Łatwiej pisać o księdzu, który żyje czy o takim, który już umarł?
– Kiedy patrzymy na życie, które się już zakończyło, widzimy je z pewnej perspektywy. Myślę, że przechodzi nam chęć pisania na wyrost lub podlizywania się. Natomiast pisanie książek jubileuszowych typu Festschrift jest tworzeniem czegoś z pogranicza panegiryku.
Co Księdza motywowało do wydania publikacji o zmarłym koledze rocznikowym?
– Po śmierci ks. Jacka otrzymywałem od różnych ludzi wspomnienia o nim samym i o roli, jaką spełnił w ich życiu. Uświadomiłem sobie, że teraz te osoby stały się niejako listem od Boga dla innych. Dzięki nadsyłanym relacjom zacząłem patrzeć na mojego przyjaciela jeszcze głębiej. Dostrzegłem w koledze księdza i tę wyjątkowość kapłaństwa, które pozostawia tak mocne ślady w drugim człowieku. Bo najtrudniej chyba nam, księżom, dostrzec w księdzu koledze tę Bożą wyjątkowość. Poza tym, kiedy prezentowałem zebrany materiał, widziałem, jak po policzkach słuchaczy płynęły łzy. Dla mnie osobiście też było to wielkie przeżycie. Czułem, że redagując tę książkę, spłacam zaciągnięty dług.
Dlaczego Ksiądz uważa, że taki kapłan jak ks. Jacek i tysiące jemu podobnych to nigdy nie są postaci anonimowe?
- W dzisiejszych czasach możemy nabrać przekonania, że aby być kimś znanym i ważnym, trzeba być osobą medialną. Ks. Jacek nie był obecny w mediach ale jako kapłan zapisał się w ludzkich sercach. Parę dni temu pewna świecka osoba powiedziała mi: „To nie ks. Rapacz jest głównym bohaterem tej książki, lecz Bóg, który najpierw daje powołanie, a potem je pielęgnuje”. My, księża, musimy sobie często uświadamiać, że nasze nawet najzwyczajniejsze spotkania z ludźmi mają wielką wagę w oczach Bożych. Praca na tzw. froncie duszpasterskim, choć nie nagłaśniana, jest bardzo istotna. Patrząc z drugiej strony, ktoś może być wielce zaangażowany w tzw. imprezy oficjalne, a nie mieć czasu dla konkretnego człowieka. Ks. Jacek dostrzegał potrzebujących. Np. płacił z własnej pensji za obiady uczniom, których nie było na to stać.
Czy Księdza przyjaciel dzielił się z Księdzem doświadczeniem Boga?
– Szczerze mówiąc, nie rozmawialiśmy wprost o naszych relacjach z Bogiem. Jako mężczyźni nie wywnętrzaliśmy się przed sobą. I tak lepiej coś zobaczyć niż o tym opowiadać. Dlatego bardzo mi zależało, aby również w książce nie było patosu. Miała powstać historia prawdziwego człowieka a nie bohatera.
Jaka była redakcyjna koncepcja książki w odniesieniu do jej adresatów?
– Ogólny zamiar był jasny: na kanwie życia jednego konkretnego kapłana pokazać działanie Boże. Czytelnik świecki może zauważyć, że w dzisiejszych czasach, kiedy księża są niejako stawiani w stan podejrzenia, istnieją środowiska, w których nawiązują się pomiędzy duchownymi a świeckimi wspaniałe relacje. Klerycy lub choćby „zaniepokojeni” powołaniem mogą odkryć, że Bóg wybiera zwyczajnego człowieka i przez niego przeprowadza swoje zamiary. Natomiast dla księży książka jest zachętą, by nie bali się wchodzić w relacje ze świeckimi. My musimy pamiętać, że jesteśmy ludźmi z „nadwyżką sensu”, czyli że jesteśmy kimś więcej niźli o sobie myślimy. Pozostawiamy po sobie ślady, które z reguły będzie dopiero widać po naszej śmierci. My po prostu nie przemijamy. Ślady w innym człowieku pozostają i procentują w przyszłości.
A zatem jest to książka na czas antyklerykalizmu…
– Świadkowie życia ks. Jacka stali się ludźmi uodpornionymi na antyklerykalizm, bo spotkali w jego osobie kapitalnego, zwyczajnego, dostępnego kapłana. Cóż to bowiem jest antyklerykalizm? Próba zrobienia z kogoś obcego i nieprzyjaznego. Najbardziej na tę manipulację są podatni ludzie bezrefleksyjni. Tymczasem antyklerykalizm nikomu nie służy. Tylko tworzenie sieci dobrych relacji jest twórcze. Ks. Jacek to potrafił.
Uroczysta promocja książki odbyła się w Radziechowach 11 września br. przy udziale ok. 200 osób. Po Mszy św. miało miejsce spotkanie w Domu Ludowym i projekcja filmu Bolesława Słomińskiego Ksiądz Jacek – sceny z życia