Na ścieżce, pośród stepu, zdyszany człowiek próbuje zgubić lwa, który wypatrzył go z daleka. Udaje mu się skręcić w ukryty szlak, ale oto wyrasta przed nim groźny niedźwiedź. Znajduje jednak drogę ucieczki: nieco dalej zauważa chatkę. Bliski zapaści dobiega do niej, przekracza próg, rygluje drzwi i opiera się dłonią o ścianę, by uspokoić oddech, ale żmija, która wślizgnęła się na mur, kąsa go w rękę i następuje jego koniec.
Amos, porok pochodzący z wioski na stepie na południe od Betlejem, lubi ozdabiać swą księgę naturalistycznymi obrazami odzwierciedlającymi wydarzenia z życia chłopów i pasterzy. Robi z nich niezwykłe scenki przypominające scenariusz filmowy. Wystarcza mu 15 hebrajskich słów (z przyimkami włącznie), by w malowniczy sposób ukazać nieubłaganie tragiczne doświadczenie. Oczywiście, nasuwa się spontaniczne pytanie: jakie jest znaczenie przypowieści, zbudowanej na tym dramatycznym wydarzeniu?
Odpowiedź znajdziemy kilka wersów wcześniej, gdzie prorok wprowadza hebrajskie pojęcie Jom Jhwh, czyli dzień Pański, w tradycji chrześcijańskiej zwany Dies irae, dzień gniewu. Trzeba sprecyzować sens tego terminu: chodzi tu o wejście, najpierw dyskretne, ale na końcu jawne i wyraźne, Boga, sprawiedliwego Sędziego, w ludzką historię, niesprawiedliwą i gorszącą. Jest ono wyczekiwane przez skrzywdzonych, którzy, jak sugeruje Psalmista “wzdychają” do dnia, kiedy będą mogli zawołać: “Uczciwy ma nagrodę; doprawdy, jest Bóg, co sądzi na ziemi” (Ps 58, 12).
Na ostatnich stronach swej księgi (rozdz. 7–9) Amos zamieści pięć “wizji” – które również są swoistymi scenariuszami – zawierających opisy tych surowych wtargnięć Boga w historię. Oto mamy więc szarańczę spadającą na zieleniące się pole i pustoszące je; oto znów suszę wyjaławiającą ziemię; następnie konstruktora, który za pomocą ołowianego pionu mierzy krzywą ścianę i decyduje o zburzeniu jej; później widzimy kosz dojrzałych owoców, znak, że lato się kończy i zima stoi u progu; wreszcie klęskę wojskową z jej pochodem zniszczenia i śmierci.
Tak, głos proroków nie odzywa się, by koić, ale by niepokoić ociężałe i powierzchowne sumienia, jest rykiem trąby wstrząsającym przyzwyczajeniami i moralną obojętnością. Niemiecka poetka żydowska, Nelly Sachs (1891–1970), pisała w pięknej balladzie im właśnie poświęconej: “Gdyby prorocy wdzierali się przez drzwi nocy, rozdrapując rany na polach przyzwyczajeń, gdyby prorocy wdzierali się przez drzwi nocy, szukając ucha na ojczyznę, ludzkiego zamkniętego ucha, czy umiałbyś słuchać?”