Logo Przewdonik Katolicki

W habicie i w ukryciu

Monika Białkowska
Fot.

Bieda, migracja ludzi do większych miast, wykorzenienie z własnych środowisk, demoralizacja i niszcząca ludzi propaganda to były powody, dla których postanowił zacząć działać profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, ks. Józef Stanisław Pelczar.

Bieda, migracja ludzi do większych miast, wykorzenienie z własnych środowisk, demoralizacja i niszcząca ludzi propaganda – to były powody, dla których postanowił zacząć działać profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, ks. Józef Stanisław Pelczar.

Tak zaczęła się historia sióstr sercanek, które w roku 1933 przyjechały do Słupcy i żyją tam nieprzerwanie aż do dziś.

Sercanki

Założone przez ks. Pelczara w 1891 r. w Krakowie Bractwo Najświętszej Maryi Panny Królowej Korony Polskiej miało otoczyć troską dziewczęta, które z ubogich, podkrakowskich wsi przyjeżdżały do miasta, żeby pracować tu jako służące i robotnice. Założonym dla nich przytuliskiem opiekować się miały siostry ze specjalnie w tym celu założonego przez ks. Pelczara Zgromadzenia Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego. W dekrecie zatwierdzającym zgromadzenie kard. Albin Dunajewski napisał:  „Niniejszym zezwalamy na utworzenie Zgromadzenia Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego, mających za szczególne zadania pracować nad podniesieniem stanu służących i robotnic pod względem moralnym i materialnym, jako też pielęgnować chorych po domach. [...] Zatwierdzamy na przeciąg lat trzech przedłożone nam ustawy Zgromadzenia, na regule Trzeciego Zakonu św. Franciszka oparte”

Rok po założeniu zgromadzenia chętnych do niego było tyle, że dom nie mógł pomieścić zgłaszających się kandydatek. W 1895 r. pierwsze sercanki wyjechały z Krakowa do Lwowa, rok później – do Zakopanego, a potem w kolejne miejsca diecezji krakowskiej, lwowskiej, przemyskiej, tarnowskiej i strasburskiej w Alzacji. Siostry pracowały w schroniskach dla robotnic jako pielęgniarki i w seminariach duchownych, prowadziły ochronki, sierocińce, szkoły gospodarcze.

Słupecka historia sióstr sercanek zaczęła się w połowie grudnia 1933 r. Proboszczem był wówczas ks. Franciszek Szczygłowski, społecznik, któremu na sercu leżały sprawy wykształcenia. On zainicjował w Słupcy budowę gmachu dla szkoły podstawowej i licealnej, on sprowadził do pocysterskiego opactwa w Lądzie salezjanów, on wreszcie sprowadził do miasta siostry sercanki.

Z ludźmi

Pierwszymi sercankami w Słupcy były siostra Rita – przełożona i siostra Maksyma. Zajmowały się przede wszystkim chorymi, odwiedzały ich w domach, dawały zastrzyki, stawiały bańki, pomagały w kuchni, wydającej posiłki dla starców i ubogich. Dwa lata później, w roku 1935, dołączyła do nich siostra Hilariona, która miała prowadzić szwalnię oraz siostra Koleta. Zadaniem ten ostatniej było przygotowanie i poprowadzenie przedszkola.

Siostra Koleta, urodzona jako Katarzyna Tomasik, habit i imię zakonne przyjęła w 1925 r. W klasztorze otrzymała pedagogiczne wykształcenie. Zanim trafiła do Słupcy, pracowała jako wychowawczyni dzieci w Przemyślu.

Na przedszkole wynajęto piętrowy budynek Franciszka Wiśniewskiego. Stoliki, krzesła i szafki dla dzieci zrobił miejscowy stolarz pan Adamkiewicz. Kiedy przedszkole wreszcie otwarto, uczęszczało do niego 80 dzieci. Siostry z każdym miesiącem zyskiwały zaufanie miejscowych, ciężką pracą i przykładem, jaki dawały innym. To zaufanie trwa do dziś, ponoć w mieście do sióstr nikt nie zwraca się inaczej, jak tylko: „siostrzyczko”.

Czas próby dla słupeckich sercanek przyszedł wraz z wybuchem II wojny światowej. Władze okupacyjne niechętnie patrzyły na siostry zakonne, w wielu miejscach zmuszając je do opuszczenia placówek.

W sierpniu trzy siostry wyjechały na doroczne rekolekcje do Krakowa, planując powrót na wrzesień. W domu pozostała tylko s. Rita i s. Koleta. Po 1 września siostry z rekolekcji wrócić już nie mogły. Matka generalna poleciła, by tamte dwie pozostały na razie w Słupcy, czekając na dalszy rozwój wypadków. Gdy do miasta weszli Niemcy, siostry zostały wyrzucone z zajmowanego domu i zmuszone do zdjęcia habitów. W świeckich strojach zamieszkały wśród ludzi. Przez dwa lata nie mogły uczestniczyć we Mszy św. i korzystać z sakramentów. Podobnie jak inni Polacy pracowały ciężko przy wykopie ziemniaków w Cieninie. Robiły swetry na drutach i haftowały, zarabiając w ten sposób na swoje utrzymanie, ale nie opuściły miasta.

Z obozu do przedszkola

Dopiero w roku 1943 siostry Rita i Koleta zostały internowane i wywiezione do Bojanowa, gdzie mieścił się obóz koncentracyjny dla sióstr zakonnych. W obozie umieszczono dwa tysiące sióstr zakonnych z blisko 30 zgromadzeń z województwa poznańskiego. Jak we wszystkich obozach koncentracyjnych warunki były upokarzające, brakowało jedzenia. Dzięki staraniom prof. Karola Siwego ze Słupcy udało się wydostać z obozu siostrę Ritę, która miała pielęgnować jego chorą żonę. Siostra Koleta, ciężko chora, cudem uniknęła wywozu do Dachau. Sama zapisała później: „W ciężkim stanie zdrowia (zapalenie płuc i mięśnia sercowego) uratowana zostałam przez mieszkańca Słupcy pana Wroczyńskiego, który zobowiązał się przyjąć mnie za swoją córkę, żebym tylko nie była stracona w krematorium, gdzie już godziny były policzone”.

Po wojnie siostra Koleta nadal pracowała w Słupcy. Uczyła dzieci religii w kościele, a w tym czasie siostra Rita starała się u władz o pozwolenie na ponowne otwarcie przedszkola. Władze sowieckie opuściły zajmowany budynek parafialny, a siostry zabrały się do pracy. Z pomocą parafian udało się wyremontować dolne sale. Do pracy w kuchni i w katechezie przyjechały kolejne trzy siostry.

W 1947 r. wyjechała ze Słupcy, już na zawsze, siostra Rita – sercanka, która była tu od samego początku – i siostra Koleta. Ta ostatnia wróciła po kilku latach jako przełożona domu i kierowniczka przedszkola. Miejscowi witali ją jak starą znajomą. W przedszkolu, do którego uczęszczało wówczas 50 dzieci, urządzano przedstawienia teatralne, a parafianie chętnie wspierali siostry w ich pracy. Dopiero w 1964 r. siostra Koleta wyjechała ze Słupcy na stałe. Zmarła we wrześniu 1983 r. w Krakowie.

Dziś w Słupcy sercanki pracują nadal, przede wszystkim z dziećmi i w zakrystii parafii pw. św. Wawrzyńca. W tym roku mija 80 lat od ich  przybycia do Słupcy. Miasto pamięta o tym wydarzeniu, m.in. przygotowując okolicznościową wystawę oraz przypominając postać siostry Kolety, tak ważną dla Słupcy i jej mieszkańców.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki