W swoich konferencjach i kazaniach zachęca Ksiądz ludzi do przemiany, całkowitego poświęcenia się Bogu, poddania się jego woli i zaufania Mu. Jak to zrobić?
– To jest decyzja woli. Mamy w swoim życiu taką sferę, którą nazywamy wolitywną, czyli podejmowanie decyzji. I właśnie o to podjęcie decyzji chodzi. Trzeba sobie powiedzieć, że od tej chwili przestaję kombinować i ufam Panu Bogu. Pozwalam, żeby nie był wyłącznie takim przyjacielem, który mi tylko radzi, ale słucham Go – podejmuję decyzję, by stał się punktem odniesienia, przewodnikiem na drodze mojego życia.
Możemy to porównać do prowadzenia auta. Jak się zgubię na trasie, to też szukam pomocy, by odnaleźć drogę. I wtedy właśnie zatrzymuję się, wysiadam z samochodu i proszę Jezusa, by zajął moje miejsce. Sadzam Go więc za kierownicą, a sam siadam na tylnym siedzeniu i mówię: „Teraz Ty mnie prowadź, bo Ty wiesz, dokąd jechać i jak jechać”.
Zawsze jest jednak pokusa, by iść na skróty, zejść z tej drogi. Często tak jest łatwiej, nieraz do tego zachęca środowisko, w którym przebywamy, trendy, które podpowiadają, jak mamy żyć…
– Jezus jest Tym, który nas dobrze prowadzi. Natomiast gdy idę na skróty, pomimo że mam czasem takie przeczucie, nigdy nie wiem, czy ta droga dokądś mnie zaprowadzi. Trzeba więc sobie odpowiedzieć na pytanie, czy jestem gotów zaufać Jezusowi – Temu, który zna drogę.
Nasz problem najczęściej polega na tym, że próbujemy przejść przez życie bez przewodnika. A tak się po prostu nie da.
Aby dać się prowadzić Jezusowi, musimy najpierw zastanowić się, kim On dla nas jest? Jak znaleźć odpowiedź na to pytanie?
– Przede wszystkim poznajemy kogoś przez dialog, przez spotkanie z nim. Naturalnym jest, że jeżeli nie widuję danej osoby, nie rozmawiam z nią, nie siedzę obok niej, to nic o tym kimś nie wiem. Nie wystarczy przeczytać czyjś życiorys na Wikipedii. W chrześcijaństwie chodzi o spotkanie twarzą w twarz. Dokładnie o to samo chodzi w modlitwie, rozumianej nie jako odmówienie jakiejś ściśle określonej liczby formułek religijnych, ale w taki sposób, jak mowa o tym w 33. rozdz. Księgi Wyjścia: „A Pan rozmawiał z Mojżeszem twarzą w twarz jak się rozmawia z przyjacielem”.
Do takiego spotkania stajemy sauté, czyli tacy, jacy jesteśmy, bez żadnych masek, tytułów naukowych, znajomości i stażu kościelnego. Potem zaczynamy dialog, którego podstawą jest słowo Boże, czyli swoista instrukcja obsługi człowieka. Każdy producent tworzy instrukcję obsługi swego dzieła. Ten, który nas stworzył, dał też nam instrukcję. Ona pokazuje nam wiele rzeczywistości, ale ma znaczenie dopiero w codziennym użyciu. W teorii jest zawieszona w próżni – to tak, jakby czytać instrukcję obsługi, nie mając danego urządzenia. Dopiero więc w życiu – kiedy mam jakiś problem, wątpliwość czy pytanie – sięgam do niej i znajduję rozwiązanie. Idąc krok po kroku, zaczyna mi się wszystko rozjaśniać i zaczynam się uczyć tego właściwego użycia. Nie chodzi tu o jakąś teorię o Jezusie, tylko o praktykę, o codzienną, żywą relację z Nim. To jest ten sam Chrystus, ale widziany pod innym kątem, w kontekście konkretnego życia i określonej historii.
Każdy z nas jest jednak inny, a instrukcja tylko jedna. Czy można więc powiedzieć, że Bóg jest „uniwersalny”?
– Bóg jest żywy. Co dnia ma nową propozycję dla nas. Co chwilę następuje swoista aktualizacja danych. Bóg, można by powiedzieć, jest on-line, między Nim a nami nieustannie trwa transmisja danych. W rzeczywistości, w jakiej żyjemy, największym problemem jest to, że odzwyczajamy się od relacji osobistych, bo internet nam je świetnie zastępuje. Łatwiej jest porozmawiać za pomocą komputera, trudniej natomiast podjąć trud i wybrać się do drugiej osoby. Dla relacji z Bogiem trzeba podjąć trud wiary. Zmobilizować się i wyjść Mu na spotkanie.
Nie zawsze chce się nam podjąć to wyzwanie. Boimy się tej konfrontacji, ponieważ obawiamy się, że Bóg powie nam prawdę. Okaże się wówczas, że nasza prawda jest subiektywna, że wcale nie jest prawdą, jedynie naszą opinią. Racja, której tak broniliśmy, nie jest słuszna. Oczywiście negowanie jej wcale nie jest dla nas czymś przyjemnym, a więc bronimy jej jak małe dzieci… Maluchy, gdy robią coś źle, kurczowo się tego działania trzymają, pomimo że dorośli tłumaczą im, że tak nie powinny. Kiedy rodzic tłumaczy, wyjaśnia, pokazuje, jak dziecko ma się zachowywać, ono i tak myśli, że wie lepiej. W relacji Bóg-my sytuacja wygląda bardzo podobnie. Wydaje nam się, że On nie przystaje do naszego świata, do tej rzeczywistości.
Jak nie wpaść w pułapkę traktowania wiary wybiórczo, wybierając to, na co się zgadzamy, a odrzucając to, co nie jest po naszej myśli?
– Traktujemy czasem Boga jako księgę wniosków, skarg i zażaleń. Taki Święty Mikołaj. Mówimy: „Teraz Boże zrób to dla mnie”. I chyba dlatego wolimy Boże Narodzenie od Wielkanocy. Narodzony Jezus jest mały, bezbronny, a zmartwychwstały potężny, mocny i zwycięski. Po prostu się Go boimy. Dzieciątko jest łagodne, nie skarci nas i nic nam nie powie. Natomiast Bóg mocy, krwi, śmierci i życia do nas przemawia. I właśnie ten zmartwychwstały Pan pokazuje nam postawę chrześcijańską, czyli umierania dla egoizmu, rezygnacji z panowania nad swoim życiem, otwarcia na drugiego człowieka. My natomiast wciąż chcemy Boga, który zalegalizuje wszystkie nasze słabości.
Trudność polega na tym, że próbujemy znaleźć Boga jako odłączonego od nas, jako osobny byt. Natomiast powinniśmy odnaleźć Go w naszym życiu. Problemem jest, że momentami albo przyjmujemy Boga jako fragment historii, która przypadkowo się ułożyła, albo odrzucamy, mówiąc, że Go nie ma. Jest to taka trochę pogańska kultura. Oddzielamy sacrum od profanum. Niestety, często Boga zostawiamy wówczas w zamkniętym pomieszczeniu. Traktujemy kościoły jak pogańskie świątynie, gdzie kult bożka sięga tam, gdzie sięgają jej mury. Poza nimi jest już samo życie. Prawda jest jednak taka, że nie da się podzielić życia chrześcijanina na sacrum i profanum. Albo otwieramy na Boga całe życie, wtedy gdy grzeszymy, robimy rzeczy wielkie czy codziennie, albo Go nie chcemy i całkowicie odpychamy.
Najważniejsze to zobaczyć Boga – Ojca, który dał nam życie z miłości. Jeżeli nie widzę Go jako tego, który kocha, to nic więcej, żadne inne treści z całego chrześcijaństwa do mnie nie dotrą.