– Pomagamy osobom po amputacjach w zdobyciu porządnej protezy, ale nawet najlepsza nie zastąpi ich poczucia wartości. Ważne jest wciąganie ich w aktywne życie – mówi „Przewodnikowi Katolickiemu” Jasiek Mela, założyciel i prezes fundacji „Poza Horyzonty”.
Już czwarty rok prowadzisz fundację „Poza Horyzonty”. Pomagasz ludziom po amputacjach. Zdecydowały osobiste doświadczenia?
– Nie da się ukryć, że wynika to z mojego osobistego doświadczenia. Ale pomagamy osobom po amputacjach, bo to swego rodzaju nisza. W Polsce nie wspiera ich żadna konkretna organizacja. Zupełnie nie mają się gdzie zgłosić. Trafiają do nas ludzie, którzy odbijają się od różnych innych drzwi. Często dostajemy od nich e-maile, że jesteśmy jedynymi, którzy zdecydowali się im pomóc.
Pomagacie w zdobyciu protezy?
– To część naszej działalności. Staramy się pozyskiwać na nie pieniądze. To są niesamowicie wysokie koszty. Cena protezy nogi, która umożliwia normalne funkcjonowanie waha się od kilkunastu do nawet 100–120 tys. zł. Ja miałem ogromne szczęście, że taką protezę dostałem bezpłatnie, ale mało kto na takie szczęście może liczyć. Dlatego uruchamiamy ogólnopolski program protezowania, aby dać większej grupie podopiecznych szanse na zdobycie protezy.
Nie pomaga NFZ, PFRON?
– Można od nich dostać dofinansowanie na protezę w granicach 2–2,5 tys. zł. To jest kropla w morzu potrzeb. Można się na to obrazić albo zastanowić się, co z tym zrobić. Postanowiliśmy się tym zająć. Nasza fundacja wyręcza państwo. Robimy to, co ono powinno zrobić.
Za 2 tys. nie da się kupić protezy?
– Za 2 do 5 tys. zł można mieć prostą protezę wykonaną z kawałka rurki, drewna i gumy. Ludziom się wydaje, że niepełnosprawny powinien się nią zadowolić. Tymczasem proteza jest jak but, który zakłada się na całe życie. Jeśli do tego buta wpadnie kamyczek, a my nie jesteśmy w stanie go wyjąć, to kamyczek w ciągu całego dnia spowoduje obtarcie i już następnego dnia tego buta nie będziemy mogli założyć. Na takiej protezie za 2 tys. zł można chodzić najwyżej godzinę. Po takim spacerze człowiek obciera sobie nogę. Protezy droższe, za kilkadziesiąt tysięcy, imitują naszą normalną nogę. Można w niej w miarę normalnie funkcjonować, wrócić do aktywnego życia, pójść do pracy, do szkoły.
Kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy za protezę… Niełatwo zgromadzić tak ogromną sumę z prywatnych środków.
– A przez brak takich protez niepełnosprawni nie mogą wrócić do normalnego życia. Mają kłopot ze znalezieniem pracy, więc nie mają pieniędzy; nie mają pieniędzy, więc nie mogą kupić protezy, a bez protezy nie wyjdą z domu. To błędne koło.
Wystarczy proteza, żeby zmienić życie niepełnosprawnego?
– Nie wystarczy. Znam ludzi, którzy mają protezy, ale one stoją tylko obok ich łóżka. Bo oni mówią sobie: po co mam z niej korzystać, robić coś, wyjść do ludzi. Przecież i tak jestem tylko marnym kaleką, a nie taką osobą jak inni. Najważniejszy nie jest zakup protezy. Chodzi o to, żeby zmienić coś w swojej głowie.
Czyli?
– Najlepsza proteza nie zastąpi poczucia wartości. Jest tylko narzędziem, które nie pomoże, jeśli człowiek wstydzi się siebie, niepełnosprawności, tego, kim się stał. Dlatego drugim ważnym elementem działania fundacji jest wciąganie niepełnosprawnych w aktywne życie, uświadamianie im, że niepełnosprawność siedzi w głowie, a jeżeli człowiek chce aktywnie żyć, to może to zrobić. Chcemy pokazywać, że osoby po amputacjach mimo swojej niepełnosprawności nie są warte mniej niż jakakolwiek inna osoba. Nam nie chodzi tylko o to, żeby uzbierać kasę, kupić protezę i się pożegnać.
Spotykasz się z podopiecznymi fundacji?
– To jeden z bardziej satysfakcjonujących elementów mojej pracy. Z wieloma podopiecznymi mam kontakt tuż po wypadku. Odwiedzam ich w szpitalu. Potem widzę, jak dzięki naszemu zaangażowaniu zmieniło się ich życie. Mateusza, dziś 18-latka, poznałem w szpitalu tuż po utracie nogi. Był przybity, po prostu kłębek nerwów. Dziś, choć jeszcze nie ma protezy i porusza się o kulach, wziął udział w naszej wyprawie w Beskid Niski. Kiedyś zapytany o to, jak to jest być niepełnosprawnym, odpowiedział: niepełnosprawny – to jest takie słowo?
Ilu macie podopiecznych?
– Około 50 osób czeka u nas na sfinansowanie protezy ręki czy nogi.
A ilu osób dotyczy problem amputacji?
– Tego dokładnie nie wiadomo. Takie badania nie istnieją. Nie wiadomo, ilu ludzi ulega wypadkom, których konsekwencją jest amputacja. Często jest ona także efektem chorób krwi, wad wrodzonych, cukrzycy. Mamy w fundacji plan, żeby przeprowadzić bardzo szczegółowe badania na ten temat.
Prowadząc fundację, masz poczucie, że możesz liczyć na wsparcie Polaków? Chętnie pomagamy?
– Z biegiem czasu wszystko się zmienia, zdecydowanie na lepsze. Ludzie coraz większym zaufaniem darzą fundacje i stowarzyszenia. My nie narzekamy na ofiarność. Spotykam się z bardzo dużą chęcią pomagania. Wielu ludzi dzieli się drobnymi darami, które potem przeistaczają się w czyjąś przyszłość, w czyjąś normalność. Wciąż jednak zbyt mało osób decyduje się na przekazanie 1 proc. podatku. Tylko 19 proc. z nas. Myślę jednak, że to wynika z niewiedzy.
Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że to nie kosztuje absolutnie nic. Nie ruszając się z miejsca, można komuś pomóc.
Zauważamy problemy osób po amputacjach?
– Człowiek zwraca uwagę na te problemy, których sam wcześniej doświadczył. Wśród wolontariuszy, którzy się do nas zgłaszają, są także osoby niepełnosprawne. Wiedzą, jak im potrzebna była pomoc i teraz chcą się odwdzięczyć. Trzeba ludziom uświadamiać, że niestety każdego z nas może spotkać coś takiego. Żadna z osób, które się do nas zgłaszają, nie przewidziała swojego wypadku czy choroby. Tego nie było w jej planach. Warto myśleć o innych, bo nie wiemy, co się w naszym życiu wydarzy, kiedy to my będziemy potrzebować pomocy innych.
Masz za sobą wypadek, amputację. Dlatego pomyślałeś o założeniu fundacji?
– Próbuję się w ten sposób odwdzięczyć, bo dostałem dużo pomocy od innych ludzi. Po moim wypadku, kiedy w niesamowitym splocie okoliczności poznałem podróżnika Marka Kamińskiego i dane mi było wyruszyć z nim na wyprawę, zacząłem odbierać masę e-maili i telefonów od ludzi, którzy potrzebowali nadziei, kopniaka, zastrzyku energii. Byłem zapraszany na spotkania do szkół i zauważyłem, że młodym ludziom brakuje motywacji. Chciałem im pokazać, że mimo iż nie mam ręki i nogi, to chce mi się działać, robić ciekawe rzeczy.
Masz dopiero 23 lata, studiujesz i prowadzisz fundację. Wzorowo, jak się okazało. Portal Dobroczynnosc.com, po drobiazgowym audycie przyznał fundacji „Poza Horyzonty” tytuł „Organizacji godnej zaufania”. Prowadzenie takiej instytucji to trudne zadanie?
– Jest to duże wyzwanie, mimo że na co dzień pracujemy w zespole trzyosobowym. Prawo nam nie pomaga, a ciągłe zmiany w nim utrudniają pracę. Przepisy coraz częściej działają na naszą niekorzyść, jakby państwo chciało nas zniechęcić do pomagania, do myślenia o drugim człowieku, do bycia dobrym. Nie jest łatwo sprostać wszystkim prawnym wymogom. Zdajemy sobie jednak sprawę, że dla organizacji pozarządowych najważniejszą rzeczą jest nieskazitelność. Nie mamy sobie nic do zarzucenia. Takie wyróżnienie to dla nas niesamowita satysfakcja, cieszę się, że nasza praca jest doceniana. Mimo trudności, z jakimi nieraz wiąże się prowadzenie fundacji, nie ma we mnie zwątpienia. Dzięki kontaktom z podopiecznymi, nawet gdy przyjdzie gorszy,
trudniejszy dzień, wiem, że warto to robić.
Masz jakieś podróżnicze plany na najbliższy czas?
– Na pewno fundacja zorganizuje kolejną integracyjną wyprawę dla podopiecznych. Zapewne będziemy wędrować gdzieś po Polsce, żeby promować nasze piękne polskie zakątki, często zupełnie nieodkryte. Prywatnie też mam kilka pomysłów, które chciałbym zrealizować. Podróż do Islandii i autostopem przez Amerykę Południową. Zobaczymy, co się uda zrealizować.
Jasiek Mela w 2002 r. jako 13-latek został porażony prądem, gdy schronił się przed deszczem w niezabezpieczonym budynku stacji transformatorowej. W wyniku wypadku stracił rękę i nogę. Mimo to dwa lata później razem z podróżnikiem Markiem Kamińskim zdobył oba bieguny Ziemi. W 2008 r. wszedł na szczyt Kilimandżaro, a w 2009 r. zdobył Elbrus. Już czwarty rok prowadzi założoną przez siebie fundację „Poza Horyzonty”. Wspiera osoby po amputacjach, zdobywając środki na protezy kończyn. Zachęca też niepełnosprawnych do tego, by nie rezygnowali z aktywności.