„Stało się to przez Pana, cudem jest w oczach naszych” (Ps 118, 23). Konsekwencją odzyskania przez Polskę w 1918 r. niepodległości była konieczność urządzania państwa od wewnątrz i ugruntowywania jego pozycji w świecie.
Polsko, cóżeś ty za Pani?
W orędziu ze stycznia 1917 r. prezydent USA Woodrow Wilson stwierdził, że „mężowie stanu wszędzie są zgodni, że powinna powstać zjednoczona, niezależna i autonomiczna Polska”. Rok później, również w orędziu, sprecyzował, że niepodległe państwo polskie powinno obejmować terytoria, na których mieszka ludność polska i mieć zapewniony wolny dostęp do morza. Szczęśliwie dla sprawy polskiej stanowisko prezydenta Wilsona podzielali przywódcy zwycięskiej koalicji: Anglii, Francji i Włoch. Dzień 11 listopada 1918 r., w którym zakończyła się I wojna światowa, a Polska powstała jako państwo uznane na arenie międzynarodowej, pozostaje symbolem niepodległości naszej ojczyzny.
Gdy na frontach wojny trwały jeszcze walki, powstawała armia polska. Jej zorganizowanie należało do najważniejszych zadań stojących przed władzami. 10 listopada 1918 r. do Warszawy przyjechał Józef Piłsudski, zwolniony przez Niemców z więzienia w Magdeburgu. Uznając jego zasługi w walce o niepodległą Polskę, stronnictwa polityczne zażądały od Rady Regencyjnej przekazania mu władzy. 11 listopada, mocą dekretu Rady, Piłsudski objął naczelne dowództwo nad siłami zbrojnymi, a trzy dni później władzę cywilną. 22 listopada 1918 r., jako Naczelny Wódz i Tymczasowy Naczelnik Państwa wydał dekret określający główne zasady ustroju państwa polskiego.
Jak iskier snop złoty
Jędrzej Moraczewski, premier pierwszego rządu niepodległej Rzeczypospolitej (mianowany na to stanowisko 17 listopada przez J. Piłsudskiego), wspominał: „Kto nie szalał z radości w tym czasie wraz z całym narodem, ten nie dozna w swym życiu największej radości. Cztery pokolenia czekały, piąte się doczekało. (…) Robotnik, urzędnik porzucał pracę, chłop rolę i leciał do miasta, na rynek, dowiedzieć się, przekonać się, zobaczyć wojsko polskie, polskie napisy, orły na urzędach.” (Powstanie II Rzeczypospolitej – wybór dokumentów 1866–1925, red. H. Janowska, T. Jędruszczak, Warszawa 1984).
Nikt nie wiedział, w jakich granicach będzie znajdować się Polska. Proces scalania jej ziem, konsolidacja struktur, dopiero się zaczynały. Dziedzictwo zaborów spowodowało, że w każdym rejonie państwa jego pierwsze niepodległe dni wyglądały inaczej. Dominowała euforia, radość. Mimo biedy, braku żywności, opału, lekarstw. Mimo nadal toczących się walk o utrwalenie suwerenności państwa, o jego kształt terytorialny i ustrojowy. Boje miały trwać do 1922 r.
Polska nam zadana
Trudności państwa, ciężkie troski obywateli, żałoba rodzin powodowały, że pierwszych rocznic odzyskania niepodległości nie świętowano radośnie, a tym bardziej hucznie. Modlono się do Boga podczas Mszy św. za ojczyznę i jej bohaterów, proszono o łaskę pokoju. Odbywały się akademie i capstrzyki. Skromne obchody służyły pokrzepieniu serc i umocnieniu wiary w niespożytą moc narodu.
A dziś? Ilu z nas modli się szczerze w intencji Polski w dniu narodowego święta 11 listopada, dziękując Bogu za dar niepodległości: wywalczonej, wypracowanej, wycierpianej i wymodlonej? Ilu z nas prosi: „Ojczyzną wolną pobłogosław, Panie”? Ilu z nas potrafi pracować – nie tylko dla zapłaty, lecz i z myślą o wspólnym dobru, myśląc o Polsce jak o matce?