Logo Przewdonik Katolicki

Rodzina ? antykryzysowa tarcza

Piotr Tomczyk
Fot.

Zapowiedzi ogólnoświatowego kryzysu gospodarczego pojawiają się już od ponad 200 lat. Autorem najsłynniejszej z nich był angielski ekonomista Thomas Robert Malthus. W 1798 roku ogłosił on, że w związku z szybkim przyrostem ludzkiej populacji, w ciągu niespełna 100 lat na świecie zabraknie żywności.

 

 

Zapowiedzi Malthusa nie sprawdziły się, ale słynny ekonomista do dziś znajduje licznych naśladowców. Autor książki The Population Bomb, amerykański biolog Paul R. Ehrlich, jeszcze w 1968 r. przewidywał, że w wyniku przeludnienia ogólnoświatowy głód spowoduje śmierć jednej piątej populacji do końca lat 70. ubiegłego wieku. Także i ta przepowiednia okazała się błędna. Wzrost produkcji żywności następował szybciej od wzrostu liczby ludności, a samo tempo wzrostu populacji spadło. W efekcie tych procesów ilość dostępnej żywności przypadającej na mieszkańca naszej planety jest aktualnie większa niż kiedykolwiek. Wydajność w rolnictwie wzrosła tak bardzo, że w wielu krajach płaci się rolnikom, aby ograniczali produkcję żywności. Ta sytuacja musiała wprawić w zdumienie wielu naukowców. Ziemia jest w stanie nas wyżywić!
 
Żywności nie brakuje
 
Mimo to organizacje międzynarodowe, na czele z Organizacją Narodów Zjednoczonych, ciągle próbują ratować świat przed „demograficzną bombą”. Straszak przeludnienia od lat stosowany jest przez demokratycznych władców jako usprawiedliwienie dla promocji „planowania rodziny”.
 
 – Jeśli będzie nas 9, 10 mld, to co wtedy zrobimy? Przeniesiemy się na Marsa, na Księżyc? Naprawdę będziemy mieli ogromne problemy. Dlatego planowanie rodziny jest kwestią kluczową – przekonywała przed rokiem, w czasie tzw. konferencji ludnościowej, Michelle Bachelet, podsekretarz stanu ds. kobiet w ONZ.

 

Agitatorzy zatrudniani przez międzynarodowe instytucje nie zauważają (?), że tempo światowego przyrostu naturalnego spada. Najbardziej na najgęściej zaludnionym kontynencie, czyli w Europie. Nietrudno znaleźć tu państwa, w których liczba ludności systematycznie maleje. A jeśli w coraz to nowych krajach więcej ludzi umiera, niż się rodzi, to strach przed brakiem przestrzeni życiowej na Ziemi wydaje się co najmniej nieuzasadniony. Podobnie jak promowanie przez ONZ – także jako recepty na walkę z ubóstwem – samego „planowania rodziny”. 
 
Jak w praktyce należy rozumieć to sformułowanie? Najpełniejszą odpowiedź można znaleźć w raportach ONZ. Treść tych dokumentów została jednoznacznie oceniona np. przez przedstawiciela Stolicy Apostolskiej przy agendach Narodów Zjednoczonych w Genewie – abp. Silvano Tomasiego.
 
„Jesteśmy przekonani, że aborcja, która niszczy istniejące ludzkie życie, nigdy nie jest metodą, którą można przyjąć w planowaniu rodziny. Dlatego uważamy, że całkowicie nie do przyjęcia jest lansowanie przez dyskutowany obecnie raport, a w sposób jeszcze wyraźniejszy przez ONZ-towską «Globalną Strategię na rzecz Zdrowia Kobiety i Dziecka» tzw. «bezpiecznej aborcji»” – stwierdził watykański dyplomata.
 
Rodzina najlepszą inwestycją
 
Pogląd, że większa gęstość zaludnienia oznacza niższy poziom życia mieszkańców „przeludnionego” kraju jest dla światowych przywódców jedynie usprawiedliwieniem dla walki z rodziną, jako jedną z głównych przyczyn „przeludnienia”. Tymczasem mieszkańcy zatłoczonej Holandii niechętnie emigrują do zapewniającej „życiową przestrzeń” azjatyckiej części Rosji... Niewypłacalność systemów emerytalnych na całym świecie także nie bierze się z „nadmiaru dzieci”. Przeciwnie, realne jest zagrożenie, że już w niedługim czasie, jedno dziecko w rodzinie będzie musiało utrzymywać dwójkę rodziców (nie licząc biurokratów pilnujących, by nie rodziło się zbyt wiele dzieci). Błędne, antyrodzinne założenia przyjęte przez „walczących z kryzysem gospodarczym” władców demokratycznego świata powodują, że ich działania… doprowadzają do nasilenia objawów kryzysu. Jak zauważył amerykański ekonomista, John Medaille, w efekcie antyrodzinnych rozwiązań prawnych, „prawdziwymi zwycięzcami są obecnie ci, którzy mają mało dzieci lub nie mają ich wcale, a polegają na dzieciach innych ludzi, płacących podatki, sami unikając kosztów i trudów związanych z wychowaniem potomstwa”.
 
Działania ingerujących w życie rodzinne urzędników państwowych wspierane są przez stereotypy upowszechniane w mediach. Podobno w czasie kryzysu „nie stać nas na posiadanie dzieci”. W gronie autorytetów medialnych mało kto zauważa, że silna i liczna rodzina to – także w sensie ekonomicznym – najlepsza inwestycja i najskuteczniejsza obrona przed dopiero nadchodzącym kryzysem.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki