– Czy papież lubi gumę „Turrrrrbo”? – szczebiocze kilkuletnia Marysia. „Co, że co robi?” – dziwi się Jan Paweł II. „Aaa, żuje gumę. Nie wiem nic o takiej gumie” – odpowiada szczerze zafrasowany.
Nikt wcześniej ani później nie rozmawiał z Janem Pawłem II w taki sposób. „Pierwsza w świecie konferencja prasowa papieża z udziałem dzieci z «Ziarna»” – to dziś klasa sama w sobie. Zero reżyserowania. Przez 20 lat od momentu telewizyjnej emisji wywiad zdążył obrosnąć legendą, zyskać status kultowego i stać się jednym z najbardziej poszukiwanych filmików w internecie. Nade wszystko zaś, mimo upływu czasu, nie stracił nic ze swej pierwotnej świeżości i aury spontaniczności.
Czasem myśmy się nawet bili
Dzieci walczą o miejsce na ławeczce. Mała Marysia pokazuje wolny skrawek koło siebie. Papież siada i w tym momencie dostaje się w krzyżowy ogień pytań.
– Czy Ojciec Święty miał dużo kolegów i przyjaciół w dzieciństwie? – pyta ktoś z otaczającej papieża gromadki. „Tak. Czasem myśmy się nawet bili. Najwięcej tośmy kopali w piłkę” – uśmiecha się Jan Paweł II.
– A czy Papież lubi szpinak? „Jak mi dają, to jem” – odpowiada ze zbolałą miną.
– W takim razie, czy Ojciec Święty lubi być papieżem? „Co mam robić?” – pada retoryczna odpowiedź.
Papież jest rozluźniony i wyraźnie zadowolony z poważno-żartobliwej konwencji „konferencji prasowej”. Ale przecież i tutaj obowiązują żelazne prawidła kontaktów z mediami: trzeba cierpliwie siedzieć i odpowiadać na wszystkie, nawet najbardziej niewygodne pytania. A dzieci drążą dalej.
– Czy Ojciec Święty bił się w dzieciństwie z innymi chłopcami? „Tak, i z dziewczynkami też” – odpowiada papież.
– Czy Ojciec Święty lubi swoje podróże? Papież śmieje się. „Co mam robić? Nie mogę powiedzieć, żebym ich nie lubił” – mówi.
A czy papież lubi małe dziewczynki z warrrrrkoczykami? – indaguje znów rezolutna Marysia. „Z warkoczykami albo bez warkoczyków, też ujdą” – zgadza się Ojciec Święty.
Padają jeszcze dziesiątki innych równie ważnych i trudnych pytań: Czy papież łowi ryby? Czy mój braciszek, który jest już w niebie, widzi mnie i opiekuje się mną? Jak był ubrany papież podczas Pierwszej Komunii Świętej? Czy papież lubi myć zęby? Itd. itd. itd.
Na koniec wszystkie dzieci gromadzą się wokół Jana Pawła II, który błogosławi małych dziennikarzy.
Z głowy
Myśl o zorganizowaniu spotkania papieża z dziećmi na wzór prawdziwej konferencji prasowej zrodziła się w głowie ks. Wojciecha Drozdowicza, pomysłodawcy, twórcy i pierwszego prowadzącego kultowy dziecięcy program „Ziarno”.
Wszystko rozegrało się błyskawicznie, w ciągu zaledwie kilku dni poprzedzających 4. podróż apostolską Jana Pawła II do Polski w czerwcu 1991 r. Autorzy programu skrzyknęli grupę dzieci związanych przez lata z „Ziarnem” i poprosili je, by przygotowały dwa pytania, które chciałby zadać papieżowi. – Bałem się trochę, że maluchy mogą mieć pewien kłopot z jasnym sformułowaniem swoich myśli, przez co wynikną pytania „o zdrowe zdrówko papieża Jana Pawła”. Ale pomyliłem się – dzieci były doskonale przygotowane, a pytania nie powtarzały się - wspomina ks. Wojciech Drozdowicz, dziś proboszcz parafii pw. bł. Edwarda Detkensa na warszawskich Bielanach.
Cóż jednak z tego, skoro podczas spotkania wszystkie wcześniejsze ustalenia, plany i scenariusze poszły w kąt. Górę wzięła dziecięca żywiołowość i spontaniczność. Nie było żadnych gotowych kwestii z kartki. Dzieci niejako intuicyjnie zaczęły zadawać papieżowi pytania „z głowy”. I to był strzał w dziesiątkę. Dzięki temu mógł powstać całkowicie nieustawiony, naturalny i spontaniczny wywiad. To również w ogromnej mierze zasługa samego Jana Pawła II, który od razu podchwycił taką konwencję i wyraźnie czuł się w niej, jak w swoim żywiole.
– Ta konferencja jest niesamowitym dowodem bliskości Jana Pawła II z dziećmi. Ja go tam dostrzegłem, jako takiego – w najlepszym znaczeniu tego słowa – dziadka zaprzyjaźnionego ze swoimi wnukami – mówi ks. Drozdowicz, dodając, że wszyscy kapłani powinni puszczać sobie ten filmik „tak ze dwa razy dziennie” po to, żeby zobaczyć, jak powinna wyglądać taka autentyczna, serdeczna bliskość z dziećmi. – Bo to wielkie wyzwanie na dzisiejsze czasy – uważa twórca „Ziarna”.
Piguła w tablicę
Niezwykła jest także otoczka towarzysząca tamtemu niezapomnianemu spotkaniu na tyłach budynku Konferencji Episkopatu Polski. Najpierw powstał bowiem legendarny teledysk do piosenki Parafian Blues, napisanej na przywitanie Jana Pawła II. Utwór nagrano miesiąc wcześniej na dachach Warszawy, a w roli głównej wystąpili ks. Wojciech, śpiewający i grający na kontrabasie oraz pląsające w takt melodii maluchy z „Ziarna”.
– I znów o wszystkim zadecydował przypadek w osobie Małgosi Grabowskiej, scenografki naszego programu, która stwierdziła któregoś dnia: słuchaj, ten tekst powinieneś ty zaśpiewać. A ponieważ ja nie umiem śpiewać, pomysł był na tyle głupi, że wszystkim się spodobał. Łącznie ze mną – śmieje się ks. Drozdowicz. – Dalej poszło już łatwo. Zacząłem świstać coś na melodię Kiedy byłem małym chłopcem Tadeusza Nalepy. Podchwycił ją Andrzej Krzywy i chłopaki z zespołu De Mono, robiąc z tego znakomity aranż do Parafian Blues – relacjonuje ks. Wojciech.
Osobna wzmianka należy się także samym dzieciakom z „Ziarna”. Ks. Drozdowicz podkreśla, że to były zawsze silne indywidualności: mniej więcej dwie trzecie „diabełków” i jedna trzecia „aniołków”. Żadnego nieokreślonego środka. Wyszukiwał te samorodne telewizyjne talenty, jeżdżąc po szkołach i salkach katechetycznych w całym kraju. – Miałem kilka wypróbowanych sposobów, np. lepiłem w rękach jakąś niewidoczną maź czy kulę śniegu i rzucałem nią w tablicę. A potem pytałem, co tam widać – mówi autor „Ziarna”.
Dzieci zmieniały się, odchodziły z programu, niekiedy na chwilę wracały. Wszystko po to, by ustrzec je przed chorobą telewizyjną zwaną popularnością. – Zawsze przed nagraniami mieliśmy taki stały, powtarzany refren: każdy lubi dobrze wypaść. A jak najlepiej możemy wypaść? Przez okno –odpowiadali wszyscy chórem – przypomina ks. Wojciech.
I nawet dziś, po prawie dwudziestu latach, o nikim chyba z ówczesnego „Ziarna” nie można powiedzieć, że „wypadł przez okno”. Janek Komasa, który tańczył na dachu w teledysku do Parafian Blues, reżyseruje wspaniale filmy, a jego Sala samobójców bije rekordy kinowej popularności; Szymek Komasa, brat Janka, jest śpiewakiem operowym; Marysia – ta od „gumy Turrrrbo” – i jej dwaj bracia, mieszkają w Szwajcarii, gdzie ich tata pracuje przy Wielkim Zderzaczu Hadronów. Reszta także odnalazła swoją własną drogę życiową.
– Wcale mnie to nie dziwi. Bo już wtedy, kiedy uderzałem tą pigułą o tablicę, dostrzegałem ich niezwykłą, nieschematyczną wyobraźnię – uśmiecha się ks. Drozdowicz. – A tego się przecież nigdy nie traci.