Wykorzystywanie retoryki, jakoby Kościół powoływał się jedynie na objawioną prawdę lub, co gorsza, na własne uprzedzenia wobec nauki lub małżeństw niemogących doczekać się potomstwa, jest wielce niesprawiedliwe i nierzetelne. Kościół nie potępia żadnego człowieka, ale piętnuje grzech.
Antoś, Patryk i Pola, Emil, Gustaw, Szymon, Ignaś, Karolina – mają od kilkunastu miesięcy do kilkunastu lat. Są radośni, uśmiechnięci, wyluzowani. Jedne dzieci siedzą, inne podskakują, szturchają się, obejmują, patrzą na siebie zawadiacko lub się przytulają. Ubrane są w kolorowe sweterki, barwne sukienki i spodnie. No, może fryzury niektórych chłopców wymagały czasu, by włosy zostały ułożone w odpowiedni sposób. Nie widać, by dzieci „pozowały” do sesji zdjęciowej. – To są w zasadzie zdjęcia dokumentalne, nie używamy żadnych rekwizytów, a dzieci występują na białym tle – mówi Anna Łuczyńska, ich autorka.
Na pierwszy rzut oka zwyczajny ubiór, zwyczajne dzieci, tylko cel całego przedsięwzięcia niecodzienny... To bohaterowie klipu promującego kalendarz „Dzieci Naszego Bociana” na rok 2013, przygotowany przez Stowarzyszenie na rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji „Nasz Bocian”. Jak piszą jego pomysłodawcy, „w sesji brały udział dzieci urodzone dzięki metodom wspomaganego rozrodu, adoptowane oraz ich rodzeństwa”. A cel przedsięwzięcia? Zwrócenie uwagi na dzieci poczęte metodą in vitro.
Wszystkie dzieci nasze są
O wadze wydarzenia niech świadczy fakt, że w celu zaprezentowania kalendarza konferencję prasową „Wszystkie dzieci nasze są” zorganizował 14 listopada w polskim Sejmie Ruch Palikota. Uczestniczyli w niej m.in. wicemarszałek Sejmu Wanda Nowicka (Ruch Palikota), posłanka Małgorzata Kidawa-Błońska (PO) i dr Marek Balicki (były minister zdrowia). Trudno zaprzeczyć, by kalendarz był nieładny, niedopracowany, a dzieci „jakieś inne”. Nie ma więc się co dziwić pochwałom, które padały pod adresem jego bohaterów (w sesji udział wzięło 46 dzieci) i twórców, jednak sprzeciw budzi ideologia głoszona przy okazji jego prezentacji.
Przytoczę tylko wybrane wypowiedzi, które padły podczas konferencji. Posłanka Małgorzata Kidawa-Błońska stwierdziła, że: „Patrząc na uśmiechnięte twarze tych dzieci, możemy być dumni, że medycyna pomaga w wychodzeniu z bezpłodności. (...) Żeby nie mówić, że są inne dzieci, mniej kochane i nie potrzebują podkreślenia, że urodziły się dzięki metodzie leczniczej” (metodzie leczniczej – sic!).
Oto, co z kolei powiedziała wicemarszałek Sejmu RP Wanda Nowicka: „Metoda in vitro w Polsce jest obecna od 25 lat. Do tej pory nie doczekaliśmy się regulacji prawnych porządkujących tę kwestię. Tymczasem mamy problem ze stygmatyzacją rodzin, w których urodziły się dzieci poczęte tą metodą. (...) Stygmatyzacja rodzin, napiętnowanie dzieci, które urodziły się dzięki tej metodzie wywołane przez część społeczeństwa, niestety również za sprawą Kościoła katolickiego, jest wstydem i hańbą dla naszego kraju. To nie powinno mieć miejsca i nie ma nigdzie miejsca na świecie”. Charakterystyczne, że obie panie skupiły się wyłącznie na dzieciach z in vitro, słowem nie wspominając o dzieciach zaadoptowanych, a również uwiecznionych na zdjęciach w kalendarzu. Obie zgodnie też podkreśliły, że kalendarz przygotowany przez stowarzyszenie pomaga przełamywać bariery wokół tej metody.
Afirmacja „metody wspomaganego rozrodu”, jak zgrabnie in vitro określili członkowie stowarzyszenia, pełną gębą.
Skoro do tablicy został wywołany Kościół, warto przypomnieć jego zdanie na ten temat.
Co naprawdę mówi Kościół katolicki?
Po pierwsze, Kościół katolicki nigdy nie stygmatyzował i nie stygmatyzuje rodzin decydujących się na in vitro ani nie piętnuje dzieci poczętych tą metodą. Nikogo nie określa mianem „gorszego” człowieka. Nieprawdą jest też, że nie dostrzega problemu braku potomstwa będącego wynikiem bezpłodności. Problem bezpłodności – według raportów Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) – dotyka 15 proc. małżeństw. Szacuje się, że 5 proc. rodzących się dzieci w krajach zachodnich to dzieci poczęte metodą in vitro.
„Każda istota ludzka powinna być przyjęta jako dar i błogosławieństwo Boga” – zaznacza instrukcja Donum vitae, będąca podstawowym punktem odniesienia, jeżeli chodzi o nauczanie Kościoła katolickiego na temat przekazywania życia. Po drugie, Kościół nie naucza, że dzieci, które poczęły się w wyniku sztucznego zapłodnienia, nie są elementem Bożego planu. Dziecko z probówki to też dziecko Boże.
Jednak z całą mocą podkreśla, że metoda zastosowana dla osiągnięcia celu, jakim jest dziecko, jest niegodziwa. Jeśli chodzi o ocenę moralną poszczególnych technik wspomagających przekazywanie życia, które stały się dostępne wraz z rozwojem nauki, Kościół odnosi się do dwóch podstawowych wartości: życia istoty ludzkiej powoływanej do istnienia i wyłączności przekazywania życia w akcie miłości małżeńskiej. W dyskusjach o in vitro wiele mówi się o samej procedurze, zapłodnieniu pozaustrojowym, technikach sztucznego wspomagania rozrodu, pomija się lub trywializuje wiele faktów, które są dla chrześcijan nie do zaakceptowania. W metodzie in vitro nowe życie jest efektem technicznych działań człowieka, cały proces przekazywania życia zostaje odłączony od aktu współżycia małżeńskiego. Dziecko staje się więc prawem przysługującym każdej parze, a nie darem. „Dziecko nie jest jakąś rzeczą, która należałaby się małżonkom i nie może być uważane za przedmiot posiadania. Jest raczej darem, i to «największym», najbardziej darmowym małżeństwa, żywym świadectwem wzajemnego oddania się jego rodziców” – czytamy w Donum vitae. Zamiast aktu miłości małżeńskiej w metodzie in vitro jest cały zespół skomplikowanych zabiegów technologicznych. To jest najbardziej fundamentalny i zasadniczy powód negatywnej oceny tej techniki przez Kościół katolicki.
Po wtóre, Kościół zaznacza, że od chwili poczęcia mamy do czynienia z żywym, pełnowartościowym człowiekiem, tymczasem in vitro jest metodą pozyskania dzieci za cenę bezpośredniego lub pośredniego uśmiercania innych dzieci. Jest to przede wszystkim selekcja i uśmiercanie embrionów – produkuje się ich kilka, tak by zwiększyć szansę poczęcia. Niszczenie takich embrionów jest z perspektywy nauki Kościoła zabójstwem. Ponadto celem diagnostyki preimplantacyjnej jest wyeliminowanie „wadliwych” embrionów przed ich przeniesieniem do macicy. Zamrażanie natomiast – narażaniem ich zdrowia i naruszaniem przysługujących im ludzkich praw. Ponieważ tylko niewielka część zamrażanych embrionów ma realne szanse na wszczepienie i urodzenie, zamrożenie jest de facto odroczeniem wyroku śmierci. Jest to nic innego jak ukryta eugenika. Kościół głośno mówi, że każde ludzkie życie należy chronić w imię prawa, prawdy i godności człowieka. „Ponieważ embrion powinien być uważany za osobę od chwili poczęcia, powinno się bronić jego integralności, troszczyć się o niego i leczyć go w miarę możliwości jak każdą inną istotę ludzką” – czytamy w Katechizmie Kościoła Katolickiego (KKK 2274).
I argument, na który często powołują się osoby afirmujące technikę sztucznego zapłodnienia jako metodę leczniczą. In vitro nie leczy bezpłodności, tylko obchodzi problem. Po urodzeniu dziecka poczętego przez in vitro kobieta czy mężczyzna dalej są bezpłodni. Współczesna medycyna wypracowała etyczną, efektywną, stosunkowo tanią i z powodzeniem prowadzoną w Polsce metodę walki z bezpłodnością, którą jest naprotechnologia.
Wykorzystywanie retoryki, jakoby Kościół powoływał się jedynie na objawioną prawdę lub, co gorsza, na własne uprzedzenia wobec nauki lub małżeństw niemogących doczekać się potomstwa, jest wielce niesprawiedliwe i nierzetelne. Kościół nie potępia żadnego człowieka, ale piętnuje grzech.
Nie można nie odnieść wrażenia, że konferencja „Wszystkie dzieci nasze są” została zorganizowana w jednym celu: in vitro to nic złego. Szkoda, że parlamentarzystki podczas promocji kalendarza skupiły się wyłącznie na tym problemie, atakując przy tym Kościół katolicki i głosząc nieprawdę. Trzeba społeczeństwo oswoić i przekonać.
Najważniejsze, że kropla drąży skałę...