Logo Przewdonik Katolicki

Koniec żartów: idą reformy?

Michał Bondyra
Fot.

Szykują się reformy. Wymuszone przez stan finansów państwa, kryzys i demografię, ale dobre i to. Szkoda tylko, że dowiadujemy się o nich po wyborach. Tak czy siak gospodarcze konkrety w exposé przyćmiły obyczajowy populizm.

 
Takiego nagromadzenia konkretnych rozwiązań nie miało chyba jeszcze żadne exposé szefa rządu po 1989 r. Mało tego, w końcu Donald Tusk nie bał się mówić o sprawach trudnych. Szkoda, że nie uczynił tego przed wyborami. Jasno też trzeba powiedzieć, że nie zrobiłby tego, gdyby nie szalejący po Europie kryzys, problemy demograficzne i dramatycznie rosnący deficyt budżetowy oraz publiczny dług.
O sprawach bolesnych premier mówił krótko, ale spójnie. Rysował historię, która mimo niepopularnych rozwiązań (podniesienie wieku emerytalnego, kasacja ulg dla grup uprzywilejowanych) jawi się jako opowieść z happy endem (emerytury później, ale większe, spadek deficytu i obniżenie długu publicznego). Tylko w sferze światopoglądowej znów stanął w rozkroku niczym żaba z dowcipu, która nie wie czy wybrać mądrość (tradycje chrześcijańskie) czy głupotę, ale w połączeniu z urodą (liberalizm bez Boga).
 
Ambitny plan z asekuracją
Atutem przemówienia były retoryczne formuły i działające na wyobraźnię porównania, no i przede wszystkim liczby. Od tych pierwszych zresztą zaczął, „pochylając głowę przed wysiłkiem milionów Polaków, których praca, cierpliwość, odpowiedzialność pozwoliły nam wszystkim przez tę turbulencję przejść”. Trudno się z tym nie zgodzić, bo przecież brak kryzysu w naszym kraju to przede wszystkim zasługa nie państwa, rządu, a właśnie każdego z nas. Zatem dane statystyczne, które w dalszej kolejności przytoczył premier (skumulowane PKB Polski z ostatnich 4 lat na poziomie 15,4 proc. przy średniej unijnej na poziomie –0,4 proc.) zaistniały faktycznie, używając jego słów, „dzięki wysiłkowi Polaków”.
Dobry wskaźnik PKB nie może jednak przyćmić sporego deficytu budżetowego, który według prognoz Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) na koniec tego roku ma wynieść 5,5 proc. PKB. Publiczne zadłużenie Polski może na koniec roku przekroczyć próg ostrożnościowy, czyli 55 proc. PKB. Ten ostatni w ciągu 4 lat podniósł się zresztą o 270 mld zł, bo rząd zamiast reform wybrał zadłużanie naszego kraju. Teraz ma być inaczej. Deficyt w relacji do PKB ma spaść na koniec 2012 r. do ok. 3 proc. a dług do 52 proc.– To jest plan trudny, ale realistyczny – przekonywał premier, choć asekurował się tym, że „w budżecie na rok 2012 kilka danych, podobnie jak na świecie, będzie dalece niepewnych”. Niepewne będą też z pewnością koszty społeczne tych działań, które poniesie każdy z nas.
 
Na emeryturę później, ale „opłaca się” mieć dzieci
Każdy z nas według zapowiedzi premiera będzie bowiem pracował dłużej. To przez wzgląd na dramatycznie słabe dane demograficzne – wtórują premierowi ekonomiści. W naszym kraju żyje się długo (mężczyźni średnio 71 lat, kobiety – 80 lat), do tego rodzi się mało dzieci (współczynnik dzietności wynosi zaledwie ok. 1,4 dziecka przypadającego na matkę, przy czym zastępowalność prostą pokoleń zapewnia wskaźnik na poziomie 2,1–2,15 dziecka na matkę). W takich warunkach, do tego przy kulawym systemie emerytalnym, konieczność wydłużenia czasu pracy i zrównanie go na poziomie 67 lat dla kobiet w roku 2040 i dla mężczyzn dwadzieścia lat wcześniej będzie z pewnością bardzo bolesne, ale też niestety racjonalne.
Premier Tusk i te wiadomość potrafił opakować w atrakcyjne pudełko: kobieta 50-letnia pracować będzie 3 lata dłużej, ale emeryturę będzie miała przez to o 20 proc. wyższą niż obecnie, a 39-letnia, pracując dłużej o siedem lat, dostanie emeryturę aż o 80 proc większą od obecnej. Premier zapowiedział, że rewaloryzacja emerytur i rent choć pozostanie na dotychczasowym poziomie, to przez „jakiś czas” będzie miała charakter kwotowy a nie procentowy, a wszystko z uwagi na bezpieczeństwo, szczególnie ludzi niezamożnych.
Demografię z kolei ratować ma zmiana w zakresie ulg. – Chcemy podwyższyć o 50 proc. ulgę prorodzinną na każde trzecie i kolejne dziecko – mówił prezes rady ministrów. Zapowiedział przy tym, że bez zmian pozostanie ulga na pierwsze i drugie dziecko. – W rodzinach, w których dochód przekracza 85 tys. zł rocznie, ta ulga będzie przysługiwać w sytuacji, kiedy będzie co najmniej dwójka dzieci – wyjaśnił, dodając, że ta sama zasada dotyczy becikowego: „Utrzymujemy becikowe, ale będzie dotyczyło rodziny, której dochody nie przekraczają 85 tys. zł. rocznie”.
Dziś ulga prorodzinna to kwota 1112,04 zł na dziecko rocznie, a becikowe to jednorazowy zastrzyk gotówki w wysokości 1000 zł. Kropla w morzu potrzeb, ale chyba dobry krok, by choć w niewielkim stopniu promować rodziny wielodzietne.
 
Nie będzie „świętych krów”
Szef rządu swoim wystąpieniem nie zyskał z pewnością w oczach rolników, górników, mundurowych czy pracodawców. „Nie będzie świętych krów” – tak zapowiedział rolnikom zmiany w ich systemie emerytalnym. Według założeń państwo nadal będzie opłacać składkę za rolników o najniższych dochodach (właścicieli gospodarstw do 6 ha). – Rolnicy na gospodarstwach od 6 do 15 ha będą płacili połowę składki osób prowadzących działalność gospodarczą poza rolnictwem, a właściciele powyżej 15 ha – całą składkę – wyjaśniał. Premier ocenił, że reforma KRUS pozwoli m.in. na redukcję podatku rolnego.
Od 2013 r. Donald Tusk chce wprowadzić rachunkowość, a następnie opodatkować rolników na ogólnych zasadach. – Nowe zasady, które zaczniemy wprowadzać od 2013 r. to nie jest retorsja. To jest wprowadzanie polskich rolników i polskiej wsi w powszechne systemy – tłumaczył premier. Ciekawe, czy podobnie myślą sami zainteresowani i koalicyjny PSL.
W górnictwie przywileje mają zachować tylko ci, którzy pracują przy wydobyciu. Mundurowi, którzy wstąpią do służby w 2012 r., na emeryturę będą mogli przejść w wieku 55 lat lub przepracowując 25 lat. Rekompensatą za utratę wcześniejszych emerytur tych ostatnich (mundurowi mogli na nie przejść po 15 latach pracy, często w wieku 35–40 lat) ma być podwyżka pensji o 300 zł dla każdego policjanta i żołnierza od lipca 2012 r. i podobna pod koniec kadencji (2015 r.). Pracodawcy, szczególnie mali i działający w regionach słabiej rozwiniętych, po zapowiedzi wzrostu składki rentowej o 2 proc po ich stronie (do 6,5 proc.) mogą mieć problemy z utrzymaniem zatrudnienia. Krok ten może też zwiększyć szarą strefę. Premier Tusk zapewnił jednak, że „ta zmiana pozwoli na ograniczenie deficytu FUS mniej więcej o 13 mld zł rocznie”. Dziś zadłużenie Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (FUS) sięga 20 mld zł.
 
Odchudzanie przez pączkowanie?
Spode łba po piątkowym exposé muszą też na premiera Tuska patrzeć pracownicy administracji i… internauci. W tym pierwszym przypadku szef rządu zapowiedział odchudzanie. – Ministrowie będą musieli precyzyjnie planować i zdawać mi raporty – zapowiedział. Śpiewkę o diecie w administracji publicznej jednak słyszeliśmy już przed czterema laty. Od tamtego czasu, jak wyliczył GUS, administracja rządowa i samorządowa roztyła się o 70 tys. dusz. Liczba niezadowolonych w przypadku internautów jest znacznie większa. Zabranie im ulgi na internet ma przynieść ponad 1,5 mld zł w cztery lata. Czy gra jest warta świeczki?
Zapowiadane skrócenie o 1/3 czasu postępowań w sądach czy czasu udzielania pozwoleń na budowę do odpowiednio 100 dni dla wielkich inwestycji i 60 dni dla małych to miłe dla ucha deklaracje. Tylko czy znów na nich się nie skończy?
 
Panu Bogu świeczkę, diabłu ogarek
Tyle z konkretów dotyczących finansów państwa. Oczekiwanych i oby dla kondycji gospodarczej kraju spełnionych. O ile jednak w sferze ekonomicznej populistycznych haseł było niewiele, bądź wcale, o tyle w polityczno-obyczajowej nastąpił ich wysyp.
Premier euroentuzjasta gromił tych, którzy Unii nie kochają miłością dozgonną: „Czy być w Europie, czy na jej peryferiach? To dylemat politycznych analfabetów”.
Później premier ojciec, zatroskany wizjoner, przekonywał, że „polityczne centrum, jakie budujemy wspólnie, może także ochronić Polskę przed radykalizmami z prawej i z lewej strony, radykalizmami, które ujawniły się w tak przykry dla Polaków sposób 11 listopada na ulicach Warszawy”.
Był też premier konserwatysta, chrześcijanin: „Naprawdę nowocześni będziemy wtedy, kiedy będziemy wspólnie umieli poszanować to, co jest naszym fundamentem: czy to jest krzyż, czy to jest pamięć po Janie Pawle II, czy to jest nasza biało-czerwona flaga”.
Nie mogło zabraknąć także premiera postępowca, który nawoływał, by nie używać krzyża do chrystianizacji i by duchowni uczestniczyli w powszechnym systemie emerytalnym (choć już w nim są) nawet za cenę zmian w konkordacie (choć tak błahe sprawy takich zmian nie wymagają).
Jednym słowem, w kwestiach obyczajowych Tusk się nie zmienił, nadal wyznaje zasadę: „Panu Bogu świeczkę, diabłu ogarek”.
 
 

Najważniejsze zapowiedzi w exposé:
 
– podwyższenie wieku emerytalnego do 67. roku życia
– odchodzenie od KRUS
– ograniczenie przywilejów emerytalnych dla „mundurówek” i górników
– podwyżka kosztów pracy
– ograniczenie ulg na dzieci i becikowego dla najbogatszych i zwiększenie ich na trzecie i kolejne dziecko
 
 
 
Konkordat do zmian?
„Potrzebna jest dyskusja nad emerytalnym zabezpieczeniem duchownych. Uznajemy, że tak jak w przypadku Komisji Majątkowej, która przestała funkcjonować, ustały przesłanki, właśnie dlatego, że majątek, o którym mówiono przed laty, wrócił do Kościołów, ustały przesłanki dla tego dzisiejszego rozwiązania i duchowni powinni uczestniczyć w powszechnym systemie ubezpieczeń społecznych. (…) Gdyby się okazało, że wymagać to będzie zmian w konkordacie, jesteśmy na to gotowi” – mówił premier Tusk w swoim exposé.
Z tym stwierdzeniem szefa rządu nie zgadza się ekspert Episkopatu Polski ks. prof. Dariusz Walencik, który na łamach KAI wytyka premierowi poważne błędy merytoryczne. Ks. profesor przypomina, że duchowni w Polsce od 1989 r. są włączeni do powszechnego systemu ubezpieczeń emerytalnych. – Jeśli jednak premier, mówiąc o ubezpieczeniach, miał na myśli likwidację Funduszu Kościelnego, to strona kościelna jest gotowa do rozmów na ten temat – deklaruje ks. prof. Walencik.
Fundusz Kościelny powstał 61 lat temu i, jak zapewnia z kolei abp Stanisław Budzik, przewodniczący Kościelnej Komisji Konkordatowej, stronie kościelnej zależy na jego przekształceniu. Na mocy tego archaicznego w swych zapisach dokumentu za dobra przejęte w sposób uznaniowy od Kościoła państwo przekazuje środki na konkretne cele. W 2011 r. była to kwota niecałych 90 mln zł, choć jak podkreśla ks. Walencik jest ona niedoszacowana i powinna oscylować w granicach 200 mln zł rocznie. Ekspert Episkopatu zwraca też uwagę, że wbrew słowom szefa rządu poprzez działalność Komisji Majątkowej zwrócono tylko 65 tys. z blisko 100 tys. ha należących do kościelnych osób prawnych. Do tego roszczenia te dotyczyły wyłącznie majątku, który został zabrany z pogwałceniem PRL-owskiego prawa. Ekspert w rozmowie z KAI zapewnił też, że wbrew sugestiom premiera, nie trzeba renegocjować konkordatu, ale wystarczy go wypełnić na drodze współpracy komisji konkordatowych: państwowej i kościelnej.
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki