijnych na polskie inwestycje drogowe. Gra idzie o miliardy złotych i elementarne zaufanie do naszego państwa.

Komisja Europejska podjęła decyzję o wstrzymaniu wypłaty 3,5 mld zł z funduszy unijnych na polskie inwestycje drogowe. Gra idzie o miliardy złotych i elementarne zaufanie do naszego państwa.

 

Powodem blokady unijnych pieniędzy z programów „Infrastruktura i Środowisko” oraz „Rozwój Polski Wschodniej” są oskarżenia prokuratorskie w zakresie „ustawiania” przetargów na projekty drogowe obejmujące dwa odcinki trasy S8, a także jeden odcinek autostrady A4. Do tej pory zarzuty dotyczącezmowy cenowej usłyszało dziesięciu menadżerów dużych firm budowlanych oraz jeden z dyrektorówGeneralnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA).
Na tym jednak nie koniec sprawy. Komisja Europejska żąda również sprawdzenia przez polskie władze legalności wszystkich projektów drogowych współfinansowanych przez UE. „Dopóki nie zostanie wyjaśniona skala problemu i wzmocniony system kontroli wykrywający defraudacje, żadne dalsze wnioski o refundację na projekty drogowe w tych programach nie zostaną pokryte” – poinformowała rzeczniczka KE ds. polityki regionalnej Shirin Wheeler. Chodzi zaś o niebagatelną sumę co najmniej 4 mld euro, a niektóre wyliczenia mówią nawet o kwocie 11 mld euro!
Nie wiadomo także, kiedy mogłoby dojść do odmrożenia unijnych funduszy. „Spotykamy się w połowie drogi i myślę, że mogłoby (to) nastąpić na przełomie lutego i marca, ponieważ jest rzeczywiście bardzo dobra wola ze strony KE” – powiedziała minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska po spotkaniu w Brukseli z komisarzem UE ds. polityki regionalnej Johannesem Hahnem. Wcale jednak nie musi tak być – równie dobrze może się to stać dopiero w trzecim kwartale 2013 r. – czyli w podawanym pierwotnie najbardziej realnym terminie odblokowania środków. W tej sytuacji opozycyjne PiS złożyło wniosek o zwołanie nadzwyczajnego posiedzenia Sejmu dotyczącego wstrzymania przez KE funduszy na projekty drogowe. „Sprawa jest poważna, dotyczy całego systemu wydatkowania pieniędzy pochodzących UE” – stwierdził szef klubu PiS Mariusz Błaszczak.
 
To nie my
Polski rząd tłumaczy się, że w całej w tej sprawie to on tak naprawdę jest poszkodowanym.
 „Będę się upierać, że naszej winy nie było, a unijni urzędnicy działają na szkodę polskiego budżetu” – oświadczyła minister Bieńkowska. Wtórował jej szef resortu transportu Sławomir Nowak, mówiąc, że „to nie polski rząd robił zmowy tylko wykonawcy autostradowi”. Strona polska argumentuje także, że przecież to ona sama zawiadomiła Brukselę o wykrytych nieprawidłowościach przy przetargach.Wszystko to oczywiście prawda, tyle tylko, że GDDKiA to instytucja państwowa, podlegająca bezpośredniemu nadzorowi ze strony polskich władz, a w szczególności kurateli ministerstwa transportu. Tymczasem nasz rząd od początku nie potrafił zadbać o szybką, skuteczną i przede wszystkim zgodną z prawem realizację wielkiego programu inwestycji drogowych w Polsce. Wystarczy przywołać falę bankructw kilku głównych wykonawców i setek podwykonawców zaangażowanych w najważniejsze drogowe projekty. Sygnały o nieprawidłowościach pojawiały się zresztą od dawna, m.in. rok temu opozycja domagała się dymisji szefa GDDKiA Lecha Witeckiego oraz zmian w sposobie funkcjonowania tej rządowej agendy. Bezskutecznie.Na jeszcze inną ważną rzecz zwrócił z kolei uwagę były szef CBA poseł Mariusz Kamiński (PiS), stwierdzając, że skoro służby specjalne i prokuratura od dawna zajmowały się sprawą „ustawiania” przetargów na budowę dróg i autostrad, to znaczy, że „instytucje rządowe wiedziały przed podpisaniem kontraktu, że jest on obciążony podstawową wadą, bo powstał w wyniku przestępstwa”. A zatem zawarte w takich okolicznościach umowy powinny zostać zerwane. Nic takiego jednak nie nastąpiło, na dodatek zawiadomienie o wykrytych nieprawidłowościach rząd wysłał do Brukseli dopiero kilka tygodni temu. Trochę późno…
Trudno także nie zauważyć, że decyzja KE zapadła w najgorszym możliwym momencie, czyli w ostatniej fazie negocjacji w sprawie unijnego budżetu na lata 2014–2020. Bruksela może więc teraz śmiało powiedzieć: po co wam większe środki z UE, skoro nie umiecie ich odpowiednio wydawać?
 
Przetargowa dżungla
Istotą polskiego problemu jest jednak przede wszystkim cały przegniły i wadliwy system przetargów publicznych – jego nadmierne skomplikowanie, nieprzejrzystość i luki prawne. „Mamy złe procedury, które łatwo obejść, żeby przetarg ustawić, urzędników, którzy znają przepisy, ale znacznie słabiej orientują się w przedmiocie przetargów niż pracownicy firm, stąd łatwo ich oszukać lub namówić na ustawienie przetargu” – opisuje ten stan w wywiadzie dla portalu Stefczyk.info Mariusz Zielke, dziennikarz śledczy zajmujący się od lat problemem korupcji przy przetargach w Polsce. Wszystko to sprawia, że tworzy się ogromna dżungla prawna, w której łatwo ukryć ustawiane przetargi, nieuczciwe chwyty i zakamuflowane korupcyjne operacje. Co gorsza, nie jest to domena tylko jednej dziedziny czy jednego szczebla władzy – „przekręty” przetargowe zdarzają się właściwie wszędzie. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę internetową hasło „afera przetargowa”, by już po chwili otrzymać dziesiątki przykładów na potwierdzenie tej smutnej prawidłowości. Weźmy choćby pierwszą z brzegu, głośną sprawę korupcji przy przetargach na sprzęt i usługi teleinformatyczne dla Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Rok temu agenci CBA zatrzymali dwóch członków zarządu pewnej dużej firmy informatycznej realizującej zamówienia publiczne dla Centrum Projektów Informatycznych MSWiA. Przedstawiono im zarzuty wręczenia łapówki byłemu dyrektorowi Centrum Projektów Informatycznych MSWiA Andrzejowi M. – w zamian za ustawienie przetargu na sprzęt i usługi teleinformatyczne. W aferę wmieszanych było także kilku innych wysokich urzędników i funkcjonariuszy, m.in. naczelnik Wydziału Projektowania Systemów Informatycznych w Biurze Łączności i Informatyki Komendy Głównej Policji. Stawką były oczywiście olbrzymie pieniądze – tylko sam Andrzej M. miał przyjąć łapówkę w wysokości ponad 5 mln zł!A teraz dla kontrastu, coś w skali mikro: kilka miesięcy temu policjanci z dolnośląskiego Lubina aresztowali szefa Nadleśnictwa Lubin oraz funkcjonariusza Straży Leśnej pod zarzutem ustawienia przetargu na zakup służbowego samochodu terenowego o wartości 170 tys. zł. Obaj mężczyźni przyznali się w czasie przesłuchania do rozpisania przetargu pod konkretnego dostawcę samochodu. Podobnych, ujawnionych przypadków nieprawidłowości przy publicznych przetargach są każdego roku dziesiątki. Ile jest zaś takich, które nigdy nie ujrzały światła dziennego?
 
Jak to się robi
Metody ustawiania przetargów są w gruncie rzeczy podobne – najczęściej dokonuje się tego za pomocą czarodziejskiej różdżki noszącej nazwę Specyfikacji Istotnych Warunków Zamówienia, stanowiącej załącznik do każdego przetargu. Wpisuje się do niej tak sformułowane indywidualne wymagania, parametry i rozwiązania techniczne, że w ostatecznym rezultacie spełnia je tylko jedna, konkretna firma. W specyfikacji podaje się np. „osprzęt taki i taki”, a dla porządku dodaje „lub równoważny”. Problem jednak w tym, że  albo taki równoważnik w ogóle nie istnieje, albo opisuje się go w sposób tak nieprecyzyjny, że złożenie oferty „równoważnej” jest w praktyce niemożliwe.Jeszcze inny praktykowany często sposób to wynajęcie przez oferenta usług „obiektywnej” firmy doradczej. Taka firma zgłasza się następnie do podmiotu ogłaszającego przetarg i deklaruje, że przygotuje „za darmo” specyfikację istotnych warunków zamówienia, która spełniać będzie wszelkie formalne i techniczne wymogi. Tego typu praktyki stosowane były nagminnie choćby podczas ubiegłorocznych przetargów realizowanych w ramach programu „Cyfrowej szkoły”: dyrektorzy placówek szkolnych zostali wręcz zalani propozycjami od „niezależnych” firm oferujących listy pomocy dydaktycznych konkretnych oferentów zgodne z wymogami opisanymi w projekcie rozporządzenia MEN.  
W jaki sposób można to wszystko ukrócić? Najlepiej wzorem wielu zachodnich państw wprowadzić maksymalne uproszczenia procedur przetargowych i odejść od stawiania bardzo drobiazgowych wymogów ofertowych. No i drugi niezbędny warunek, czyli maksymalna jawność przetargów, na czele z wymogiem publikacji tego, „kto, co, gdzie i za ile” zaoferował. Jak na razie jednak nasi rządzący wolą raczej mnożyć nowe skomplikowane przepisy i tworzyć kolejne nowelizacje do – i tak kulejącej – ustawy o zamówieniach publicznych. A tymczasem przetargowa dżungla staje się z każdym dniem coraz większa i coraz bardziej dzika.
 
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki