Zapowiedzi Malthusa nie sprawdziły się, ale słynny ekonomista do dziś znajduje licznych naśladowców. Autor książki The Population Bomb, amerykański biolog Paul R. Ehrlich, jeszcze w 1968 r. przewidywał, że w wyniku przeludnienia ogólnoświatowy głód spowoduje śmierć jednej piątej populacji do końca lat 70. ubiegłego wieku. Także i ta przepowiednia okazała się błędna. Wzrost produkcji żywności następował szybciej od wzrostu liczby ludności, a samo tempo wzrostu populacji spadło. W efekcie tych procesów ilość dostępnej żywności przypadającej na mieszkańca naszej planety jest aktualnie większa niż kiedykolwiek. Wydajność w rolnictwie wzrosła tak bardzo, że w wielu krajach płaci się rolnikom, aby ograniczali produkcję żywności. Ta sytuacja musiała wprawić w zdumienie wielu naukowców. Ziemia jest w stanie nas wyżywić!
Żywności nie brakuje
Mimo to organizacje międzynarodowe, na czele z Organizacją Narodów Zjednoczonych, ciągle próbują ratować świat przed „demograficzną bombą”. Straszak przeludnienia od lat stosowany jest przez demokratycznych władców jako usprawiedliwienie dla promocji „planowania rodziny”.
– Jeśli będzie nas 9, 10 mld, to co wtedy zrobimy? Przeniesiemy się na Marsa, na Księżyc? Naprawdę będziemy mieli ogromne problemy. Dlatego planowanie rodziny jest kwestią kluczową – przekonywała przed rokiem, w czasie tzw. konferencji ludnościowej, Michelle Bachelet, podsekretarz stanu ds. kobiet w ONZ.
Agitatorzy zatrudniani przez międzynarodowe instytucje nie zauważają (?), że tempo światowego przyrostu naturalnego spada. Najbardziej na najgęściej zaludnionym kontynencie, czyli w Europie. Nietrudno znaleźć tu państwa, w których liczba ludności systematycznie maleje. A jeśli w coraz to nowych krajach więcej ludzi umiera, niż się rodzi, to strach przed brakiem przestrzeni życiowej na Ziemi wydaje się co najmniej nieuzasadniony. Podobnie jak promowanie przez ONZ – także jako recepty na walkę z ubóstwem – samego „planowania rodziny”.
Jak w praktyce należy rozumieć to sformułowanie? Najpełniejszą odpowiedź można znaleźć w raportach ONZ. Treść tych dokumentów została jednoznacznie oceniona np. przez przedstawiciela Stolicy Apostolskiej przy agendach Narodów Zjednoczonych w Genewie – abp. Silvano Tomasiego.
„Jesteśmy przekonani, że aborcja, która niszczy istniejące ludzkie życie, nigdy nie jest metodą, którą można przyjąć w planowaniu rodziny. Dlatego uważamy, że całkowicie nie do przyjęcia jest lansowanie przez dyskutowany obecnie raport, a w sposób jeszcze wyraźniejszy przez ONZ-towską «Globalną Strategię na rzecz Zdrowia Kobiety i Dziecka» tzw. «bezpiecznej aborcji»” – stwierdził watykański dyplomata.
Rodzina najlepszą inwestycją
Pogląd, że większa gęstość zaludnienia oznacza niższy poziom życia mieszkańców „przeludnionego” kraju jest dla światowych przywódców jedynie usprawiedliwieniem dla walki z rodziną, jako jedną z głównych przyczyn „przeludnienia”. Tymczasem mieszkańcy zatłoczonej Holandii niechętnie emigrują do zapewniającej „życiową przestrzeń” azjatyckiej części Rosji... Niewypłacalność systemów emerytalnych na całym świecie także nie bierze się z „nadmiaru dzieci”. Przeciwnie, realne jest zagrożenie, że już w niedługim czasie, jedno dziecko w rodzinie będzie musiało utrzymywać dwójkę rodziców (nie licząc biurokratów pilnujących, by nie rodziło się zbyt wiele dzieci). Błędne, antyrodzinne założenia przyjęte przez „walczących z kryzysem gospodarczym” władców demokratycznego świata powodują, że ich działania… doprowadzają do nasilenia objawów kryzysu. Jak zauważył amerykański ekonomista, John Medaille, w efekcie antyrodzinnych rozwiązań prawnych, „prawdziwymi zwycięzcami są obecnie ci, którzy mają mało dzieci lub nie mają ich wcale, a polegają na dzieciach innych ludzi, płacących podatki, sami unikając kosztów i trudów związanych z wychowaniem potomstwa”.
Działania ingerujących w życie rodzinne urzędników państwowych wspierane są przez stereotypy upowszechniane w mediach. Podobno w czasie kryzysu „nie stać nas na posiadanie dzieci”. W gronie autorytetów medialnych mało kto zauważa, że silna i liczna rodzina to – także w sensie ekonomicznym – najlepsza inwestycja i najskuteczniejsza obrona przed dopiero nadchodzącym kryzysem.