Logo Przewdonik Katolicki

Włoska wersja wielkiej bitwy

Agnieszka Niewińska
Fot.

Długo oczekiwana włosko-polska koprodukcjaBitwa pod Wiedniemto stracona okazja, by o tym wydarzeniu opowiedzieć widowni na świecie. Film rozczarowuje.W dodatku nie jest to kino historyczne, tylko przygodowa opowieśćz elementami fantasy, niezbyt trzymająca się historycznych faktów.

Długo oczekiwana włosko-polska koprodukcja Bitwa pod Wiedniem to stracona okazja, by o tym wydarzeniu opowiedzieć widowni na świecie. Film rozczarowuje.W dodatku nie jest to kino historyczne, tylko przygodowa opowieść z elementami fantasy, niezbyt trzymająca się historycznych faktów.

 

Za stworzenie filmowej opowieści o jednej z decydujących bitew świata wziął się włoski reżyser Renzo Martinelli. Fundusze na realizację przedsięwzięcia zbierał 10 lat. Udało się zgromadzić 50 mln zł. Film na polskie ekrany trafił 12 października. Sprzedano go do 50 krajów świata. Twórcy planują także pięcioodcinkowy serial telewizyjny. Czy Bitwa pod Wiedniem spodoba się widowni w Polsce i na świecie? Raczej podzieli los produkcji o innej wielkiej batalii – Bitwy Warszawskiej 1920 Jerzego Hoffmana, która nie zyskała uznania ani w oczach krytyków, ani widzów.

 

Epizod Jana III Sobieskiego

Zaskakujący w filmie Martinellego jest scenariusz. Choć obraz był przedstawiany jako opowieść o polskim zwycięstwie pod dowództwem króla Jana III Sobieskiego, to de facto rola polskiego króla jest raczej epizodyczna. Grany przez Jerzego Skolimowskiego Sobieski przez większą część filmu w ogóle się nie pojawia. A gdy już w krytycznej sytuacji dociera z odsieczą pod Wiedeń wygłasza zaledwie kilka kwestii. Nie widzimy, jak przybywa z polskim wojskiem do Austrii, jak przygotowuje się do bitwy, jak opracowuje strategię. Nagle pojawia się na naradzie dowódców wojsk sprzymierzonych przeciw Turkom, stwierdza, że wie, jak wygrać bitwę, po czym wciąga armaty na szczyt wzgórza Kahlenberg, roznosząc w pył wojska tureckie. I tyle go widzimy. Został sprowadzony do postaci nawet nie drugo-, a trzecioplanowej. Polski wątek jest dużo skromniejszy niż ten o Karze Mustafie, wezyrze dowodzącym turecką armią, wokół którego koncentruje się fabuła. Na pierwszym planie obok Mustafy mamy też inną postać historyczną, ciekawie zagraną przez F. Murraya Abrahama, laureata Oscara za rolę w Amadeuszu Miloša Formana. Abraham gra mnicha Marka z Aviano. W rzeczywistości jako legat papieski i misjonarz apostolski wziął aktywny udział w krucjacie przeciwko Turkom. Niestety jego postać jest w filmie okraszona zjawiskami fantastycznymi. Mamy więc gorejący miecz, amulet z wilczym kłem i dziadka mnicha zamieniającego się w animowanego wilka, który przez resztę filmu wyje, podpowiadając duchownemu, jak wyjść z trudnej sytuacji. Daje to, choć pewnie niezamierzony, to jednak dość komiczny efekt. Nie brakuje też innych elementów fantasy – komety przepowiadającej nadciągającą wojnę czy ślepego wróżbity, który objaśnia tureckiemu wezyrowi niepokojące go sny.  

 

Polscy statyści
W produkcjiMartinellego wzięło udział wielu polskich aktorów. Poza wspomnianym już Jerzym Skolimowskim w roli polskiego króla, na ekranie pojawił się Piotr Adamczyk grający cesarza Leopolda I czy Alicja Bachleda-Curuś jako księżna Eleonora Lotaryńska. W początkowych napisach widzimy jeszcze nazwisko Daniela Olbrychskiego czy Borysa Szyca, ale żeby dostrzec aktorów na ekranie, trzeba mocno wytężać wzrok. Szyc przemyka jak statysta. Olbrychski grający generała Marcina Kazimierza Kątskiego pojawia się raz za plecami króla Sobieskiego i przez ułamek sekundy przy odpalanych armatach. Nie wygłasza żadnej kwestii. – Jestem dumny, że wystąpiłem w tym filmie, chociaż tylko w nim „mignąłem” – mówił Olbrychski na konferencji prasowej po pierwszym publicznym pokazie filmu i zapewnił dziennikarzy, że w wersji serialowej będzie miał do wypowiedzenia jedną kwestię.

Jak słaba gra komputerowa
Internauci już w zwiastunie filmu zauważyli zgrzyty i nie omieszkali skrytykować twórców filmu. Galopująca polska husaria rozwija sztandar ze orłem w koronie. Takim, jaki dziś mamy w godle, a nie tym XVII-wiecznym. Producent tłumaczył się, że w filmie specjalnie umieszczono współczesne godło, gdyż zależało mu na rozsławieniu współczesnej Polski. Internauci skrytykowali też użycie w filmie pontyfikalnego krzyża Jana Pawła II, którym posługuje się zakonnik Marek z Aviano. Czemu miało to służyć? Nie wiadomo. Mętnie próbował takie zgrzyty wyjaśniać producent obrazu Alessandro Leone. – Ten film nie powinien być określany jako historyczny, lecz jako przygodowy, nakierowany na dużą oglądalność, na podstawie faktów historycznych – stwierdził.
Ale tym, co widz, który skusi się jednak na obejrzenie Bitwy pod Wiedniem, zapamięta najbardziej, będą katastrofalne efekty komputerowe. W filmie Martinellego nawet mało wprawne oko dozna wrażenia, że zamiast filmu na ekranie widzi kiepsko zrobiona grę komputerową. Kiczowate pejzaże, pola komputerowo spreparowanych słoneczników, które mijają zakonnicy, czy zabytki Istambułu robią koszmarne wrażenie. Nie mówiąc już o tym, jak nieporadne są efekty rozlewanej krwi podczas scen batalistycznych.   
Bitwa pod Wiedniem była wielkim zwycięstwem, film Martinellego okazał się niemałą  klęską.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki