Logo Przewdonik Katolicki

Trzy pontyfikaty, jeden fundament

Ks. Paweł Deskur
Fot.

Kiedy Ojciec Święty Benedykt XVI ogłosił zamiar ustąpienia z urzędu, stało się jasne, że będziemy mieli nowego papieża. Zacząłem wówczas liczyć jak pewnie wielu który to będzie papież za mojego życia. Wyszło mi, że szósty. Jana XXIII nie pamiętam. Byłem zbyt mały, o Pawle VI słyszałem, że jest schorowany i niechętnie opuszcza Watykan. Wybór i nagłą śmierć Jana Pawła I pamiętam już lepiej. Ale tak naprawdę moja świadomość zaczęła towarzyszyć papiestwu dopiero od Jana Pawła II.

Kiedy Ojciec Święty Benedykt XVI ogłosił zamiar ustąpienia z urzędu, stało się jasne, że będziemy mieli nowego papieża. Zacząłem wówczas liczyć – jak pewnie wielu – który to będzie papież za mojego życia. Wyszło mi, że szósty. Jana XXIII nie pamiętam. Byłem zbyt mały, o Pawle VI słyszałem, że jest schorowany i niechętnie opuszcza Watykan. Wybór i nagłą śmierć Jana Pawła I pamiętam już lepiej. Ale tak naprawdę moja świadomość zaczęła towarzyszyć papiestwu dopiero od Jana Pawła II.

  
Błogosławiony Jan Paweł
Nowy papież, pierwszy od stuleci nie-Włoch, przybyły „z dalekiego kraju” zadziwił świat, łamiąc od pierwszej chwili utarte tradycją papieskie zwyczaje. Jeszcze przed inauguracją pontyfikatu opuścił mury Watykanu, by odwiedzić w szpitalu chorego przyjaciela, podczas Mszy św. inauguracyjnej podniósł się z tronu, by uściskać kard. Stefana Wyszyńskiego, potem na zakończenie Mszy św. powstrzymał ochronę, która starała się nie dopuścić do niego małego chłopca, który wyrwał się z tłumu. A potem przez wszystkie lata pontyfikatu papieża Polaka tyle było wydarzeń określanych jako pierwsze, bezprecedensowe, historyczne. Świat był zafascynowany papieżem, z którego emanowała siła ciała i ducha; który przemawiał do serc zarówno wielkich, jak i małych tego świata; który był ciągle w ruchu; podróżował po świecie, po Włoszech i po swojej rzymskiej diecezji. Jego pontyfikat szybko zaczęto określać mianem przełomowego, wyjątkowego, a samego papieża okrzyknięto mianem Jana Pawła Wielkiego. Znawcy komentowali, że papież Polak odmienił oblicze Kościoła.

 

W Polsce wraz z wyborem kard. Karola Wojtyły osoba Ojca Świętego, działalność Stolicy Apostolskiej i samego Kościoła stawały się coraz bardziej obecne w przestrzeni publicznej. Pamiętam, że podczas Mszy św. inaugurującej pontyfikat Jana Pawła II jeden z dziennikarzy komunistycznej telewizji komentował okadzenie ołtarza na początku Mszy św. jako „odpędzanie złych duchów”. Była to wszak pierwsza w historii Msza św. transmitowana w telewizji i indolencja dziennikarzy w sprawach kościelnych jeszcze długo nie znała granic. Z cienia wychodzić zaczęły bardzo powoli różne środowiska i media katolickie. Wielkie przebudzenie zainicjowane pierwszą pielgrzymką Jana Pawła II do Ojczyzny i słynnym kazaniem na placu Zwycięstwa w Warszawie miało dopiero przynieść owoce.
 
Papież Niemiec
Mówi się, że papieża wybiera jego poprzednik. Dlatego też nie było dla nikogo zaskoczeniem, że następcą Jana Pawła II został wybrany jego najbliższy współpracownik, kard. Joseph Ratzinger. W ostatnich latach życia Jana Pawła II, a szczególnie w okresie sede vacante po jego śmierci, niemiecki kardynał dał się poznać nie tylko jako wierny kontynuator linii papieża Polaka, ale także jako pasterz gotowy poprowadzić Kościół, tę – jak mówił tuż przed konklawe – „łódeczkę miotaną falami” różnych współczesnych prądów światowych. Jego pontyfikat, choć niewątpliwie zdystansowany wobec publicznej aktywności poprzednika, przyniósł wiele inicjatyw obserwowanych bacznie przez media i światową opinię publiczną. Encykliki i książki papieża z Niemiec były natychmiast rozchwytywane i pilnie studiowane. Paradoksalnie, choć Benedykt XVI nie nawiązywał tak bezpośrednich kontaktów z milionami ludzi w różnych zakątkach świata, to był chyba przez wielu znacznie uważniej słuchany. Tym bardziej że w swoich działaniach i wystąpieniach musiał stawiać czoła problemom, które wewnątrz i na zewnątrz Kościoła pojawiły się pod koniec pontyfikatu Jana Pawła II, a wybuchły z całą mocą już po jego śmierci.
Benedykt XVI był też kochany przez Polaków. Chyba nie tylko dlatego, że tak blisko współpracował z Janem Pawłem II, że przez kilka lat po jego śmierci nieustannie go cytował i wspominał, że wyniósł go do chwały ołtarzy, że odwiedził Polskę i mówił po polsku nie znając dobrze naszego języka. Miłość, jaką Benedykt był i jest otaczany w naszej ojczyźnie, wynika chyba też i z faktu, że dzisiaj czujemy się bardziej niż dotąd związani z osobą papieża. Nie jest już on dalekim, skrytym za murami Watykanu, samotnym hierarchą, ale osobą każdego dnia obecną – także dzięki mediom – w naszym domu. Nie ma chyba katolickiego domu w Polsce, w którym nie byłoby obrazka Jana Pawła II lub Benedykta XVI. Ciągle dużą popularnością cieszą się książki i albumy prezentujące papieży, ich działalność i nauczanie.
 
Franciszek
Ustąpienie Benedykta XVI otworzyło drogę do nowego konklawe. Dla mojego pokolenia, a chyba także i dla starszych ode mnie było to trzecie konklawe przeżywane z taką intensywnością emocji. Rozwój mediów sprawił, że od pierwszego momentu byliśmy świadkami wszystkiego, co działo się w Watykanie i wokół niego. To prawda, że mimo otwartości zainicjowanej przez Jana Pawła II, niezliczonych kontaktów z mediami i tłumaczenia istoty Kościoła przekaz, jaki otrzymywaliśmy w tygodniach poprzedzających wybór nowego papieża, często koncentrował się na sprawach drugo- i trzeciorzędnych, a nawet całkowicie pozbawionych znaczenia. Mimo to oddychaliśmy atmosferą przygotowań do konklawe i mogliśmy, jeśli chcieliśmy, towarzyszyć im naszymi modlitwami. Znam osoby, które skorzystały z inicjatywy pewnej katolickiej organizacji, która poprzez internet zaproponowała wzięcie w duchową modlitewną opiekę konkretnego kardynała. Przez okres przygotowania i przebiegu konklawe modlono się o dar rozeznania woli Bożej dla niego. Media, podając nazwiska faworytów, na siłę próbowały przedstawić wybór papieża jako próbę sił pomiędzy dwoma frakcjami. Byłem przekonany – tak jak wielu – że jeśli konklawe będzie krótkie, to wybrany zostanie jeden z powszechnie spodziewanych kandydatów. Jednak z pewnym niedowierzaniem słuchałem jak Hanna Suchocka, ambasador Polski przy Stolicy Apostolskiej stwierdziła, że ma przeczucie, iż konklawe będzie bardzo krótkie. Jak się okazało, miała rację.
Tyle że wybór Kolegium Kardynalskiego zaskoczył wszystkich. Nawet jeśli ktoś dopuszczał możliwość wyboru kandydata spoza Europy, to metropolita Buenos Aires nie był w tym kontekście wymieniany. Ciekawe, że specjalistom od spraw watykańskich umknęło, że był on już poważnym kandydatem podczas poprzedniego konklawe. Swoją drogą to wielce znamienne, że argentyński hierarcha włączony do Kolegium Kardynalskiego w 2001 r. już po czterech latach zdobył głosy tylu elektorów.
 
Pierwsze oceny?
Redakcja „Przewodnika Katolickiego” poprosiła mnie o dokonanie pewnej oceny tego, co przyniosły minione tygodnie. Nie jest to zadanie proste, gdyż na łamach różnych mediów kościelnych i laickich, także samego „Przewodnika Katolickiego”, wypowiadało się już tyle prawdziwych autorytetów i tych, którym wydaje się, że są autorytetami w sprawach kościelnych, że łatwo wpaść w tony, które już wybrzmiały. Spróbuję jednak, sprowokowany przez Redakcję, pokusić się o kilka spostrzeżeń.
Dostrzegam – jak pewnie wielu – podobieństwa do czasu konklawe, z którego wyszedł Jan Paweł II. Pontyfikat Ojca Świętego Franciszka rozpoczął się od…. łamania uświęconej tradycji. Dla mnie najbardziej wymownym tego symbolem stał się gest papieża, który podczas pierwszego spotkania z wiernymi, stojąc w loggi bazyliki św. Piotra, pochylił się przed tłumem zebranym na placu Świętego Piotra, prosząc o modlitwę w ciszy za siebie. Przecież jeszcze pół wieku temu papieża noszono na tronie ponad głowami tłumu.
Franciszek – podobnie jak Jan Paweł II – nie czekając na Mszę św. inaugurującą pontyfikat, rozpoczął działalność: odprawił Mszę św. u św. Anny, tj. w kościele parafialnym mieszkańców Watykanu, witając się z nimi na ulicy, odwiedził w szpitalu chorego przyjaciela, spotkał się z dziennikarzami, zadzwonił do kioskarza w Buenos Aires. Te gesty stanowią kontynuację wizji papiestwa otwartego na każdego człowieka zapoczątkowanej przez Jana Pawła II. Po nich przyszły i każdego dnia przychodzą kolejne, które media światowe relacjonują z wyjątkowym entuzjazmem.
W ślad za prostotą i bezpośredniością deklarowaną przez Franciszka przy różnych okazjach, od pierwszej chwili zaczęły do nas płynąć także jego słowa wygłaszane najpierw spontanicznie, a potem już w sposób bardziej uporządkowany i zapisany. To chyba właśnie najbardziej w papieskich przemówieniach można odkryć to, co do zaoferowania współczesnemu człowiekowi, szczególnie mieszkającemu w Europie, ma chrześcijaństwo latynoamerykańskie. Sposób formułowania myśli, a nawet składnia wypowiedzi papieża Franciszka poruszają odmiennością od tego, do czego przywykliśmy na naszym kontynencie. To radosne, że w miarę upływu czasu będziemy mieli coraz więcej materiału do analizowania i zastosowania.
 
Quo vadis?
Pomału dobiega końca czas, który świeckie media okrzyknęły „papieskim festiwalem”. Rzeczywiście przez ostatnie tygodnie mówiło się o Kościele katolickim tyle i w tylu mediach jak nigdy dotąd. Obserwowano każdy gest i krok papieża. Jego franciszkowe zachowanie wzbudzało zachwyt i przekonanie, że oto idzie nowe. Nie wiemy, ku czemu Duch Święty poprowadzi Kościół. Byłoby nieroztropnością podsumowywanie czegokolwiek na początku drogi. Dziś stawiam sobie – jak pewnie wielu – pytania. Czy świat będzie chciał dalej z taką samą uwagą śledzić – a zwłaszcza naśladować – gesty papieża? Czy będzie chciał słuchać jego słów i interpretować je w całości, a nie wybiórczo? Po spotkaniu z dziennikarzami wielu polskich korespondentów podkreślało, że papież Franciszek podziękował mediom za wykonaną przez nie pracę. Nie słyszałem jednak, aby ktoś zacytował te słowa, w których Ojciec Święty stwierdził: „Gorące podziękowanie kieruję zwłaszcza do tych, którzy potrafili przedstawiać te wydarzenia historii Kościoła, mając na uwadze najbardziej właściwą perspektywę, w jakiej powinny być odczytywane, to znaczy perspektywę wiary”. Z pewnością po okresie „papieskiego festiwalu” powrócą też sprawy trudne. Czy świat będzie chciał słuchać współczesnego nam Franciszka, gdy ten będzie stawał w obronie praw Bożych i będzie domagał się poszanowania praw człowieka? Gdy będzie wołał o wiarę?
 
Ostatnie trzy konklawe przybliżyły nam bardzo, czym jest urząd Głowy Kościoła. Każdy z ostatnich trzech papieży, których działalność obserwowaliśmy, także dzięki mediom, sprawował go nieco inaczej. Jest dla mnie całkowicie pewne, że choć obecny pontyfikat będzie nas jeszcze długo zaskakiwał różnymi gestami, to w sprawach fundamentalnych Ojciec Święty będzie wiernym kontynuatorem swoich poprzedników. Czy to pozwoli mu być nadal tak otwartym i bezpośrednim w kontaktach z ludźmi, czy jednak nie będzie musiał np. przenieść się do bezpieczniejszego mieszkania w Pałacu Apostolskim, poruszać się bezpieczniejszymi środkami komunikacji? Czas pokaże. Kościół musi nieustannie szukać nowych dróg i sposobów komunikowania się ze współczesnym mu światem. Nie zapominając jednak o tym, że stoi na niezmiennym fundamencie, którym jest nauka Jezusa Chrystusa. Żyję – jak wielu – nadzieją, że pontyfikat papieża Franciszka przyniesie wiosnę Kościołowi i światu.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki