Najbardziej oczekiwany film tego roku obejrzeli już mieszkańcy Nowej Zelandii podczas światowej prapremiery. W Polsce Hobbit: Niezwykła podróż wejdzie na ekrany kin 28 grudnia. To jedna z największych produkcji w historii kina.
O ekranizacji Hobbita mówiło się już od czasu sfilmowania Władcy Pierścieni. Wielbiciele zarówno literackiej trylogii Tolkiena, jak i przeniesienia jej na ekran przez Petera Jacksona, nie mieli wątpliwości, kto powinien się tym zająć. Jakież było zdumienie, gdy okazało się, że Jackson będzie jedynie jednym ze scenarzystów i producentem filmu, a na krzesełku reżysera zasiądzie Guillermo del Toro, meksykański reżyser, twórca Labiryntu fauna oraz filmów Hellboy czy Blade: Wieczny łowca II. Potem wyszło na jaw, że wytwórnia filmowa MGM, która stała się właścicielem praw do ekranizacji Hobbita przeżywa poważny kryzys finansowy, w związku z czym del Toro zrezygnował z pracy nad filmem. W efekcie wszystko skończyło się dobrze: Jackson zabrał się za wyreżyserowanie całości, a filmów ostatecznie nakręcono aż trzy. Kolejne premiery odbędą się w 2014 r. w grudniu i w lipcu. Całość pochłonęła 266 dni zdjęciowych i kosztowała pół miliarda dolarów.
„W pewnej norze ziemnej mieszkał sobie pewien hobbit”
Pewnego letniego dnia Tolkien siedział przy oknie w gabinecie przy Northmoor Road i poprawiał prace egzaminacyjne swoich uczniów. Ni stąd ni zowąd napisał na wolnej stronie pracy jednego ze studentów: „W pewnej norze ziemnej mieszkał sobie pewien hobbit”. To słynne zdanie stało się początkiem wielkiej przygody. Tolkien, jako filolog, wspominając tę chwilę dodał: „Nazwy są u mnie źródłem opowieści. W końcu pomyślałem, że chyba powinieniem się dowiedzieć, jacy są hobbici”. Był to początek lat 30., w każdym razie w 1932 r. Hobbit istniał już w maszynopisie, który Tolkien odczytał na jednym ze spotkań z przyjaciółmi. Wspominał jednak w jednym z listów, że nie przywiązywał wagi do owego maszynopisu. Przez zupełny przypadek (Tolkien pożyczył go do przeczytania znajomej, ta zaś swojej studentce, która przekazała go kolejnej osobie) wpadł on w ręce Stanleya Unwina, prezesa wydawnictwa. Ten zaś, przypuszczając, że na literaturze dla dzieci najlepiej znają się dzieci, zamówił „recenzję” u swojego 10-letniego syna Raynera. Książka została wydana w 1937 r. i okazała się lekturą nie tylko dla dzieci. Od początku czytały ją nastolatki i dorośli, a recenzje były więcej niż pochlebne. Nie można zapomnieć, że Hobbita napisał człowiek, który pasjonował się tworzeniem języków. Ta opowieść wyrasta ze słów i z nazw, ale też ze starych sag, które sugerowały istnienie całych światów, do których narrator nie może dotrzeć. Tolkien w te właśnie światy się zanurzał i przypadkowo odkrywał nowe historie. Wspominał, że do Hobbita „zakradły się nieproszone wzmianki o sprawach wyższych, głębszych lub bardziej tajemnych niż powierzchnia opowieści: Durin, Moria, Gandalf, Czarnoksiężnik, Pierścień”.
48 klatek na sekundę
Hobbita chciano przenieść na ekran już w latach 60., ale tak naprawdę stało się to możliwe po udanej ekranizacji Władcy Pierścieni. Bankructwo studia MGM, problemy z prawami autorskimi, zamieszanie w obsadzie reżyserskiej to nie jedyne kłopoty podczas produkcji. Po to, aby film mógł być kręcony w Nowej Zelandii, rząd tego kraju zmienił nawet prawo pracy. Politycy obliczyli, że taka olbrzymia produkcja filmowa bardzo się opłaca – budżet wyspy może zarobić na Hobbicie nawet półtora miliarda dolarów. Dzięki plenerom wykorzystanym we Władcy Pierścieni i Hobbicie Nowa Zelandia stała się prawdziwym turystycznym Śródziemiem. Turyści odwiedzający wyspę chcą się poczuć jak w filmie. Do produkcji zaangażowano znaczną część ekipy pracującej przy poprzedniej ekranizacji Tolkiena: od grafików i artystów pracujących nad projektami, przez specjalistów od efektów specjalnych po aktorów. Zobaczymy więc znów Christophera Lee w roli Sarumana i Iana McKellena w roli Gandalfa, Cate Blanchett jako Galadrielę i Hugo Weavinga w roli Elronda. Oczywiście pojawi się Gollum Andy Serkisa, a nawet Legolas (Orlando Bloom) i Frodo (Elijah Wood). Choć wiele z tych postaci wcale nie występowało na kartach Hobbita, to jednak w filmie traktowanym jako prequel Władcy Pierścieni znajdą swoje miejsce. Najwięcej emocji wzbudza najnowsza technika zastosowana podczas filmowania: obraz został zarejestrowany w tempie 48 klatek na sekundę. To rewolucja wobec zwyczajowych 24 klatek na sekundę. Według reżysera, osiągnięty dzięki temu efekt ma „czynić iluzję kina coraz mniej wyczuwalną, coraz bardziej niwelować barierę między widzem a przedstawiana historią”. Przeciwnicy jednak uważają, że tak wysoka jakość obrazu paradoksalnie sprawi, że film zostanie pozbawiony magicznej atmosfery taśmy filmowej. W Polsce tylko kilka kin ma techniczne możliwości pokazania filmu w takiej technologii, będziemy więc mieli dość ograniczoną możliwość wyboru. 75 lat temu po raz pierwszy świat usłyszał o hobbitach i Śródziemiu, lada chwila będziemy mogli przekonać się, czy spodoba nam się ten świat zinterpretowany przez Petera Jacksona. Ciekawe, czy znów udało mu się przekazać ów czar tolkienowskiego mitu.