22. Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Soczi to największy i najbardziej prestiżowy projekt Władimira Putina, trudno się więc dziwić, że rosyjski „car” nie szczędzi na niego środków. Nas najbardziej interesują jednak wyniki sportowe i medale, które mogą zdobyć nasi rodacy.
– Jesteśmy całkowicie przekonani, że impreza będzie na świetnym poziomie – przyznawał Thomas Bach, przewodniczący MKOl po październikowej wizytacji obiektów w Soczi. – Soczi i cały region bardzo się rozwinęły, jesteśmy pod wielkim wrażeniem tej ewolucji – kontynuował Niemiec w towarzystwie rozpromienionego premiera Rosji Władimira Putina. Na te słowa rosyjski przywódca czekał od 4 lipca 2007 r. Wtedy to dzięki jego zabiegom i gigantycznym wręcz środkom, zapewnionym przez niego w rosyjskim budżecie na projekt „Soczi 2014” pokonał w decydującej batalii o igrzyska południowokoreańskie P’y?ngch’ang. Do dwóch razy sztuka, mógł z ulgą powiedzieć Putin, osładzając sobie nieudaną pierwszą próbę walki o zimowe igrzyska w 2002 r. Dlaczego uparł się na ten czarnomorski kurort, gdzie jak mówią jego władze „przed południem można jeździć na nartach, a po obiedzie kąpać się w ciepłym morzu”? Bo Putin posiada tam jedną ze swoich rezydencji, a poza tym chce zrobić z Soczi letnią stolicę Rosji, a rangę kurortu podnieść na międzynarodowy szczyt.
Zastaw się, a postaw się
We wniosku przedstawionym w 2007 r. na 119. sesji MKOl w Gwatemali, gdzie rozstrzygały się losy gospodarza zimowych igrzysk, Rosjanie wpisali zawrotną sumę 14 mld dolarów. Za te pieniądze w miejscu, które dotąd nigdy nie gościło poważnych zawodów sportowych Putin zobowiązał się wybudować obiekty i niezbędną dla ich funkcjonowania infrastrukturę. Jak się okazało, na kilka tygodni przed rozpoczęciem 22. Zimowych Igrzysk był zbytnim optymistą. Sześcioletnie przygotowania pochłonęły bowiem niebagatelną sumę ponad 50 mld dolarów! Tyle pieniędzy nie wydano w sumie na wszystkie 21 zimowych olimpiad. Na co więc poszły tak ogromne środki? Na 400 obiektów, z których tylko 17 stanowi bezpośrednie areny igrzysk. W samym Soczi powstał olimpijski stadion „Fiszt” mogący pomieścić 40 tys. widzów spragnionych zobaczenia ceremonii otwarcia i zamknięcia igrzysk, a także: pałac lodowy dla łyżwiarzy figurowych i short tracku, duża i mała arena dla hokeistów, stadion łyżwiarstwa szybkiego, hala dla curlingu, natomiast w oddalonej od kurortu o blisko 40 km Krasnej Polanie ośrodki dla biathlonistów i biegaczy narciarskich oraz alpejczyków, a także dwie skocznie narciarskie, tor saneczkowo-bobslejowy i park snowboardowy. Na nich sportowcy z całego świata będą rywalizować w 98 konkurencjach 15 zimowych dyscyplin. Rozdzielenie zawodów na część lodową (Soczi) i śnieżną (Krasna Polana) wymusiło więc także dodatkowe nakłady na infrastrukturę. Ale czy były potrzebne aż tak potężne środki?
Łapówka goni łapówkę
Borys Niemcow i Leonid Martyniuk, opozycjoniści Putina, już w maju opublikowali swój raport, z którego jasno wynika, że rosyjscy biznesmani i urzędnicy ukradli nawet do 30 mld dolarów ze środków przeznaczonych na przygotowanie 22. Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Soczi. Autorzy raportu utrzymują, że najdroższe obiekty powstały poza publicznymi przetargami. Ciekawe, czy dotyczy to także spóźnionego o dwa lata i przepłaconego blisko ośmiokrotnie (z początkowych 40 mln do finalnych 266 mln dol.) ośrodka Ruskije Gorki w Krasnej Polanie, który podczas igrzysk gościć będzie skoczków narciarskich i specjalistów od kombinacji alpejskiej. Za ten ostatni głową zapłacił wiceprzewodniczący rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego i prezes spółki Krasna Polana w jednej osobie – Achmed Biłałow. Korupcję zakrojoną na szeroką skalę w przypadku przygotowań do rosyjskich igrzysk potwierdza także film Igrzyska Putina. Mieszkająca w Niemczech jego reżyserka Simone Baumann w rozmowie z angielskim „Daily Telegrph” przyznała, że była kilkakrotnie nachodzona w domu przez Rosjan, współpracujących przy organizacji igrzysk, którzy za odkupienie praw do filmu oferowali jej ok. 600 tys. funtów, dwukrotnie więcej niż kosztowało jego nakręcenie. Jednym z bohaterów filmu jest Walerij Morozow, wykonawca inwestycji związanych z igrzyskami. Morozow opowiada, że wraz z rozpoczęciem inwestycji w 2008 r. oczekiwane łapówki wynosiły 3 proc. kosztów budowy, by z czasem dojść do absurdalnych 50 proc. W razie ich niezapłacenia grożono mu „utopieniem we krwi”.
Czyszczenie z „nielegalnych”
Groźnie w kontekście igrzysk jest nie tylko w filmie Simone Baumann. Wacław Radziwinowicz donosi, że od dwóch miesięcy w Soczi trwa zakrojona na szeroką skalę obława. „Policjanci, funkcjonariusze Federalnej Służby Migracyjnej i opłacani przez regionalną administrację kozacy skontrolowali już 11,5 tys. mieszkań, place budów, rynki. Złapali i deportowali lub umieścili w specjalnych ośrodkach ponad 1,5 tys. «nielegalnych», jak tu się oficjalnie określa, przybyszy z zagranicy lub innych regionów Federacji Rosyjskiej, którzy nie są zameldowani w Soczi lub pracują bez zezwolenia” – pisze w swoim tekście dziennikarz „Gazety Wyborczej”. Organizacje pozarządowe podają, że aż 70 tys. pracowników zatrudnionych przy budowie aren sportowych, hoteli, dróg czy instalacji pochodzi z byłych republik radzieckich i z Kaukazu Północnego. Jak podaje „Gazeta” zarabiają oni średnio od 2 do 7 tys. rubli mniej, niż wynosi średnia krajowa, pracują po 12 godzin dziennie, a dzień wolny mają raz na dwa tygodnie. Mieszkają w barakowozach, nie mają pisemnych umów, a szefowie pozbawiają ich paszportów. – Docierają do mnie sygnały, że to sami pracodawcy nasyłają policjantów czy kozaków na pracowników, którym są winni pieniądze – mówi reporterowi „Wyborczej” Siemion Simonow, koordynator organizacji Migracja i Prawo, pomagającej w Soczi pracownikom z byłych republik radzieckich i z Kaukazu Północnego.
Kontrola większa niż dotąd
Poza olbrzymimi inwestycjami, wspartymi gigantycznymi łapówkami, dużą część z 50 mld dolarów Władimir Putin przeznaczył na bezpieczeństwo igrzysk. Wszystko dlatego, że na rosyjskim Kaukazie Północnym wciąż dochodzi do mniejszych lub większych aktów terroru. Oliwy do ognia dolewa Doku Umarow, przywódca islamskich ekstremistów, apelując do swoich zwolenników, by ci zrobili wszystko, żeby storpedować zimowe igrzyska w Soczi. Na ten apel rosyjski premier odpowiedział umieszczeniem w rejonie Soczi 37 tys. policjantów, 10 tys. żołnierzy i niezliczonej liczby tajniaków FSB i funkcjonariuszy Ministerstwa Obrony. Od 6 stycznia do 21 marca w Soczi na wniosek Putina do miasta nie wjedzie żaden samochód czy autobus, chyba że z lokalną rejestracją lub posiadający odpowiednią akredytację. Wjazd będą miały pociągi i służby ratownicze. Kibice będą musieli pierwszy raz w historii igrzysk posiadać specjalne identyfikatory ze zdjęciem, bez których żaden bilet nie będzie ważny. Choć wydawać te karty będzie Komitet Organizacyjny, to o ich przyznaniu zadecyduje FSB. Putin zakazał też wszelkich wystąpień publicznych i manifestacji w okresie od 7 stycznia do 21 marca.
Do Soczi z nadzieją
W Soczi biało-czerwoni mają 12 medalowych szans – twierdzi Apoloniusz Tajner, prezes Polskiego Związku Narciarskiego i jednocześnie szef misji olimpijskiej. Gdyby nasi wszystkie je wykorzystali, zdobyliby prawie tyle krążków, co dotąd podczas wszystkich zimowych igrzysk. Apoloniusz Tajner jest znany ze swojego hurraoptymizmu. Dwanaście ewentualnych medali to aż dwa razy tle, co Polacy przywieźli z Vancouver – najlepszych jak dotąd dla nas zimowych igrzysk – oraz niemal tyle co biało-czerwoni uzbierali w całej historii olimpijskich zmagań zimą (14 medali). Według prognoz Tajnera biało-czerwoni musieliby stawać na podium w co ósmej konkurencji (tych w Soczi rozgrywanych będzie ledwie 98)! W rozmowie z PAP Tajner najwięcej szans na olimpijskie podium daje Justynie Kowalczyk, indywidualnie i w drużynie skoczkom, biathlonistom oraz panczenistom. Tak optymistyczna dla Polaków nie jest już prognoza holenderskiego serwisu sportowego Infostrada, która zakłada, że nasi reprezentanci z Soczi wrócą z trzema krążkami: Justyna Kowalczyk ze złotem na 10 km stylem klasycznym i brązem na 30 km stylem dowolnym i Kamil Stoch ze srebrem z konkursu na dużej skoczni. Kto jest bliższy prawdy? Przekonamy się w lutym, a na razie prześledźmy wyniki tych, którzy o medal dla Polski mogą jednak powalczyć.
Królowa śniegu
Klasą samą dla siebie oraz niekwestionowaną gwiazdą polskiej kadry jest oczywiście Justyna Kowalczyk. Tajner mówi o trzech jej medalach w Soczi, a Holendrzy przyznają jej dwa. Tak czy inaczej szybka i wytrzymała pani Justyna, która ma w dorobku już 4 medale igrzysk (brąz w Turynie oraz złoto, srebro i brąz w Vancouver) z pewnością powalczy o kolejne. Tym bardziej że trasy biegowe w Rosji będą trudne, a wśród konkurencji będzie jej ulubiony klasyk na 10 km. Swoją doskonałą formę najlepsza nasza biegaczka pokazała już na początku sezonu, wygrywając trzy z czterech pierwszych biegów. W tym ostatnim wręcz znokautowała główną rywalkę Norweżkę Marit Bjoergen. Dobry prognostyk przed igrzyskami? – Propagandy sukcesu uprawiać nie będę. Na 10 km liczy się to, co pod butem, czyli smarowanie. W Soczi pogoda potrafi wariować, a na ostatnich mistrzostwach świata moje narty na styl klasyczny, mówiąc delikatnie, nie były najlepsze – studziła kilka tygodni temu zapał w rozmowie z dziennikarzami sport.pl. Oby pani Justyna tylko chuchała na zimne.
Ekipa Kruczka
Podobnie jak polskim fenomenem w biegach narciarskich od lat jest Kowalczyk, tak ostatnio na skoczniach zaczynają brylować podopieczni Łukasza Kruczka. Jeszcze w lutym mistrzem świata na dużej skoczni w Val Di Fiemme został najlepszy z naszych skoczków – Kamil Stoch. Trzeci skoczek Pucharu Świata obecnie jest w słabszej formie, ale on zawsze jej szczyt szykuje na połowę lutego. To właśnie wtedy odbędą się wieczorne konkursy, a on sam odważnie deklaruje, że do Soczi jedzie po medal. Podobnie zresztą jak nasza drużyna, także w lutym brązowa na mistrzostwach globu. Pewniakami w niej obok Stocha są Piotr Żyła i Maciej Kot, skoczkowie w tym roku stający na podium albo się o nie ocierający. O czwarte i piąte miejsce w zespole powalczy aż siedmiu skoczków, wśród nich sensacyjny zwycięzca w premierowych zawodach Pucharu Świata – Krzysztof Biegun. I niech tylko ten fakt zaświadczy o sile naszych skoków.
Mocne panie
Mistrzostwa świata w Val di Fiemme pokazały też olbrzymi potencjał naszych biathlonistek. Srebro Krystyny Pałki w wyścigu pościgowym i brąz Moniki Hojnisz ze startu wspólnego na 12,5 km na początku 2013 r. były uznawane za niespodzianki sporego kalibru. Późniejsze wyniki (ostatnio 3. miejsce Pałki w Hohfilzen) pokazały jednak, że Polki mogą się liczyć w walce o podium także na igrzyskach. Na tej samej trasie, na której odbędzie się rywalizacja podczas olimpiady, równych sobie w sprincie podczas zawodów Pucharu Świata nie miała Magdalena Gwizdoń. Jak przyznaje Zbigniew Waśkiewicz, wiceprezes PKOl, na podium szanse ma też biathlonowa sztafeta, czwarta na próbie przedolimpijskiej w Soczi. Skoro o zespole i paniach mowa, nie sposób nie wymienić wśród naszych nadziei drużyny łyżwiarek szybkich. Katarzyna Bachleda-Curuś, Natalia Czerwonka i Luiza Złotkowska po srebro w Soczi już sięgały, tyle że na mistrzostwach świata. Te, które sensacyjnie w Vancouver wywalczyły olimpijski brąz, okrzepły i od kilku lat są w ścisłej światowej czołówce. Coraz lepiej radzą sobie też indywidualnie (czołowe lokaty Bachledy-Curuś na dystansach 1500 i 3000 m). – Jeśli wszystko zgrają, znów staną na podium – uważa Ewa Białkowska, koordynatorka kadr olimpijskich PZŁS.
Bródka i spółka
Nie gorzej od pań radzą sobie też panowie. Zbigniew Bródka w tym roku zdobył pierwszy raz w historii Puchar Świata w łyżwiarstwie szybkim na 1500 m. Polak szybko wrócił też do formy po kontuzji kolana. Ostatnio na zawodach w Berlinie był drugi na 1500 m, a wraz z Konradem Niedźwiedzkim i Janem Szymańskim zajął trzecie miejsce w wyścigu drużynowym Pucharu Świata. Ten ostatni wynik drużyny – brązowej z tegorocznych mistrzostw świata, – daje też nadzieję, że w rywalizację o podium prócz Bródki, włączą się też jego koledzy. Wśród panów, tyle że w snowboardowym snowboardcrossie o medal może powalczyć także Matusz Ligocki. W tym roku wygrał drugi raz w życiu zawody Pucharu Świata (w Veysonnaz), a Puchar Świata skończył na szóstej pozycji.
Pomni doświadczeń z Londynu, pamiętajmy jednak, że nie ma co pompować medalowego balonika. Lepiej jak Andrzej Kraśnicki, szef PKOl, nastawić się, że w olimpijskie krążki zmienia się ledwie 35–40 proc. szans na nie, bo po co być potem znów rozczarowanym.
….
Zimowe igrzyska olimpijskie rozpoczną się dokładnie 7 lutego. Świat czeka na sportowe emocje, nie widzi, a może nie chce widzieć nadużyć. Świat widzi przepych. Zachwyca się tym, że olimpijski znicz przypominający skrzyżowanie łyżwy z hokejowym kijem „pielgrzymuje” tam, gdzie nie był jeszcze dotąd żaden jego odpowiednik. Z zapartym tchem śledzi więc jego wędrówkę na Elbrus, potem na dno Bajkału, Biegun Północny czy wreszcie spacer wraz z załogą Sojuza TMA-11M po przestrzeni kosmicznej. I oby to, że zgasł u bram Kremla, nie było złą prognozą. Niech 22. Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Soczi faktycznie żyją duchem olimpizmu i jak mówi Jean-Claude Killy, legendarny francuski narciarz alpejski, a dziś nadzorca igrzysk w Soczi z ramienia MKOl, zapewnią „sportowcom, widzom i gościom niezapomniane wrażenia”. Sportowe wrażenia.
Ks. Edward Pleń SDB, kapelan olimpijczyków (główka):
– Jeszcze nie wiem, gdzie będą w Soczi odprawiane Msze. W tej sprawie jak zwykle jesteśmy bardzo delikatni. Tym bardziej że zimowe igrzyska tym razem odbywają się w Rosji, przez co mogą zostać zdominowane przez prawosławnych. Jadę z blisko 60-osobową ekipą naszych olimpijczyków. Z większością z nich mam stały kontakt. Ci młodzi ludzie pochodzą z Zakopanego, Szczyrku, z południa Polski, tam wiara jest żywa. O ich ducha jestem więc spokojny.
Nie dzielmy skóry na niedźwiedziu
Z Janem Szturcem, pierwszym trenerem Adama Małysza
rozmawia
Michał Bondyra
Apoloniusz Tajner mówi, że skoczkowie w Soczi mają szanse na trzy medale olimpijskie.
– Teoretycznie tak, ale nie dzielmy skóry na żywym niedźwiedziu. Na igrzyska szczyt formy szykują nie tylko Kamil Stoch czy bardzo dobrze i równo skaczący Piotr Żyła i Maciek Kot, ale i rywale Gregor Schlierenzauer, Anders Bardal, Thomas Morgenstern i pozostali Austriacy, czy choćby świetnie przygotowani Japończycy. Nie zapominajmy też o Simonie Ammanie, który pokazał, że mimo słabszych występów w Pucharze Świata, potrafi perfekcyjnie przygotować się na olimpijskie konkursy i sięgnąć w nim po medale.
Kamil Stoch zwykle formę szykuje na luty. O niego możemy być więc spokojni.
– Faktycznie w zeszłym sezonie pierwsze zwycięstwo odniósł w lutym. Dało mu to mistrzostwo świata. Pamiętajmy jednak, że nie wszystko zależy od formy, ale i od dyspozycji dnia i warunków pogodowych. Oby więc w Soczi kierownikiem konkursów nie był wiatr.
Powstałe niedawno w Soczi skocznie będą sprzymierzeńcem Polaków?
– W Soczi są bardzo nowoczesne obiekty, wymagające i trudne techniczne. Podobne mamy w Szczyrku i Wiśle Malince. Jeśli na nich nasi radzą sobie dobrze, to i dobrze poradzą sobie na całym świecie, również w Soczi.
Także w drużynie?
– Drużynę mamy faktycznie mocną. Do trzech pewniaków: Kamila, Piotrka i Maćka trener Łukasz Kruczek dobierze jeszcze dwóch. Medale powinny rozstrzygnąć się między nami a Austriakami, Norwegami, Niemcami, Słoweńcami i Japończykami. Oby z korzyścią dla nas.