Logo Przewdonik Katolicki

Caritas przy drożdżówce

Monika Białkowska
Fot.

Miejsce akcji: Mogilno. Miasteczko nieopodal Gniezna. Nie tyle samo Mogilno, co jego serce i korzenie: pobenedyktyński klasztor. Od połowy XI do końca XIX wieku życie tętniło tu dzięki mnichom. Dziś tętni dzięki nim.

 
One powiedziałyby, że nie tylko, i pewnie miałyby rację – ale nie o innych ten tekst, a o nich. Więc niech będzie: dziś tętni dzięki nim.
Czas akcji: nieustannie. Z małymi tylko przerwami na sen i pracę zawodową.
Bohaterowie akcji: i tu mam problem… Jednak w gnieźnieńskiej centrali Caritas nie mieli wątpliwości: jedź do pani Irenki. Ale pani Irena już w telefonicznej rozmowie zastrzega, że rozmawiać będzie tylko bez nazwisk. Bo ona nie pracuje sama. Bo ta praca nie jest dla zaszczytów. Z dziennikarskiego punktu widzenia – katastrofa! Ale skoro mówią, że tam naprawdę warto, to spróbujmy mimo wszystko. Bohaterki akcji to zatem siedem pań – chwilowo reprezentowanych przez panią Irenę i panią Małgosię. To z nimi spotykam się w piwnicy pobenedyktyńskiego klasztoru, żeby rozmawiać o tym, co robią nieustannie: z przerwami na sen i czasem pracę zawodową.
 
Gdzie kucharek siedem
Stare przysłowie mówi, że gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść. Logika wskazywałaby, że im więcej, tym gorzej. Tymczasem one dzielnie – całą siódemką! – wkraczają do kuchni i nic z dymem nie idzie. Potrafią nakarmić całą parafię albo wielką grupę młodzieży, która do klasztoru zjedzie na rekolekcje. Czy ktoś w XXI wieku robi jeszcze przetwory? One robią. Razem, w klasztornej kuchni. Na przykład – 150 słoików ogórków kwaszonych. Przecież na pewno komuś się przydadzą! Jak nie przetwory, to marcińskie rogale. Albo pierniki na Boże Narodzenie. Albo drożdżowy placek.
(Placek drożdżowy czułam, zanim weszłam do klasztoru. Okazało się, że pieczony z przepisu pani Małgosi robi furorę. Jestem świadkiem – to furora zasłużona. Dane było mi nie tylko uwiecznić go na fotografii, ale i spróbować. A pani Małgosia zgodziła się podzielić nim z Czytelnikami. Panie z Caritas wykorzystują każdą okazję do tego, żeby dać coś innym. Skoro nie mogą pomóc ludziom, do których nigdy nie dotrą – to dadzą przepis na najlepszą drożdżówkę na świecie. Smacznego!)
 
Dziwna gra bez komputera
Klasztorna kuchnia jest ważnym polem działania, ale przecież inteligentnych i żywiołowych kobiet, które aż roznosi energia, nie da się zamknąć w kuchni. Wymyśliły zajęcia tenisa stołowego i klub szachowy – właśnie szukają kogoś, kto dobrze zna zasady i mógłby uczyć młodzież, jak się gra w tę grę z prawdziwym przeciwnikiem, bez komputera. Zorganizowały wirtualny punkt wymiany dóbr wszelakich. Wirtualny, bo nie ma na niego miejsca, ale jedni dzwonią, że potrzebują, a inni, że mają do oddania, i tak nowych właścicieli znajdują wózki dla dzieci i pralki, łóżeczka i odzież.
 
Nie wiadomo skąd
Ludzie pomagają chętnie, ale głównie wtedy, gdy są stałe akcje. Brakuje takich, którzy chcieliby pomagać stale, jak księża ze starych roczników, którzy mówili, że to ich obowiązek, jak miejscowy „Dziadek” – ks. Edmund Radomski, który umarł w czerwcu ubiegłego roku.
Brak pieniędzy bywa hamulcem. Ale dla nich nie ma hamulców. Sześćdziesiąt tornistrów dla dzieci? Żaden problem. Trzeba tylko sprzedać bukieciki na Matkę Bożą Zielną. Wcześniej chodziły po polach i zbierały zioła, a potem siedziały w zasypanej zielskiem piwnicy i wiązały. Zresztą miały wprawę, wcześniej w ten sam sposób powstawały wianuszki na Boże Ciało. Rogale, pierniki, sianko wigilijne – każdy sposób jest dobry, jeśli jest skuteczny. Kiedy rozmawiamy w pierwszych dniach grudnia, cieszą się, że mają już 616 zł na bożonarodzeniowe paczki. A ja myślę, że za te 600 zł zrobią wielkie paczki na przynajmniej sto rodzin i same nie będą wiedziały, skąd to wszystko się wzięło. Jak zwykle.
 
Czerwony Kapturek na rowerze
Co zarobione, trzeba wydać. Na przykład na rajdy rowerowe dla dzieci. Z dodatkową atrakcją – któraś z pań przebiera się za Czerwonego Kapturka albo księżniczkę i na postoju wita dzieci – oczywiście drożdżowym plackiem. Pieniądze potrzebne są też na wyjazdy dla osób starszych: tych, którym doskwiera samotność, którym chce się poznawać rzeczy nowe, ale nie mają już fizycznych możliwości. Panie z Caritas załatwiają autokar, biorą placek drożdżowy i termos z kawą – i w drogę. Licheń, Ciechocinek, Rogalin, Kórnik, teatr w Gnieźnie – krótkie wyjazdy, takie na jeden dzień, żeby za bardzo nikogo nie zmęczyć ponad siły. Najstarsza pani w grupie ma osiemdziesiąt pięć lat, kiedy więc ktoś pyta, czy jest potrzeba takich wyjazdów, uśmiechają się. Wiedzą, że jest.
 
Świat nieidealny, naprawialny
Nie wszystko im się udaje. Kiedyś pomagały jak mogły pewnej kobiecie – nie tylko żywnością z magazynów Caritas, ale i kupowanymi za własne pieniądze pampersami dla trójki małych dzieci. Przywoziły na rowerze jedzenie i mleko, nawet armaturę do łazienki, robiły wszystko, co było w ich mocy. Nie udało się – dzieci odebrano matce. Serce je boli do dziś na tamto wspomnienie. Ale świat nie jest idealny, można tylko robić tyle, ile jest w ludzkiej mocy.
Wcześniej żyły w innym świecie. W tamtym bieda była teoretyczna i oznaczała co najwyżej finansową ostrożność w ostatnim tygodniu przed wypłatą. Teraz widzą, że obok jest drugi świat: świat ludzi bez pracy, ludzi bez nadziei i bez sił na to, żeby planować przyszłość. Uczą się tego świata, żeby móc pomóc, komu tylko się da. I cieszą się, że coraz więcej ludzi mówi im „dzień dobry” na ulicy, że przychodzą nie tylko po pomoc, ale i zwyczajnie porozmawiać.
 
Na cuda trzeba poczekać dwa dni
Marzenia i plany? Mogą wyliczać długo. Dom samotnej matki. Dom dziennego pobytu. Wolontariat. Jakaś duża firma w pobliżu, żeby miejscowi mieli pracę. I punkt aktywizacji zawodowej. I teatr, który łączyłby pokoleniowo dziadków z wnukami. Klub globtrotera. Od słowa do słowa dochodzimy i do jakiegoś towarzystwa historycznego, bo w takim mieście mówienia o przeszłości wciąż mało. Przyklaskuję temu z radością i sama rzucam kilka pomysłów – w końcu jestem tam nie tylko jako dziennikarka, ale i jako mogilnianka z serca i wyboru.
Dwa dni później odbieram telefon: – Pani Moniko, jeśli nadal jest pani chętna, możemy ruszać z tym towarzystwem. Wszystko jest załatwione.
Cóż… Jeśli kiedyś będę chciała podbijać świat, z tym też zgłoszę się do nich.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki