Jeden nieprzemyślany ruch i do końca życia możemy go żałować, my albo po nas nasi najbliżsi. Wypadki przy pracy to ciągle przyczyna wielu ludzkich tragedii. Tragedii, które nie musiały się zdarzyć.
30-letni pracownik stolarni ze Świętochłowic wbijał gwoździe w deski pistoletem pneumatycznym. Chwila nieuwagi i sam się postrzelił. Pięciocentymetrowy gwóźdź utkwił mu w prawej komorze serca. Na szczęście szybko trafił na stół operacyjny, gdzie usunięto ostry przedmiot i zatamowano krwotok. Mniej szczęścia miał 51-letni pracownik jednego z zakładów we Włocławku. W czasie prac konserwatorskich spadł z mierzącego blisko 70 m komina. Pomimo udzielonej mu pomocy zmarł. Podobnie mężczyzna z kujawsko-pomorskiego, który został zasypany zbożem, po tym jak wszedł do wnętrza silosu, by go oczyścić.
Do najgłośniejszego chyba wypadku przy pracy w tym roku doszło wiosną pod Wrocławiem. 33-letni Grzegorz, pracownik zakładu kamieniarskiego, pracował przy maszynie do rozdrabniania kamieni. Wykonywał tę pracę od niedawna. W wyniku fatalnego splotu zdarzeń maszyna dosłownie wyrwała mu twarz, zmiażdżyła kości czaszki, w tym szczękę oraz oczodoły tak, że gałki oczne nie miały oparcia. Mimo szybkiej interwencji medycznej nie udało się zabezpieczyć ran na tyle, by nie groziły śmiertelną infekcją. Tytanowe siatki nie zastąpiły zmiażdżonych kości. Ratunkiem okazał się dopiero pierwszy w Polsce przeszczep twarzy, który z zapartym tchem śledziła niemal cała Polska. Okoliczności wypadku i przyczyny są wciąż przedmiotem dochodzenia.
BHP nie od parady
Liczby są bardzo wymowne. W ubiegłym roku w Polsce odnotowano 91 tys. wypadków przy pracy, z czego 348 śmiertelnych. Szacuje się, że w każdym tygodniu w Polsce 8–9 osób ponosi śmierć w wyniku wypadku przy pracy, a prawie dwa tysiące doznaje uszczerbku na zdrowiu. Rzeczywista liczba z pewnością jest większa. Pracodawcy wolą czasami unikać zgłoszenia lżejszych wypadków, bo to ich obciąża, zwłaszcza jeśli pracownik był zatrudniony na czarno. Według danych ZUS, najczęściej wypadkom przy pracy ulegają pracownicy bardzo młodzi, w wieku 18–21 lat. Jedna trzecia z ich ma staż pracy mniejszy niż dwa lata, a ponad połowa mniej niż trzy lata. W grupie wiekowej do 30 lat głównymi przyczynami śmiertelnych wypadków jest: brak nadzoru, zbyt szybka jazda, nieznajomość zagrożenia oraz brak doświadczenia i szkolenia. W grupie wiekowej powyżej 50 lat główną przyczyną wypadków przy pracy są: nagłe zachorowania, zdenerwowanie, zmęczenie, nie wyłączenie na czas maszyny czy zasilania. Najczęściej wypadkom ulegają robotnicy przemysłowi i rzemieślnicy, operatorzy i monterzy maszyn i urządzeń oraz pracownicy zatrudnieni do prostych prac.
Nawet anioł nie pomoże
Liczba wypadków przy pracy od lat się nie zmniejsza, i to mimo licznych informacyjnych kampanii społecznych. Trzy lata temu Państwowa Inspekcja Pracy rozpoczęła akcję informacyjną skierowaną do pracowników pracujących w budownictwie pod bardzo wymownym hasłem „A Ty jaki ślad zostawisz na ziemi?”, które miało ostrzegać przed upadkami z wysokości będącymi konsekwencją nieprzestrzegania przepisów BHP. W zeszłym roku rozpoczął się kolejny etap tej kampanii pod hasłem „Nawet anioł nie pomoże” – jeżeli pracodawca nie zapewni rzetelnego nadzoru nad przestrzeganiem zasad BHP.
Niestety, nadal na budowach można spotkać pracownika, który pracuje na wysokości bez
zabezpieczeń. Co gorsza, pracownicy bagatelizują problem. Nie używają hełmu czy szelek asekuracyjnych, tłumacząc na przykład, że praca w tego typu zabezpieczeniach jest niewygodna, albo że wyglądają śmiesznie. Jak wynika z analiz Państwowej Inspekcji Pracy, wypadki na budowach przytrafiają się najczęściej w małych firmach, liczących po dziewięć i mniej osób, a najbezpieczniej jest w dużych przedsiębiorstwach, gdzie rzadziej toleruje się naruszenie prawa, nieprzestrzeganie przepisów oraz obniżanie wydatków na zabezpieczania pracowników.
Niebezpieczne drogi
Kierowcy pojazdów stanowią najliczniejszą grupę poszkodowanych w wypadkach przy pracy ze skutkiem śmiertelnym. Ostatnie statystyki europejskie z czerwca 2012 r. pokazują, że wśród krajów europejskich Polska znajduje się w czołówce pod względem wielkości współczynnika śmiertelnych ofiar wypadków drogowych. Współczynnik ten wynosi w Polsce 110, podczas gdy w innych krajach jest dużo mniejszy, np. na Węgrzech – 64, w Hiszpanii – 45, we Włoszech i Francji – 63. Przyczyną wypadków wśród kierowców zawodowych jest przemęczenie, przecenianie swych możliwości, niedostosowanie prędkości do warunków na drodze, stres spowodowany m.in. agresją na drodze czy atmosferą w pracy.
Szczególną grupę kierowców pojazdów stanowią tzw. kierowcy flotowi. Są to osoby prowadzące pojazd w ramach swoich obowiązków służbowych, jednak niezatrudnione na stanowisku kierowcy (np. przedstawiciele handlowi). Według danych pochodzących ze statystycznej karty wypadku kierowcy flotowi stanowili ponad dwukrotnie liczniejszą niż kierowcy zawodowi grupę pracowników poszkodowanych w wypadkach przy pracy podczas kierowania środkiem transportu na drogach publicznych (dane za 2008 r.). Pracują zwykle pod presją czasu, prowadząc rozmawiają przez telefon.
Raz deska, raz palec
Kolejnym niebezpiecznym miejscem pracy są zakłady stolarskie. Kontrole Państwowej Inspekcji Pracy wykazują, że zwłaszcza w tych małych, użytkowanych jest wiele starych maszyn niespełniających wymagań bezpieczeństwa. Są to m.in. obrabiarki wykonane we własnym zakresie lub zbudowane przez małe warsztaty na indywidualne zamówienie. Do pracodawców trafiła też duża liczba maszyn używanych, niejednokrotnie pozbawionych
podstawowych zabezpieczeń.
Okres na dostosowanie użytkowanego parku maszynowego do minimalnych wymagań technicznych minął z końcem 2005 r., a mimo to kontrole wykazują, że znaczna część kontrolowanych maszyn nie spełnia tych wymagań. W większości są to nieprawidłowości dotyczące układów sterowania i elementów sterowniczych. Są związane z niewłaściwym doborem układu sterowania, brakiem układów zatrzymania awaryjnego, niewłaściwym usytuowaniem, oznakowaniem i identyfikacją elementów sterowniczych.
Czy warto liczyć koszty?
Ludzkiego zdrowia i życia nie sposób przeliczyć na pieniądze, ale urzędnicy zmuszeni są to robić. Niestety, koszty wypadków bywają ogromne. Oto przykład: górnikowi wciągnęło nogę do stacji zwrotnej przenośnika, w wyniku czego trzeba było amputować stopę. Koszty poniesione przez kopalnię węgla kamiennego oszacowano na ok. 935 tys. zł. Na sumę złożyły się: odszkodowania (625 tys.), akcja ratownicza i dochodzenie powypadkowe (80 tys.), rehabilitacja i zakup protezy (85 tys. ), pomoc medyczna (78 tys.), zastępstwa (67 tys.)
W 2012 r. na świadczenia wypadkowe, obejmujące świadczenia z tytułu wypadków przy pracy i chorób zawodowych, wydatkowano 5 211 mln zł, co stanowiło 3 proc. ogółu wydatków ZUS na świadczenia pieniężne. Najwyższy udział kwot – wynoszący 81,4 proc. stanowią świadczenia długoterminowe, tj. wypadkowe renty z tytułu niezdolności do pracy oraz renty rodzinne. Nie pozwólmy, by brak wyobraźni skazywał naszych bliskich na konieczność życia bez nas. Chyba żadne pieniądze nie są tego warte.