Logo Przewdonik Katolicki

Zamyślony romantyk

Jadwiga Knie-Górna
Fot.

Dwa dni podróży, kilkaset przejechanych kilometrów, mało snu, nieustanna plaga komarów, nieprzyjemny chłód i deszcz. Ale nade wszystko wspaniałe, ciepłe i wzruszające spotkania z ludźmi. Także to najbardziej oczekiwane i wynagradzające wszelkie trudy, spotkanie z mamą ks. Jerzego, panią Marianną Popiełuszko.

 

Dwa dni podróży, kilkaset przejechanych kilometrów, mało snu, nieustanna plaga komarów, nieprzyjemny chłód i deszcz. Ale nade wszystko wspaniałe, ciepłe i wzruszające spotkania z ludźmi. Także to najbardziej oczekiwane i wynagradzające wszelkie trudy, spotkanie z mamą ks. Jerzego, panią Marianną Popiełuszko.

 

 

Wielu dziennikarzy, przedstawicieli bardzo różnych, także tych największych stacji medialnych naszego kraju, spotkało się na warszawskim Żoliborzu przy parafii św. Stanisława Kostki, by razem wziąć udział we wspólnym objeździe zorganizowanym przez Katolicką Agencję Informacyjną pod hasłem: „Śladami ks. Jerzego Popiełuszki”.

 

Gdzie wszystko się zaczęło

Naszą grupą opiekują się dwie panie: Milena Kindziuk, autorka książki „Świadek prawdy”, jedynej pełnej biografii ks. Popiełuszki, oraz Krystyna Soborak, kobieta legenda, która uczestniczyła we Mszach św. za Ojczyznę w czasach ks. Jerzego, razem z nim współpracowała oraz pomagała w organizowaniu pomocy charytatywnej. Od śmierci ks. Jerzego w 1984 r. współorganizowała Kościelną Służbę Informacyjną, którą obecnie kieruje. Pani Krystyna jest także notariuszem w procesie beatyfikacyjnym ks. Jerzego oraz kustoszem jego muzeum.

Na terenie parafii św. Stanisława Kostki wita nas jej gospodarz, ks. prałat Zygmunt Malacki, który następnie prowadzi wszystkich do grobu niebawem już błogosławionego kapelana ludzi pracy. O symbolice pomnika i tego miejsca opowie nam później pani Soborak – grób ks. Jerzego, zaprojektowany przez artystę plastyka Jerzego Kalinę, nawiązuje do formy i symboliki różańca, z którym praktycznie ks. Jerzy nigdy się nie rozstawał. Płyta nagrobna ma kształt krzyża, łącznik zaś orła w koronie z Matką Bożą Jasnogórską na piersi, liczba polnych kamieni jest taka sama co paciorków różańca, one zaś tworzą zarys obecnych granic Polski. Po krótkiej modlitwie przechodzimy do muzeum ks. Jerzego. Do tej pory to niezwykłe miejsce odwiedziło 400 tys. osób. Widać, że ekspozycję przygotowali ludzie, którzy dobrze znali i kochali ks. Jerzego. Czuje się tutaj klimat dawnych Kresów, spokojnej wsi, wspaniałego dzieciństwa, jakie tam przeżył mały Alek. Można bowiem zobaczyć z okna widok, jaki swoimi oczyma oglądał każdego ranka przed wyruszeniem na poranną Mszę św., oraz towarzyszące mu sprzęty domowe codziennego użytku, jak lampa naftowa czy stół, przy którym zasiadała cała rodzina do wspólnych posiłków. Na mnie największe wrażenie robi dość niezręcznie wypleciona z gałązek kołyska, w której leżał mały Alek. Jak nam później opowie w czasie dalszej podróży Milena Kindziuk, pani Marianna w tej kołysce nieraz brała swojego syna w pole do pracy.

Wędrujemy sala po sali, dużo pamiątek i wspomnień dla starszego i mojego pokolenia, które przeżyło tamten tragiczny czas stanu wojennego… Ze wspomnień wyrywa nas głos ks. Zygmunta Malackiego z radością obwieszczającego, że relikwie ks. Popiełuszki po beatyfikacji na pewno trafią w dwa miejsca: 6 czerwca do Świątyni Opatrzności Bożej, a tydzień później, czyli 13 czerwca, do kościoła św. Stanisława Kostki. – 13 czerwca w południe odbędzie się uroczysta Msza św. z wprowadzeniem relikwii ks. Jerzego do żoliborskiej świątyni. Pierwotnie pomysł był taki, żeby relikwie złożyć na stałe pod ołtarzem w tym kościele, ale na to nie zgodził się Watykan. Zatem nasza świątynia będzie miała relikwiarz przenośny – mówi ks. Malacki. W jego opinii relikwie ks. Popiełuszki otrzymają także kościoły w Suchowoli, Toruniu, Włocławku oraz Bydgoszczy. Proboszcz żoliborskiej parafii przyznał również, że z prośbą o relikwie nowego błogosławionego do kurii warszawskiej zgłasza się ogromna liczba parafii zarówno z Polski, jak i z całego świata. - A z tym będzie kłopot, ponieważ cząstek relikwii jest naprawdę mało, od kurii warszawskiej będzie wyłącznie zależało kto, kiedy i w jaki sposób je otrzyma – stwierdza ks. prałat.

Według jego informacji, od momentu pogrzebu ks. Jerzego do grobu przybyło prawie 18 mln osób. Co ciekawe, postać kapłana -męczennika za wiarę przyciąga ludzi z całego świata, i to nie tylko katolików, chrześcijan, ale również wyznawców innych religii. Przybywają, żeby oddać hołd człowiekowi, który kochał ludzi i oddał życie za wolność i prawdę. Ks. prałat ujawnił również fakt, że podczas ekshumacji ciała ks. Jerzego, jaka miała miejsce w nocy z 6 na 7 kwietnia, potwierdziły się pogłoski o specjalnych zabezpieczeniach grobu przed wykradzeniem ciała ks. Jerzego. Trumna znajdowała się w żelbetonowej kaście, uniemożliwiającej jakąkolwiek próbę jej potajemnego wykradzenia. Dodatkowo grób ochraniały kable, podprowadzone aż do kościoła; zarówno one, jak i żelbetonowe zabezpieczenia zostały założone na wyraźne żądanie ówczesnego proboszcza parafii śp. ks. Teofila Boguckiego.

 

Taki pozostał w ich pamięci

Kolejnym etapem naszej podróży jest sam środek Europy. Dosłownie, bowiem w Suchowoli koło Białegostoku krzyżują się linie przecinające wzdłuż i wszerz kontynent europejski. Punkt ten uznano za Geograficzny Środek Europy, którego symbolem jest głaz ustawiony w Parku Miejskim oraz pamiątkowa tablica. W tej malowniczo położonej miejscowości, około pięciu kilometrów od rodzinnego domu Popiełuszków, Alek chodził do szkoły podstawowej i liceum. W gościnne progi domu, w którym znajduje się izba pamięci ks. Jerzego, zaprasza nas proboszcz tutejszej parafii pw. św. św. Apostołów Piotra i Pawła ks. prał. Witold Skrouba. Na spotkanie z nami przybyli również: starszy o dwa lata od ks. Jerzego jego brat Józef z żoną Alfredą, Eugenia Wirkowska, nauczycielka wychowania fizycznego, obecnie przebywająca na emeryturze, szkolny kolega, dziś emerytowany polonista oraz aktywny prezes kościelnego chóru Lech Horun, a także jedna z licealnych koleżanek ks. Jerzego, Krystyna Gabrel wraz z mężem Edmundem.

Swoje wspomnienia pani Krystyna zaczyna od kartki imieninowej, którą trzyma w ręce, trochę zniszczonej upływem czasu. – Tę kartę Alek przysłał mi któregoś roku z życzeniami imieninowymi. Myślę, że pozostałe dwie Krystyny z klasy pewnie też takie życzenia dostały, bo byliśmy bardzo zżytą klasą. Przyznam się szczerze, że zapomniałam o niej na lata, dopiero jakiś czas temu ją znalazłam, kiedy porządkowaliśmy z mężem i córkami strych. Teraz stanowi dla mnie jedną z niewielu pamiątek po Alku i traktuję ją niemal jak relikwię. A tutaj mam zdjęcie, na którym jestem z Alkiem przed szkołą. Niesiemy krzesła do sali gimnastycznej na koncert filharmonii białostockiej. Alek był bardzo serdecznym, współczującym kolegą. Bardzo też lubił rozmawiać, ponieważ na przerwach chłopcy zazwyczaj chodzili na papierosy, czego on nie robił, przychodził do nas, dziewczyn, i rozmawialiśmy, on jeden otoczony przez nas w kółku. Żadnej z nas nie wyróżniał, z wszystkimi się przyjaźnił – z uśmiechem wspomina pani Gabrel.

Alek czasem nocował u siostry Teresy Boguszewskiej, wówczas młodej mężatki mieszkającej w Suchowoli. Wtedy wieczorami spotykał się z koleżankami i kolegami. Tak te wieczory wspomina Krystyna Gabrel: - Siadaliśmy zwykle na ganku domu państwa Boguszewskich. Jak to w tym wieku, chcieliśmy się czymś przed sobą popisać. Pamiętam, że napisałam jakiś wierszyk, inni nucili piosenki, ktoś opowiedział żart. Mieliśmy w zwyczaju, że udany występ nagradzaliśmy oklaskami. Alek też coś napisał, nie był to wiersz, ale taki zbiór myśli o chęci naprawiania świata. Utkwiło mi w pamięci, że nie dostał braw, bo jego przemyślenia były wtedy dla nas za dojrzałe, za mądre.

W pamięci Lecha Horuna szkolny kolega Alek Popiełuszko przede wszystkim zapisał się jako bardzo uczynny, miły i cichy. Jednak nade wszystko zapamiętał w nim duszę romantyka. Natomiast Eugenia Wirkowska swoje wspomnienia rozpoczęła od tego, jak to Alek zawsze przepuszczał ją pierwszą przez drzwi. - Z szerokim uśmiechem mówił: proszę bardzo, proszę bardzo. Alek w ogóle był bardzo dobrze wychowany; serdeczny, ciepły uczeń. Przeważnie był pierwszy w szkole, do której przychodził zaraz po porannej Mszy św. Pamiętam, że od początku, jak był bardzo małym chłopcem, bo wtedy jeszcze chodził do pierwszej klasy, zawsze rozbrajał i ujmował nas swoim szczerym uśmiechem, serdecznością i delikatnością. Nigdy nie gniewał się na kolegów, nawet jak go prowokowali, nie nosił też w sobie żalu. Przeżywał wiele spraw, ale tego nie okazywał. Był dość skryty, niepewny siebie, jednak zawsze opanowany. Pamiętam, co o nim mówiło się na radach pedagogicznych, że jest bardzo dobrym chłopcem, że nie ściąga, choć sam dawał ściągać, że jest koleżeński. Alek dobrze się uczył, choć na lekcjach często był zamyślony; typowy humanista. Najbardziej interesował się historią i wiedzą o świecie współczesnym.

Gdy padają pytania o uprowadzenie i śmierć ks. Jerzego, pani Wirkowska przestaje mówić, z jej oczu zaczynają płynąć łzy. Przeprasza i wychodzi. Głos zabiera Józef Popiełuszko, uśmiechnięty, skromny, widać, że to spotkanie z jednej strony sprawia mu przyjemność, a z drugiej krępuje. – Żyliśmy ze sobą jak brat z bratem, raz bywało lepiej, czasem trochę gorzej, śmieje się pan Józef. W tamtych czasach bawiliśmy się patykami, jakimiś kółkami, graliśmy w klasy i tyle. Takie były czasy. Ponieważ byłem od Alka starszy, ale też silniejszy, więcej zajmowałem się gospodarstwem. Alek codziennie wstawał o piątej rano i szedł prawie pięć kilometrów do kościoła na siódmą na Mszę św., był przecież ministrantem. Jakoś szczególnie w pamięci zapisały mi się nasze wizyty u niego w wojsku w Bartoszycach, gdzie przeważnie godzinami siedzieliśmy z rodzicami w oczekiwaniu na niego. Ale przeważnie za karę go do nas nie puszczali. Już wtedy na różne sposoby go dręczyli…

 

Cel naszej podróży… skrawek nieba

Pytam panią Krystynę Soborak, czy wie, jakie okoliczności spowodowały, że ks. Jerzy zdecydował się na zmianę imienia. Odpowiedź jest krótka, na chrzcie ks. Popiełuszko otrzymał imię po bracie swojej mamy, śp. Alfonsie Gniedziejko, żołnierzu Armii Krajowej, którego pamięć ks. Jerzy bardzo szanował. Jednak później w Warszawie z powodu tego imienia doznawał wielu przykrości. Na V roku studiów podjął ostateczną decyzję i za zgodą rodziny zmienił swoje imię na Jerzy.

Zmierzamy do wsi Okopy, gdzie urodził się i wychował ks. Popiełuszko. W autobusie wyjątkowa cisza, wszystkich pochłania jedna myśl, a raczej uporczywe pytanie: czy pani Marianna Popiełuszko spotka się z nami? Mijamy malownicze okolice, mżący deszcz bezskutecznie próbuje nam zasłonić sielskie widoki. Wreszcie naszym oczom ukazuje się znany z filmów i fotografii mały domek. W autobusie wyczuwa się napięcie oczekiwania i ogromne wzruszenie. Czekamy na wieści od naszych przewodniczek, które udały się do rodzinnego domu zapytać mamę ks. Jerzego, czy wyjdzie i spotka się z nami, choćby na chwilę. Okazuje się, że pani Marianna już na nas czeka wraz z synem Józefem w małej kapliczce, która stoi vis a vis jej domu. W jednej chwili wszyscy gromadzimy się przy niej, kobiecie, do której Jan Paweł II w 1987 r. przy grobie syna przytulając i błogosławiąc, powiedział: „Matko, dałaś nam wielkiego syna”.

W charakterystycznej chustce na głowie, opierając się jedną ręką na lasce, drugą wspierając się na synu Józefie, ogarnia nas wszystkich swoim niezwykle żywym wzrokiem. Padają pytania, choć nie miały padać, niektóre w ogóle nie powinny paść. Mieliśmy czekać, aż sama zacznie opowiadać. Jednak pani Marianna ze spokojem zaczyna odpowiadać, także na te niezbyt przemyślane pytania: czy modli się pani do syna? - Nie, bo człowiek musi się modlić do Boga. Ja modlę się do Boga. Syna proszę o wstawiennictwo u Boga. A o co prosi pani syna? – Proszę wybaczyć, ale to już moja sprawa. A czy syn wysłuchuje pani próśb? – Proszę samemu się do ks. Jerzego zwrócić, to wówczas samemu się zobaczy, czy wysłuchuje. Czy pani dzisiaj cieszy się? - Ja zawsze cieszę się, czy jest dobrze, czy źle, to zawsze trzeba cieszyć się. Czy pani cieszy się, że syn będzie wyniesiony na ołtarze? - No pewnie, że się cieszę. Kto we łzach sieje, żąć będzie w radości. Kto we łzach z tego świata został odprawiany, to teraz w radości będzie spotykany. A od kiedy pani wiedziała, że pani syn jest święty? - Każdy jego czyn i krok o tym świadczył.

Na pożegnanie pani Marianna, machając do nas ręką, zdecydowanym głosem dodaje jeszcze: „«Zło dobrem zwyciężaj», te słowa powtarzane przez ks. Jerzego coraz bardziej rozpowszechniają się na świecie”. Jeszcze chwilę postała i pomachała, po czym zniknęła za drzwiami swojego domu.

Spotkanie z mamą przyszłego świętego nie tylko na mnie zrobiło ogromne wrażenie, które trudno wyrazić w słowach. Twarz matki, która tyle wycierpiała, a przede wszystkim jej spracowane dłonie i niezapomniane, wyraziste oczy. Zupełnie jakbym ujrzała skrawek nieba…

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki