Tę prawidłowość zdają się coraz lepiej rozumieć także w samej Unii Europejskiej. Kilkanaście dni temu w Parlamencie Europejskim odbyła się największa z dotychczasowych konferencji poświęconych dyskryminacji chrześcijan w świecie współczesnym. Zwraca uwagę zwłaszcza fakt, że została ona zorganizowana solidarnie przez przedstawicieli dwóch największych, choć niekoniecznie zgodnie współdziałających ze sobą na co dzień frakcji chrześcijańskich w PE: Europejskiej Partii Ludowej (EPP) oraz Grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (ECR). Zabrakło co prawda przedstawicieli europejskiej lewicy, ale nie od dziś wiadomo, że jej priorytety w dziedzinie przestrzegania praw człowieka przebiegają według zupełnie innych linii i w diametralnie odmiennych kierunkach.
Neron wiecznie żywy
- Co najmniej 75 proc. prześladowań religijnych jest skierowana przeciwko chrześcijanom na całym świecie. Każdego roku 170 tys. chrześcijan cierpi z powodu swoich przekonań. Całkowita liczba wierzących, którzy są dyskryminowani, osiągnęła już 100 milionów – przypomniał podczas inauguracji konferencji jeden z jej współorganizatorów poseł Konrad Szymański (PiS/ECR), dodając, że owo masowe męczeństwo chrześcijan pozostaje nadal „zapomnianą zbrodnią”. Mówiąc zaś precyzyjniej – chodzi o amnezję i milczenie ze strony politycznych możnych tego świata oraz mainstreamowych mediów.
Ten ponury obraz współczesnych „neronowych czasów” jeszcze pełniej obrazują dane zaprezentowane w czasie brukselskiego spotkania przez organizacje monitorujące przestrzeganie wolności religijnej na świecie. Według holendersko-amerykańskiego stowarzyszenia Open Doors - służącego od 45 lat chrześcijanom prześladowanym na całym świecie - wśród 10 państw, w których wyznawcy Chrystusa byli w 2010 r. najbardziej ciemiężeni z powodu swej wiary, wymienić można: Afganistan, Arabię Saudyjską, Iran, Jemen, Koreę Północną, Laos, Malediwy, Mauretanię, Somalię oraz Uzbekistan.
Współczesne prześladowania, nietolerancja oraz mniejsza czy większa opresyjność dotyczą jednak nie tylko chrześcijaństwa, ale właściwie całej sfery religijnej. Przekonywał o tym dr Brian J. Grim z PEW Forum on Religion & Public Life w USA - organizacji specjalizującej się w międzynarodowej demografii religijnej oraz dokumentowaniu skali prześladowań religijnych na świecie. Z zaprezentowanych przez niego statystyk wynika, że wysoki lub bardzo wysoki stopień opresyjności wobec religii występuje w ponad 60 krajach (a więc w jednej trzecie państw świata), w których zamieszkuje łącznie prawie 70 proc. ludności Ziemi! Natomiast różne inne formy nękania lub zastraszania z powodów religijnych zarejestrowano w aż 89 proc. państw, z czego lwią część stanowiły wrogie działania ze strony władz państwowych lub lokalnych. Najgorzej wygląda oczywiście sytuacja chrześcijan – represjonowanych w ponad 67 proc. państw świata, następnie – tu lekkie zaskoczenie - muzułmanów (58 proc. państw), żydów (38 proc. państw), hinduistów (8 proc. państw), buddystów (7 proc. państw) oraz innych grup religijnych (dyskryminowanych łącznie, w 43 proc. państw).
Nienawiść do górali
Statystyki to jedno, żadne liczby nie zastąpią jednak relacji bezpośrednich świadków i ofiar prześladowań religijnych. W Brukseli głos dostali zatem także ci, którzy na co dzień zamieszkują najbardziej nieprzyjazne dla chrześcijan miejsca naszego globu. Jeden z nich, bp Edward Hiiboro Kussala, ordynariusz diecezji Tombura-Yambio w Sudanie, przedstawił dramatyczną sytuację chrześcijańskich mieszkańców tego afrykańskiego kraju. Jeszcze do niedawna radykalne muzułmańskie bojówki, korzystające z ochrony i protektoratu władz kraju, mordowały tam chrześcijan dosłownie tysiącami. I choć dziś w Sudanie panuje pozorny spokój, to prześladowania wcale nie ustały. Przybrały jedynie nieco mniejszą skalę. Prawdopodobnie więc jedyną szansą na zakończenie tamtejszej krwawej antychrześcijańskiej krucjaty jest secesja Południowego Sudanu i ogłoszenie tego terytorium niepodległym państwem. Wszystko zależy od referendum w tej sprawie, które odbędzie się w Sudanie na początku stycznia przyszłego roku. - Mniejszości, a szczególnie chrześcijańska, potrzebują wsparcia wspólnoty międzynarodowej dla pokojowego przebiegu referendum, które doprowadziłoby do trwałego pokoju w jednym lub dwóch oddzielnych krajach – zaapelował bp Kussala.
Z kolei chaldejski biskup Kirkuku, Louis Sako, przypomniał o coraz gorszym położeniu irackich chrześcijan, stanowiących jeszcze kilka lat temu stabilną, kilkuprocentową mniejszość rdzennych mieszkańców tego państwa. Jednakże od czasu amerykańskiej inwazji i obalenia reżimu Saddama Husajna w 2003 r., w Iraku zginęło już ponad 900 chrześcijan, na czele z porwanym i zamordowanym w 2008 r. arcybiskupem Mosulu, Paulosem Farajem Ratho. Ci, którzy mogą, uciekają z kraju, reszta chroni się w murach chrześcijańskich gett, osłanianych, póki co, przez amerykańskie i miejscowe siły porządkowe. W efekcie liczba irackich chrześcijan skurczyła się obecnie do niecałych 750 tys. osób.
Krwawe prześladowania spotykają także wyznawców Chrystusa w Wietnamie. W tym przypadku można wręcz mówić o zorganizowanym państwowym terrorze wobec społeczności chrześcijańskich degarów (górali), czyli rdzennej ludności Płaskowyżu Centralnego, zwanych też z francuska Montagnards. Wietnamska codzienność obraca się wokół aresztowań, tortur, pacyfikacji wiosek i gazowania tamtejszych górali. To nic innego, jak „strategia wojskowa, mająca na celu utrzymanie ludności pod kontrolą rządu” – mówił w czasie brukselskiej konferencji Kok Ksor, prezes działającej w USA Fundacji Montagnard.
Kwestia wiarygodności
Członkowie Parlamentu Europejskiego mieli więc wreszcie okazję usłyszeć na własne uszy rozpaczliwe wołanie o pomoc ze strony prześladowanych chrześcijan. „Krzyk mojego ludu był długo tłumiony przez represyjną władzę” – żalił się Wietnamczyk Kok Ksor, a sudański bp Edward Hiiboro Kussala apelował, by „cywilizowane narody chrześcijańskiego Zachodu” powiedziały wreszcie: „stop zabijaniu chrześcijan”.
Echem tych słów jest chyba najważniejsza konkluzja konferencji w Brukseli: jeśli Unia Europejska ma zachować podstawową wiarygodność, musi wziąć współodpowiedzialność za ochronę wolności wyznania na świecie. Tym bardziej że – jak przypomniał Mario Mauro z Europejskiej Partii Ludowej (EPP) - wolność religijna jest jednym z filarów praw człowieka oraz warunkiem innych swobód. „Być wolnym w wyrażaniu i praktykowaniu wiary, którą wyznajemy, oznacza uniknięcie nadużyć władzy. To dlatego powinniśmy nalegać na obronę tej zasady” – stwierdził włoski polityk, który wespół z Konrad Szymańskim przedstawił propozycję nowego zapisu, jaki powinien obowiązywać w stosunkach zewnętrznych Unii Europejskiej. W myśl tego zapisu niezbędnym warunkiem zawarcia przez UE jakiegokolwiek porozumienia z innymi państwami miałoby być umieszczenie w nim zobowiązania do poszanowania wolności religijnej. Aby tak się stało, propozycja musi zostać podpisana w ciągu trzech miesięcy przez co najmniej 380 członków Parlamentu Europejskiego. I to będzie dopiero prawdziwy test na szczerość intencji brukselskich parlamentarzystów oraz ich faktyczny, a nie deklaratywny stosunek do unijnego pakietu praw podstawowych.