Nieznany z imienia więzień, ciężko chory trzymiesięczny chłopiec, pani Marianna – to ludzie, których życie zmieniało się pod krzyżem. Pod tym szczególnym, Cudownym Krzyżem w Słupcy.
Powtarzana tu legenda mówi o niesłusznie uwięzionym człowieku, który w kajdanach prowadzony był przez carskiego żołnierza nieopodal kościoła pw. św. Leonarda, patrona więźniów. Kiedy poprosił o to, by mógł przez chwilę pomodlić się przed krzyżem, żołnierz wyraził zgodę, sam jednak pozostał przed kościołem. Więzień wszedł do środka, ukląkł przed krzyżem i zatopił się w modlitwie. Kiedy skończył modlitwę, zadziwiony zauważył, że jego rąk i nóg nie krępują już łańcuchy. Żołnierza przed kościołem również nie było...
Od legendy do sławy
Ta opowieść to tylko pobożna legenda, jedna z wielu, które dotyczą słupeckiego krzyża. Gotycki krucyfiks słynący łaskami znajduje się dziś w kościele pw. św. Leonarda. Kościół ten – sanktuarium Świętego Krzyża – powstał na początku XIV w. Początkowo był kościołem szpitalnym, umieszczonym za murami miasta. Potem wielokrotnie go przebudowywano i restaurowano, a słynący łaskami krzyż trafił tu w 1765 r. ze świątyni pw. św. Krzyża.
Kiedy kościół pw. św. Leonarda nie był kościołem parafialnym, lecz tylko szpitalnym, umieszczony w nim krzyż również nie cieszył się szczególną sławą. Musiał minąć czas, by okoliczni mieszkańcy doświadczyć mogli, że Bóg w szczególny wysłuchuje ich próśb zanoszonych w tym właśnie miejscu.
Benedykt
W 1925 r. ciężko zachorował na zapalenie jelit Benedykt Kluczyński, trzymiesięczny syn Romana i Zofii. Leczenia podjęli się lekarze ze Strzałkowa, mimo to dziecko czuło się coraz gorzej, traciło przytomność, miało duże bóle i wysoką gorączką. Lekarze nie dawali mu szans na przeżycie. Wówczas rodzice, którzy wiedzieli o cudownym wizerunku Chrystusa w Słupcy, poprosili swego proboszcza o odprawienie Mszy św. przez Cudownym Krzyżem. Prośba modlących się rodziców i najbliższej rodziny została wysłuchana, a umierające dziecko jeszcze tego samego dnia wróciło do zdrowia.
Marianna
Ten cud był jednym z wielu, zanotowanym w księdze cudów słupeckiego sanktuarium. A sama księga i kult słupeckiego krzyża związane są ściśle z życiem jednej niezwykłej kobiety – Marianny Fiszer.
Marianna Fiszer była córką miejscowego szewca Staśkiewicza. W wieku 17 lat wyszła za mąż i w 1895 r. wyjechała z mężem do USA. Kiedy dowiedziała się o ciężkiej chorobie matki, wróciła do Polski, żeby się nią opiekować. Przy okazji „zaopiekowała się” również kościółkiem św. Leonarda. Była w nim sprzątaczką, kościelną, ministrantką, ogrodnikiem, gospodarzem, dbała o konserwację okien i obrazów, o dach i okoliczne nagrobki, naprawiała szaty liturgiczne, zbierała pieniądze na remonty i troszczyła się o ich przeprowadzenie. Z jej inicjatywy został również odnowiony Cudowny Krzyż, pokryto go nową farbą i złotem. Zatroszczyła się o założenie księgi cudów za przyczyną Cudownego Krucyfiksu i powierzyła jej prowadzenie ówczesnemu proboszczowi.
Kiedy wybuchała II wojna światowa, Marianna – jako że jej nazwisko po mężu brzmiało po niemiecku, w dodatku identycznie jak nazwisko komendanta miasta – mogła zachować klucze do kościoła. Jedyna przez dłuższy czas miała do niego swobodny wstęp: wtedy to przed Cudownym Krzyżem wymodliła, by kościół nie został rozebrany przez Niemców.
Dziś
Założona przez Mariannę Fiszer księga uzdrowień i cudów zaginęła w czasie wojny, co nie znaczy, że ustał kult Cudownego Krucyfiksu. Do sanktuarium Krzyża w Słupcy coraz liczniej przybywają pielgrzymi. W każdy piątek wieczorna Msza św. odprawiana jest przed słynącym łaskami krzyżem, a w każdy ostatni piątek miesiąca Msza św. odprawiana jest w intencjach przynoszonych do sanktuarium.