Logo Przewdonik Katolicki

Dobro po prostu "jest"...

Dominik Górny
Fot.

Z Grażyną Barszczewską, aktorką teatralną, filmową i telewizyjną, rozmawia Dominik Górny

 

Podczas jednej z prezentacji „Verba Sacra” przedstawiła Pani fragmenty Modlitewnika Gertrudy. Które z jej modlitw są szczególnie bliskie Pani artystycznej i osobistej wrażliwości?

– Szczególnie bliskie rytmowi mojego serca wydają się te, które są prośbami o pobożność, szczęście i błogosławieństwo dla syna. A słowa te wypowiadam ze szczerości moich uczuć jako matki „jedynego” syna. Modlitwy Gertrudy o niezwykłej sile miłości Matki Bożej do Chrystusa są w pełni i po ludzku przekonujące. Wierzę, że moje prywatne modlitwy oraz intencje także będą wysłuchane.

Prostoduszność, lecz przecież nie naiwność próśb, które kilka wieków temu zanosiła do Stwórcy Gertruda, jest na wskroś współczesna. Dlatego skłonna jestem zawierzyć nadziei, którą przeniknięte są wspomniane teksty – nie tylko na gruncie ich sakralnego wymiaru, ale i sposobu właściwego odczytania codzienności, która choć dla większości z nas jest świecka, to przecież może być poświęcona Bogu. Taką niepisaną, i może dlatego najpiękniejszą, modlitwą, jest dla mnie wypełnianie daru macierzyństwa, troska o bliskich w myśl zaufania tej właśnie prawdzie, że w każdym człowieku jest obecny Bóg.  

 

Jak udaje się Pani z taką ufnością i „uczciwością duszy” wyjść na spotkanie z „Bogiem polifonicznym i bliskim człowiekowi”?  

– W życiu każdego z nas zdarzają się takie chwile, a może i tygodnie, miesiące czy nawet lata, które są wewnętrznym sprawdzianem tego, na ile jesteśmy w stanie przestać ufać jedynie sobie, a nade wszystko spróbować znaleźć oparcie w odnalezieniu klucza do pogłębienia swojej wiary. I tylko wtedy, kiedy uda nam się zapomnieć o swoim ego – i wcale nie mam tu na myśli wyrzeczenia się siebie – będziemy mogli dostrzec, że nie wszystko jest od nas zależne. Tym samym możemy pokłonić się przed czymś większym od siebie; dostrzec logiczny porządek świata, zrodzony – jakkolwiek chcielibyśmy nazwać Stwórcę – z Wielkiej Harmonii, Miłości, Nadziei. Piękno, które nam podarował Bóg, nie mogło zostać stworzone na marne; nie mogło powstać z pracy rąk człowieka, bo jest ono dla nas nie do ogarnięcia; ale właśnie dzięki temu godne tak wielkiej Miłości, Nadziei i Zachwytu…

 

Zatem to właśnie wiara uczy Panią optymizmu „bycia” z sobą i z innymi ludźmi?

– Gorsze, trudniejsze  momenty życia nie powinny nas wtrącić w głęboką, „czarną przepaść bez dna” – jak mówią o nicości niektórzy naukowcy. Dla mnie takie „dno” po prostu nie istnieje – zamiast niego staram się dostrzegać głębię, czy raczej głęboki sens wszelkich zdarzeń, które mnie spotykają. Pragnę wsłuchiwać się w to, co chce mi podpowiedzieć życie i napotkani ludzie, którzy jeśli nawet zjawiają się przypadkiem, to wydaje mi się, że koniecznym przypadkiem... I warto obdarzyć ich braterską miłością.

Nie chcę, żeby ktoś moje gesty postrzegał w nadzwyczajny sposób, bo traktuję je jako coś bardzo zwyczajnego. Wszyscy, bez wyjątku, jesteśmy bowiem „z tej samej gliny ulepieni” przez wspomnianą Wielkość, której do końca nie pojmujemy. Wobec Stwórcy jestem  pokorna i pogodzona z ułomnościami ludzkiej natury. Przecież nawet największe umysły, nie tylko naszych czasów, podczas intelektualnych poszukiwań natrafiają na znak zapytania, za którym kryje się Tajemnica. 

 

 

Dzieli się Pani wartościami, które wyznaje na scenie życia. A jakie „prawdy” są Pani szczególnie bliskie w tworzeniu swojego wizerunku jako aktorki – mam tu myśli szczególnie tradycje Pani macierzystego Teatru Polskiego.

– Nie miałam szczęścia grywać w przedstawieniach staropolskich, które reżyserował Kazimierz Dejmek. Jednak jestem pewna, że tworzone przez niego inscenizacje miały nie tylko znaczenie dla mojego teatru macierzystego, ale też dla dziedzictwa kulturowego teatrów w Polsce – zarówno dla samych artystów, jak i odbiorców sztuki. Dotykały fundamentalnych prawd ważnych w życiu społecznym i w sztuce. Nie powinniśmy zapominać o klasyce, bo to właśnie ona może nas nauczyć najwięcej i najpiękniej… Z drugiej strony nie jestem przeciwniczką klasyki uwspółcześnianej, pod warunkiem że potrafi w uzasadniony sposób ukazać przesłanie nie tylko naszego „wczoraj”, ale również „dzisiaj”, a niekiedy i „jutra”.

 

Czy, Pani zdaniem, są takie przedstawienia teatralne bądź sakralne teksty, które nie powinny być uwspółcześniane?

– Będę ostrożna w formułowaniu takich zakazów. Myślę, że np.: modlitwa „Ojcze nasz” może być wykonywana przez współczesnego wokalistę z towarzyszeniem nowoczesnych instrumentów i wywołać w nas wielkie emocje, pod warunkiem zachowania głównego przesłania tej modlitwy i... talentu artystów. Gorzej natomiast byłoby, gdyby artyści chcieli zaszokować jedynie formą nieadekwatną do treści. Podobnie jest z klasyką w teatrze.

 

„Czy to możliwe, że byliśmy kiedyś tacy młodzi? Nie. Byliśmy bardzo fotogeniczni”…

– To cytat z przedstawienia, które obecnie przygotowuję, i skoro zamieściłam go również przy galerii na swojej stronie internetowej, to jest pan już pewny, że nie brakuje mi poczucia humoru... Staram się, aby było ono uśmiechem mojej codzienności. Pragnę szczerze uśmiechać się do życia i napotkanych ludzi, albo nawet śmiać się z samej siebie, co przecież nie kłóci się z dobrymi manierami, których jestem wierną zwolenniczką. Uzyskaniu efektu wiarygodnego przekazu może służyć zarówno wygląd piękny, jak i charakterystyczny. Kiedyś moje zdjęcia były może piękniejsze i wyglądałam młodziej, ale ja się tym wcale nie przejmuję. Nie ubolewam, że się zmieniam. Wszystko w gruncie rzeczy może być sztuką…

 

…której drugim imieniem jest młodość, o czym można się przekonać, słuchając Pani gry na fortepianie.

– Z tego instrumentu można wydobyć wiele tematów „duszy”, jeśli tylko znajdzie się mistrz wyborny, ale ja jestem raczej czeladnikiem... No, ale skoro już pan nawiązał do moich muzycznych zamiłowań, nie ukrywam, że tego rodzaju umiejętności pomagają mi w zawodzie, przy spektaklu muzycznym, piosence.

W jednym z ostatnich przedstawień zagrałam na fortepianie kilka utworów Gershwina i Ellingtona, a także spory fragment Etiudy Rewolucyjnej Chopina, i jeden z recenzentów, myśląc, że utwory te były odtwarzane z nagrań i tylko przeze mnie „markowane”, napisał, że ja bardzo „ładnie gram, że gram na fortepianie”, a ja po prostu nie gram, że gram, tylko... gram! 

 

 

 

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki