Logo Przewdonik Katolicki

Studencki tryb katolicki

Marcin Nowak
Fot.

Ponad 100 tysięcy wydrukowanych egzemplarzy w pudłach ważących kilka ton i tylko jedne zamknięte drzwi, czyli co można zrobić, żeby student nie był głodny.

 W styczniu drugie urodziny obchodziła ewangelizacyjna inicjatywa zapoczątkowana przez krakowskich studentów. Misją zaangażowanych w nią osób jest promowanie wartości katolickich w środowisku akademickim z wykorzystaniem mediów. A głównym sposobem jej realizacji redagowanie „Trybów. Katolickiego miesięcznika studenckiego”.
– Działamy zgodnie z zasadą widzieć – ocenić – działać – wyjaśnia Magdalena Guziak-Nowak, redaktor naczelny. – Dostrzegliśmy, że na naszych uczelniach wyższych nie ma pism nawiązujących do wartości, które wyznajemy. Większość magazynów, które można było poczytać między wykładami, to sterta reklam opakowana w okładkę i okraszona kilkoma artykułami. Nierzadko zdarzało się, że na uczelniach znajdowaliśmy gazetki z reklamami prezerwatyw czy pigułek antykoncepcyjnych. Oceniliśmy, że jest to złe. I postanowiliśmy działać. Pan Bóg nam błogosławi i to dzięki Niemu obchodzimy właśnie drugą rocznicę naszej działalności.Od stycznia 2011 r. wiele się zmieniło. Kolorowe okładki zastąpiły czarno-białe. Nakład zwiększył się z 5 do 7 tys. egzemplarzy. Pismo powiększyło objętość z 24 do 28 stron. Podwoiła się liczba uczelni, na których można je znaleźć. Dziś czytają je żacy z Politechniki Krakowskiej, Akademii Górniczo-Hutniczej, uniwersytetów: Ekonomicznego, Papieskiego, Pedagogicznego, Rolniczego, akademii: Sztuk Pięknych i WychowaniaFizycznego oraz Wyższej Szkoły Europejskiej.
 
Raport z kolportażu
– Kiedy na uczelnie przywozimy świeżo wydrukowane „Tryby”, spotykamy się z różnymi reakcjami – relacjonuje Dominik Sidor odpowiedzialny za kolportaż. – Czasem podchodzą studenci i wyciągają nam je z ręki, ciekawi, co tym razem znajdą w środku. Pewna miła pani nowy numer wita radośnie: „O, moje Trybiki przyjechały!”. Inna kiwa głową z uznaniem dla „porządnego czasopisma dla studentów”, jak sama nazywa naszą gazetę. Zdecydowana większość portierów, dozorców przyjmuje nas bardzo mile. Cenią sobie to, o czym piszemy i że piszemy to właśnie do studentów. Że robimy coś, aby nie byli tak bardzo głodni... Boga. W niektórych punktach kolportażowych „Tryby” znikają zaraz po ich rozłożeniu, ale są też miejsca, w których traktują nas jak kolejną „gazetkę studencką, czyli zaopatrzenie w makulaturę” – dodaje.
Kolportaż jest co miesiąc wielkim wydarzeniem. Zapakowane po brzegi prywatne auto, bo redakcji nie stać na zakup vana, objeżdża wydziały, akademiki, stołówki, biblioteki. W sumie ponad 100 miejsc. W zeszłym miesiącu z listy dystrybucji zniknął jeden wydział dużej uczelni. Studentom powiedziano wprost, że powodem decyzji jest katolicki profil pisma. Zasłaniano się dbaniem o „neutralność światopoglądową“, mimo że na innych wydziałach tej samej uczelni „Tryby” są od samego początku. – Pokazuje to, że nie chodzi o odgórną politykę całej uczelni, ale antykatolickie nastawienie konkretnego urzędnika – mówi redaktor naczelny. – Na szczęście, to jedyne drzwi, które do tej pory przed nami zamknięto. Bardzo nas cieszą wszystkie słowa otuchy i poparcia. Niedawno napisała do nas pewna starsza pani. Założyła sobie konto na Facebooku i nauczyła się go obsługiwać tylko po to, żeby wiedzieć na bieżąco, co u nas słychać. A inna pani z Warszawy zapytała, czy może zamówić... prenumeratę.
 
Eksport do stolicy
Bo „Tryby” są obecne także w Warszawie. Rozprowadza je tamtejszy KSM, przygotowuje także osobny 4-stronicowy dodatek. – Zdecydowaliśmy się na kolportaż czasopisma w stolicy przede wszystkim z powodu ogromnej wartości ewangelizacyjnej tego dzieła – tłumaczy Wojciech Biś, „trybowy” szef z Warszawy. – Profesjonalnie tworzone pismo, dostępne za darmo i czekające na ciebie na twojej uczelni, to przecież nie byle co. Obecność magazynu buduje ponadto klimat otwartości na religię, co w dobie sekularyzmu jest szczególnie istotne. Katolicka gazeta wnosi w ten sposób w przestrzeń świeckiej uczelni coś bardzo dla człowieka ważnego: odniesienie do Boga.Na razie w Warszawie „Tryby” mogą poczytać tylko studenci Szkoły Głównej Handlowej. Być może z radością przyjęłyby je także inne uczelnie, ale warunki dyktują tutaj finanse. – „Tryby” są inicjatywą społeczną. Wszyscy dziennikarze, redaktorzy, fotoedytorzy, „składacze” komputerowi i kolporterzy pracują za darmo, bez etatów i wierszówek. Głównym kosztem jest więc druk. Nie mamy stałego źródła finansowania, nie dostajemy dotacji z uczelni. Zebranie co miesiąc kilku tysięcy złotych jest dla nas wielkim wysiłkiem. Prosimy o datki nasze rodziny, znajomych, a w zaprzyjaźnionych parafiach przeprowadzamy zbiórki na ten cel. Jesteśmy pismem katolickim, więc reklamodawcy nie zabijają się o naszą powierzchnię reklamę. Za złotówkę możemy wydrukować jeden numer. O tym, jak wesprzeć naszą inicjatywę, można się dowiedzieć z naszej strony internetowej www.e-tryby.pl.
 
Kuźnia charakterów
A wesprzeć warto. Bo „Tryby” mają ambicję wychować kolejne pokolenie czytelników prasy katolickiej. Bo co miesiąc trafiają do siedmiu tysięcy czytelników, a to ponad trzy razy więcej, niż skupiają wszystkie krakowskie duszpasterstwa razem wzięte. Bo są kuźnią młodych talentów.
– Żyjemy, aby się uczyć, a najlepiej to robić, słuchając starszych i bardziej doświadczonych ludzi. Wywiady to dla mnie spotkania z osobami, które mogą coś wartościowego wnieść do życia, nie tylko do mojego, ale przede wszystkim czytelników – mówi Michał Wnęk, specjalista od „rozmów z charakterem”. – Nie jest sztuką zadawanie pytań, na które wiemy, jaką odpowiedź uzyskamy, ale takich, po których możemy spodziewać się wszystkiego. W pamięci utkwiła mi rozmowa z Dominikiem Tarczyńskim. Trudno ją jednak nazwać rozmową, to była raczej burzliwa dyskusja, która po spisaniu i włożeniu w ramy wywiadu dała rewelacyjny efekt.
Do redakcji przy ul. Wiślnej w Krakowie zaglądają też studenci odbywający praktyki i marzący o pracy z dyktafonem i kamerą. Tak na przykład przyszła i została Karolina Mazurkiewicz: – Nauczyłam się tu przede wszystkim, jak pracować w zespole, jak być dobrym i moralnym dziennikarzem. Nauczyłam się walczyć z własnymi słabościami, przezwyciężać nieśmiałość w kontaktach z innymi. Ponadto wiem, że coraz bardziej rozwijam się jako przyszła dziennikarka, bo z tym właśnie zawodem wiążę swoją przyszłość. Widzę, że dwa lata pracy w „Trybach” pozwoliły mi nabyć cennego doświadczenia. Wiem, że ten czas to dla mnie najlepsza praktyka. Cóż więcej dodać, wspaniały zespół tworzący Boże dzieło ewangelizacyjne.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki