Świętość nie jest dla wybranych – jest powołaniem każdego chrześcijanina. Po cóż bowiem być chrześcijaninem, jeśli nie po to, by cieszyć się zbawieniem w Chrystusie? Świętość jest dla każdego, ale tylko niektórzy zostaną wyniesieni do chwały ołtarzy. Ale nie znaczy to wcale, że ci właśnie są bardziej święci niż reszta zbawionych. Oni tylko zostali wybrani jako czytelny przykład dla następnych pokoleń.
Są ludzie, których doskonałe i heroiczne życie może poruszać, pociągać, być lekcją dla tych, co jeszcze są w drodze. To właśnie tacy uznawani są przez Kościół za świętych. Najpierw jednak poddawani są szczegółowemu badaniu i sprawdzaniu, czy na pewno zostali zbawieni. Mozolne sprawdzanie życia kandydata na ołtarze odbywa się w ustalonych przez Kościół ramach procesów beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych.
Zezwolenie i polecenie
Na początku trzeba wyjaśnić, czym różni się beatyfikacja od kanonizacji. Kanonizacja to akt papieski, oznaczający wpisanie świętego do katalogu świętych i polecenie oddawania mu publicznego kultu kościelnego. Beatyfikacja nie jest poleceniem, a jedynie zezwoleniem na taki kult, zwykle ograniczony terytorialnie.
W praktyce błogosławionego od kanonizacji dzieli właściwie tylko jeden krok: udowodnienie drugiego cudu. Zasadnicza część pracy, czyli potwierdzenie heroiczności cnót i pierwszego cudu, odbywa się w trakcie procesu beatyfikacyjnego.
Męczeństwo
Proces beatyfikacyjny męczennika jest nieco prostszy niż inne, gdyż można w nim uzyskać papieską dyspensę od konieczności udowodnienia cudu. Jeśli ktoś zginął za wiarę, a jego życie było nienaganne, Kościół nie potrzebuje dodatkowego potwierdzenia, że Bóg przyjął go do siebie. Aby jednak śmierć uznana była za męczeńską, muszą być spełnione warunki. Przyczyna śmierci musi być związana bezpośrednio z wyznawaniem wiary. Kościół wymaga tu, by ustalić konkretne osoby spełniające funkcję prześladowcy i wykazać ich nienawiść wobec wiary. Drugim warunkiem jest sama śmierć: dla męczeństwa nie wystarczy gotowość oddania życia, pragnienie śmierci czy jej wybór. Śmierć musi faktycznie nastąpić, choć nie musi się to wydarzyć natychmiast; za męczenników uznawani są również ci, którzy ginęli w wyniku zadanych ran czy długotrwałego wyczerpania organizmu. Warunkiem koniecznym męczeństwa jest również akceptowanie przez męczennika swojej śmierci; trudności w udowodnieniu męczeństwa sprawiać więc może bunt, próba ucieczki czy stan nieprzytomności.
Santo subito
Aby proces mógł się rozpocząć, należy przeprowadzić wstępne rozpoznanie. Trzeba sprawdzić, czy będzie wystarczająco dużo materiału dowodowego i czy ewentualne trudności, jakie się pojawią, będą do przezwyciężenia. Kandydat musi cieszyć się sławą świętości: przekonaniem ludzi uczciwych i poważnych o jego doskonałości. Opinia świętości powinna być spontaniczna – jak pamiętne „santo subito”, wykrzyczane na Placu św. Piotra podczas uroczystości pogrzebowych Jana Pawła II – ale również i trwała. To właśnie po to, by spełnić warunek trwałości, z rozpoczęciem procesu czeka się zwykle przynajmniej 5 lat od śmierci kandydata na ołtarze. Jednak w przypadku Jana Pawła II już miesiąc po jego śmierci prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, kard. José Saraiva Martins wydał reskrypt informujący, że papież Benedykt XVI zezwolił na odstąpienie od norm prawa kościelnego i na rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego zaraz.
Kult
Przesłanką i warunkiem do rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego jest żywy prywatny kult, objawiający się odwiedzaniem grobu czy wzywaniem kandydata na ołtarze w różnych potrzebach. Przeszkodą natomiast może stać się kult publiczny: wystawianie portretów i relikwii między obrazami przedstawiającymi świętych, publiczne modlitwy za wstawiennictwem kandydata. Janowi Pawłowi II na szczęście nie przeszkodziło to w beatyfikacji, choć może się wydawać, że w wielu miejscach Polacy, kierowani szczególną miłością i sentymentem, bliscy byli takiemu przedwczesnemu publicznemu kultowi.
Ostatnim wreszcie warunkiem rozpoczęcia procesu jest aktualność sprawy. Kościół nie rozpoczyna dziś procesów beatyfikacyjnych ludzi sprzed wielu wieków, jeśli nie mogą oni nic nowego powiedzieć współczesnym. Błogosławieni po to wynoszeni są na ołtarze, żeby przykład ich życia mógł wpływać na duchowe życie wiernych.
Postulator
Zwykle podmiotem inicjującym beatyfikację jest diecezja, stowarzyszenie lub zgromadzenie. W przypadku papieża Jana Pawła II proces rozpoczęła i prowadziła diecezja rzymska. Ona to powołała postulatora procesu, czyli swojego pełnomocnika (został nim ks. Sławomir Oder) oraz, ze względu na złożoność sprawy, trybunały pomocnicze w Krakowie i w Nowym Jorku.
Postulator rozpoczyna swoje działania od zebrania archiwum: materiałów dotyczących życiorysu kandydata, jego pism, publikacji na jego temat, modlitw, fotografii, filmów, świadectw i podziękowań za otrzymane łaski. Wszystko to oznacza ciężką i długą pracę. Trzeba dotrzeć m.in. do rodziny, przyjaciół, współpracowników i znajomych kandydata na ołtarze oraz odbyć z nimi rozmowy. Należy przeczytać również wszystkie pisma kandydata, zwłaszcza ewentualne autobiografie czy dzienniki duchowe, również te pozostawione w rękopisach. Na tej podstawie sporządza się życiorys oraz listę świadków z zastrzeżeniem, że świadkiem nie może być spowiednik w zakresie, który dotyczy sakramentu pokuty.
Postulator ma również obowiązek troszczyć się o szerzenie prywatnego kultu kandydata na ołtarze przez przybliżanie jego życiorysu, wydawanie książek itp. oraz o zabezpieczenie grobu.
Zebrać ułomki
Po tych wstępnych przygotowaniach rozpoczyna się diecezjalny etap procesu beatyfikacyjnego. Postulator występuje do biskupa z urzędową prośbą o wszczęcie postępowania. Następnie rozpoczyna się zbieranie od wiernych informacji na temat kandydata na ołtarze. W procesie Jana Pawła II już 18 maja 2005 r. kard. Camillo Ruini wydał edykt zachęcający wiernych, by informowali o wszystkim, co może przemawiać na korzyść bądź przeciwko opinii świętości zmarłego papieża. Dokument ten przez dwa miesiące wisiał na bramie Wikariatu Rzymu i krakowskiej Kurii, został również ogłoszony w rzymskim informatorze diecezjalnym oraz w dziennikach „L’Osservatore Romano” i „Avvenire”.
Oprócz zbierania informacji od wiernych, pierwszy etap procesu poświęcony jest teologicznej ocenie pism kandydata na ołtarze. O zamiarze rozpoczęcia procesu powiadamiana jest Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych, a biskup miejsca wydaje dekret o rozpoczęciu procesu. Od tego momentu kandydat na ołtarze może być nazywany sługą Bożym. Biskup powołuje trybunał, w którego skład wchodzi on sam lub jego delegat oraz notariusz i promotor sprawiedliwości, którego obowiązkiem jest m.in. przygotowanie pytań dla świadków i zbieranie materiałów dowodowych.
Badanie w diecezji
Otwarcie postępowania diecezjalnego odbywa się podczas uroczystej sesji, w której mogą wziąć udział wszyscy chętni. Otwarcie procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II w diecezji rzymskiej odbyło się 28 czerwca 2005 r., a w diecezji krakowskiej – 4 listopada 2005 r. Krakowski Trybunał Rogatoryjny pracował pod przewodnictwem bp. Tadeusza Pieronka.
Po uroczystej pierwszej sesji trybunału rozpoczyna się mozolna i długa praca. Opracowywane są pytania dla świadków, przesłuchiwani są świadkowie, również ci przeciwni beatyfikacji. Aby stwierdzić brak kultu publicznego, wizytowane jest mieszkanie i grób kandydata na ołtarze oraz inne związane z nim miejsca. Wreszcie sporządza się transumpt akt i dokonuje się jego tłumaczenia. Zamknięcie procesu beatyfikacyjnego na poziomie diecezjalnym następuje, podobnie jak jego otwarcie, na publicznej i otwartej sesji.
Proces rogatoryjny Jana Pawła II w archidiecezji krakowskiej zakończył się 1 kwietnia 2006 r., a proces na szczeblu diecezji rzymskiej zamknięty został rok później, 2 kwietnia 2007 r. w Bazylice św. Jana na Lateranie. Był to najszybszy w naszych czasach proces na poziomie diecezji.
Adwokat diabła i positio
Wszystkie sporządzone podczas procesu akta, opieczętowane i w specjalnych teczkach, przesyłane są do Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, zwykle przez zaufaną osobę albo pocztą dyplomatyczną.
Nie oznacza to końca prac – raczej ich nowy początek na wyższym szczeblu. W Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych do głosu dochodzi postać, wokół której przez wieki budowano wątki literackie, czyli tzw. adwokat diabła. Advocatus diaboli to promotor wiary, którego zadaniem jest wyszukiwanie wątpliwości i słabych punktów w aktach sprawy. Wszystko po to, aby ostateczne wnioski co do świętości kandydata były niepodważalne. W Kongregacji pracuje również cały zespół relatorów, którzy muszą gruntownie przestudiować cały nadesłany materiał na temat kandydata, wyjaśnić ewentualne problemy oraz przygotować tzw. positio, czyli szerokie opracowanie na temat życia i cnót sługi Bożego. Po opracowaniu positio przeprowadzane są dyskusje merytoryczne konsultorów: historyków oraz teologów. Jedne i drugie kończą się głosowaniami pozwalającymi na dalsze prowadzenie procesu i przygotowanie pisemnej relacji dla papieża na temat zaistnienia heroiczności cnót.
Ostateczną decyzję o tym, czy w przypadku konkretnego kandydata na ołtarze mamy do czynienia z heroicznością cnót, podjąć może tylko papież, na podstawie opinii konsultorów.
W procesie beatyfikacyjnym Jana Pawła II komisja teologów wydała pozytywną opinię w sprawie heroiczności cnót 13 maja 2009 r., a 19 grudnia tegoż roku papież Benedykt XVI podpisał dekret o uznaniu heroiczności cnót Jana Pawła II, zamykając w ten sposób zasadniczą część procesu beatyfikacyjnego.
Czekanie na cud
Równolegle do postępowania o uznanie heroiczności cnót toczy się postępowanie zmierzające do udowodnienia cudu. Cud potwierdza, że kandydat na ołtarze rzeczywiście przebywa w chwale nieba, skoro może u Boga wypraszać łaski żyjącym. Cud konieczny do ukończenia procesu beatyfikacyjnego musi się wydarzyć po śmierci kandydata, a konieczny do procesu kanonizacyjnego – po beatyfikacji.
W procesach beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych bierze się pod uwagę jedynie cuda o charakterze fizycznym, głównie uzdrowienia. Aby cud został uznany, diagnoza musi być udokumentowana, podobnie jak ewentualne rokowania poprawy oraz sam proces leczenia. Konieczne jest oczywiście wezwanie pomocy i wstawiennictwa sługi Bożego. Trzeba tu ustalić, kto takiej pomocy wzywał i w jaki sposób. Jeśli w intencji chorego zanoszone są modlitwy za wstawiennictwem różnych świętych lub sług Bożych, uzdrowienie nie może być dowodem w procesie beatyfikacyjnym. Uzdrowienie musi być szczegółowo opisane i zweryfikowane. Aby mogło stać się dowodem w procesie, powinno być doskonałe, nagłe i pełne. O uzdrowieniu powinni wypowiedzieć się również świadkowie.
Ostatni krok
W procesie beatyfikacyjnym Jana Pawła II trybunał diecezjalny w Rzymie, badający sprawę uzdrowienia z choroby Parkinsona (tej samej, na którą cierpiał papież) jednej z francuskich zakonnic, 23 marca 2007 r. potwierdził fakt zaistnienia cudu. Po dokładnym przebadaniu materiałów 21 października 2010 r. Komisja Lekarska Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych wydała pozytywną opinię o autentyczności cudu, a 14 grudnia pozytywnie o uznaniu cudu wypowiedziała się również Komisja Teologiczna Kongregacji. 14 stycznia 2011 r. papież Benedykt XVI podpisał dekret o autentyczności cudownego uzdrowienia s. Marie Simon-Pierre Normand, i jedynym, co trzeba było zrobić, by proces beatyfikacyjny został zakończony, to ogłosić datę beatyfikacji. Pojawiały się na ten temat przeróżne spekulacje, ale papież Benedykt XVI zdecydował, że odbędzie się ona 1 maja 2011 r., w przypadające w tym roku tego dnia święto Miłosierdzia Bożego. Jan Paweł II ustanowił je w 2000 r., a w wigilię tego święta 2 kwietnia 2005 r. odszedł do domu Ojca
Nie miałem wątpliwości
– Doświadczenie bycia postulatorem w tym procesie naznacza moje życie i tożsamość, stanowi punkt zwrotny – mówił w rozmowie z KAI ks. Sławomir Oder. – Te pięć lat było czasem rekolekcji. Jan Paweł II mówił do mnie i to było moje z nim spotkanie. Sam odpowiadał na pytanie, po co są święci w życiu człowieka, w życiu Kościoła – żeby zawstydzać i zachęcać. Zawstydzać, gdyż człowiek nie jest tym, kim powinien być i zachęcać, gdyż człowiek może być świętym. Z całą pewnością był to czas umocnienia w wierze, miłości do Kościoła. Jan Paweł II naprawdę był zakochany w Chrystusie i w Kościele. Dla mnie osobiście w tym procesie – poza codziennym pobudzaniem do tego, aby posłuchać jego słów: Duc in altum i wypłynąć na szeroką wodę świętości – ważne było jego umiłowanie kapłaństwa. Jana Pawła II od wewnątrz charakteryzuje jego tożsamość kapłańska, jego zakochanie w Chrystusie, jego spotkanie z Maryją, jego doświadczenie Kościoła. Można było dostrzec i czuć jego radość z kapłaństwa w spotkaniu z ludźmi, w byciu duszpasterzem, byciu pasterzem Kościoła, najpierw w Krakowie, a potem w Rzymie. W jego radości, kiedy udzielał sakramentów, kiedy sprawował Eucharystię, kiedy siadał do konfesjonału, kiedy namaszczał chorych, kiedy chrzcił i błogosławił małżeństwa. Z jego twarzy biła radość bycia kapłanem.
Pytany przez KAI o długość procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II, ks. Sławomir Oder odpowiadał: – Nam się wydaje, że pięć lat to bardzo długo. Nie był to powolny proces beatyfikacyjny w porównaniu do procesów, które odbyły się wcześniej. Miałem okazję zapoznać się z wieloma świadectwami i dokumentami, i tym samym spojrzeć z głębszej perspektywy na Jana Pawła II. Osobiście byłem zawsze spokojny i pełen optymizmu co do przebiegu i zakończenia procesu. Jak wiadomo, był to proces dotyczący osoby, która była z nami jeszcze do wczoraj. Trudność mogłaby się pojawić, gdyby sprawy zaistniałe za jego życia miały swoje konsekwencje, trwające do dziś. Specyfiką tego procesu było m.in. to, że nie można było np. bezpośrednio zajrzeć do wielu dokumentów w Archiwach Watykańskich, gdyż wiadomo, że są one udostępniane po wielu dziesięcioleciach. Nie znaczy, że nie mieliśmy okazji konsultować pewnych spraw. Zachowaliśmy w pełni wszelkie procedury pozwalające na wyjaśnienie wielu kwestii.