Pięć dni po tragicznej katastrofie samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem doszło do erupcji islandzkiego wulkanu. Dotychczas wulkan budził się kilkakrotnie – w latach, które dziwnym zbiegiem okoliczności mają dla Polski szczególne znaczenie.
Pod koniec 2009 roku ożywiła się aktywność sejsmiczna na lodowcu Eyjafjallajökull, doprowadzając do obudzenia południowoislandzkiego wulkanu o tej samej nazwie. Już między 3 i 5 kwietnia 2010 roku doszło w tamtym rejonie do ponad 3 tysięcy słabych trzęsień ziemi, których epicentrum zlokalizowane było w rejonie wulkanu, pobudzonego ostatecznie do wybuchu 15 kwietnia. W następnych godzinach gigantyczna chmura pyłu wulkanicznego, złożonego z mikromilimetrowych kryształków krzemionkowych i mikroskopijnej wielkości odłamków mineralnych, zaległa ponad europejskim niebem, kierując się za sprawą cyrkulacji w kierunku południowo–zachodnim i zasłaniając także niebo nad niemal całą Polską. Zamknięto ruch lotniczy w Europie Północnej i Środkowej. Postawiło to pod znakiem zapytania przybycie części z ponad stu delegacji państwowych na pogrzeb polskiego prezydenta i jego żony. Nie wiadomo jeszcze, jak duże zmiany klimatyczne wystąpią w najbliższych tygodniach w związku z tym zjawiskiem. Wiadomo, że jeśli chmura zalegać będzie przez dłuższy czas nad Europą, może spowodować ochłodzenie i opóźnienie wiosny.
Wulkan Eyjafjallajökull budził się do życia dotychczas trzy razy – jest zapewne zbiegiem okoliczności, że każdy ten rok miał dla polskich dziejów szczególne znaczenie.
Wybuch I – 960 rok
Polska jako taka jeszcze wtedy nie istniała. Na terenach naszej ojczyzny układała się prawdziwa mozaika lokalnych plemion słowiańskich, zajmujących się na ogół uprawą roli, hodowlą zwierząt i budową grodów. Dwa spośród tych plemion rozwijały się najbardziej dynamicznie, zyskując sobie przewagę i coraz większe znaczenie – Wiślanie skupieni wokół Krakowa, podlegający wcześniej wpływom Państwa Wielkomorawskiego, oraz Polanie rozbudowujący swe państwo pomiędzy przyszłymi pierwszymi stolicami Polski w Gnieźnie i Poznaniu. W 960 roku, gdy na Islandii obudził się wulkan Eyjafjöll, na polańskiej, piastowskiej ziemi, na terenie dzisiejszej Wielkopolski, obrano miejscowym księciem Polan syna Siemomysła, księcia Mieszka I. Zaledwie w ciągu jednej dekady od 960 roku, kiedy to Mieszko I – przy niesłyszalnym tu wtórze wybuchającego na Islandii wulkanu – zasiadł na książęcym tronie w Gnieźnie i Poznaniu, powstało państwo, które trwa do dziś, będąc jednym z najpiękniejszych bohaterów w europejskich dziejach. Któż jednak wie, czy podczas intronizacji księcia Mieszka nieba nad jego ziemiami nie zasnuwała chmura pyłu wulkanicznego…
Wybuch II – 1612 rok
Gdy w 1612 roku wulkan na Islandii odezwał się po raz drugi, odnotowany w historii, kilka tysięcy kilometrów na wschód, w niezwyciężonej, jakby się wydawało, stolicy Rosji – Moskwie, stacjonowali Polacy. Polskie wojska przechadzały się po moskiewskich bulwarach i ulicach od dwóch lat, kiedy to w 1610 roku zajęły stolicę wschodniego sąsiada, po tym jak obwołany wcześniej carem bojar Wasyl Szujski zawarł pakt ze Szwecją, który zagrażał interesom Rzeczypospolitej. Zgrupowanie wojsk polsko-litewskich, dowodzone przez hetmana polnego koronnego Stanisława Żółkiewskiego w sile ok. 7 tys. jazdy, wspieranej przez 200 piechurów, odniosło walne zwycięstwo 4 lipca 1610 roku pod Kłuszynem. Na wieść o tej klęsce wojsk rosyjskich wojskom Żółkiewskiego poddawały się kolejne miasta i twierdze ruskie. 9 października 1610 roku chorągwie polskie wkroczyły na Kreml moskiewski. Mennica moskiewska rozpoczęła bicie srebrnych kopiejek z imieniem nowego cara Władysława Zygmuntowicza. Jednak już w 1611 roku w Niżnym Nowogrodzie wybuchło antypolskie powstanie, prowadzone przez kupca Minina. Sformowano armię powstańczą, na czele której stanął kniaź Dymitr Pożarski, której zadaniem było usunięcie polskiej załogi z Moskwy. Rozpoczęła się blokada stolicy Rosji. Dwukrotnie podejmowana przez wojska hetmana wielkiego litewskiego Jana Karola Chodkiewicza próba odsieczy zakończyła się niepowodzeniem. Oblężenie doprowadziło w końcu do kapitulacji polskiej załogi Kremla moskiewskiego - 7 listopada 1612 r. Odbyło się to w czasie, kiedy na północno-zachodnim krańcu Europy, na Islandii, wulkan wyrzucał z siebie kolejne porcje rozżarzonej lawy. Niedawno w Rosji natomiast wprowadzono święto państwowe „na cześć wygnania Polaków z Moskwy w 1612 roku”.
Wybuch III – 1821 rok
Data ta w świadomości historycznej Polaków nie wywołuje skojarzeń z żadnym spektakularnym wydarzeniem, jak to jest choćby w przypadku lat: 1410, 1795 czy 1939. Jednak właśnie w 1821 roku w zaciszu watykańskich komnat papieskich zapadły decyzje, które miały kapitalne znaczenie nie tylko dla Kościoła w Polsce, ale także – przez następne sto lat – dla polskiego życia narodowego pod zaborami. Gdy w 1815 roku kongres wiedeński przypieczętował upadek mocarstwowych idei napoleońskich i odrestaurował rojalistyczny, przedrewolucyjny porządek polityczny Europy, narodowi polskiemu przypadła rola wasala trzech zaborców, w ramach pozorowanej autonomii. Powołane z ziem zaboru pruskiego Wielkie Księstwo Poznańskie przypadło berłu króla Prus. On i jego administracja postanowili usunąć ostatni symbol polskości – godność Prymasa Polski, złączoną od stuleci z arcybiskupstwem w Gnieźnie. Pruska biurokracja zaplanowała, że archidiecezja gnieźnieńska zostanie zlikwidowana, a jej terytoria zostaną włączone do podniesionego do rangi archidiecezji biskupstwa poznańskiego, które z kolei stanie się częścią wschodnioniemieckiej, pruskiej metropolii we Wrocławiu. W tym porządku kościelnym nie miało być miejsca dla Prymasa Polski. Zawiłe i trudne negocjacje, liczne presje dyplomacji pruskiej wywierane na Stolicę Apostolską groziły, że plan ten zostanie zrealizowany. Jednak protesty polskiego duchowieństwa archidiecezji gnieźnieńskiej i diecezji poznańskiej, wsparte petycjami polskiego ludu, wywarły na Watykanie takie wrażenie, że ostatecznie, właśnie w 1821 roku, papież Pius VII wydał bullę „De salute animarum”, w której połączono archidiecezje gnieźnieńską i poznańską unią personalną w osobie jednego arcypasterza. Kolejni arcybiskupi na tronach w Gnieźnie i Poznaniu uważani byli za prymasów Polski i w trudnych czasach zaborczej nocy nieśli światło wiary, nie tylko w Chrystusa, ale także w mgliste jeszcze wówczas, ale ufnie wyznawane przez kolejne pokolenia, odrodzenie Rzeczypospolitej.
Cztery daty
Czwarty wybuch wulkanu o trudnej do wymówienia przez nas nazwie miał miejsce w ostatnim czasie, poprzedzając dramatyczne dla polskiego narodu – znów na rosyjskiej ziemi – wydarzenia, i wymownie łącząc te ważne dla Polski daty: 960 – 1612 – 1821 – 2010. Ten zbieg okoliczności, przypadkowa koincydencja jest jednak okazją do uświadomienia sobie wagi i niezwykłości naszych polskich dziejów i zadania sobie filozoficznego, niemal eschatologicznego pytania: czy w tych niepojętych i wyjątkowych dziejach narodowych Polaków naprawdę wszystko jest przypadkowe, czy też przez wieki realizuje się w nich jakiś nieprzenikniony, niezrozumiały dla nas plan?